reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

opowieści z porodówki

Hope - u mnie było tak samo: pierwszy poród 11 lat temu, 14 godzin, bez żadnych informacji nt. tego, co się dzieje, mimo, iż pojawiłam się w szpitalu z 6-cio cm rozwarciem... wyciskanie dziecka, nacięcie i wredna położna - horror.
Tym razem nikt nie pytał o nacięcie, oczywiste było, że nie tną, a 2 godz po porodzie siedziałam tyłkiem na łóżku!
Szkoda, że takiego komfortu nie funduje się rodzącej w standardzie... przecież te wszystkie przyspieszacze porodu są na wyposażeniu szpitala a nie do prywatnej dyspozycji personelu, który tam pracuje.
Może czas zmieni coś w mentalności pracujących tam położnych na lepsze, ale to już chyba pokolenie, które zajmie miejsca tych Pań po ich przejściu na emeryturę.
 
reklama
No to ja spróbuje opisac swój poród!! W niedziele 22.05 od godziny gdzieś 6 rano miałam nieregularne skurcze tak co 5-10 min. Trwały gdzieś do godz. 10. Moja mama (położna) stwierdziła, że jedziemy na IP sprawdzić rozwarcie i tętno maluszka. Tam okazalo sie, ze mam rozwarcie na 3 cm, skurcze na KTG prawie wcale się nie zapisywały, ale lekarz zadecydowal, że mam zostać na patalogii na obserwacj ze względu na wczesniejsze przeżycia i porody. No i zostałam, skurcze powoli ustępowały i już byłam zła, że teraz jeszcze będę tydzien leżęć w szpitalu do terminu. Po godz. 18 przyjechała moja położna z która miałam rodzić, zbadała mnie trochę mocnie i pewnie coś tam naruszyła bo momentalnie od godz. 19 dostałam regularne i dość mocne skurcze co 3-4 min. Ale myślałam sobie, że pewnie znowu minie tak jak ostatnio i nic nikomu nie mówiłam, jeszcze z kumpela w pokoju zaczęłysmy oglądać X-faktor, no ale gdzieś przed 21 zadzwoniłam do mamy, że od 2 godz. mam regularne skurcze na to moja mam , że mam iść żeby mnie zbadali, więc poszłam. No i okazało się że mam rozwarcie na 6 cm, szybko telefon po męża i mamę. O 21 byliśmy na porodówce, skurcze bolesne jak cholera, na dodatek krzyżowe, przed 22 decyzja o podaniu oxy no i położna kazała mi się położyć na bok. No i wtedy dosłownie czułam jak mały schodzi coraz bardziej w dół, jak wstawia się w kanał rodny. O 22.15 zaczęły się parte i po 5 min Synek był juz z nami. A juz myślałam, że nie dam rady go wyprzeć i ta chwila dla mnie trwała wieki a okazało się że to zajęło mi 5 min. Oczywiście pierwsze co to czekałam na płacz naszego dziecka, a nasz Pituś momentalnie od razu zaczął tak głośno płakać, że byłam w szoku. Położyli mi Go od razu na piersi ale maluszek nie umiał sie zassać i tak leżelismy razem przez 2 godz. Łożysko szybko urodziłam, w całości i nie musieli mnie czyścic jak ostatnio. Nie nacinali mnie, ale lekko pękłam przy cewce moczowej i powiem, wam że szycie tej okolicy bolao mnie chyba bardziej niz cały poród, prosiłam o znieczulenie ale powiedzieli mi, że w tych okolicach i tak mi nic nie pomoże i zrobia to szybko bo zdaja sobie sprawe jak bardzo to boli. Tak wiec caly mój poród trwał 3 godz. i 20 min. i powiem szczerze, że jak maluszek był juz na świecie to stwierdziłam, że az tak bardzo sie nawet nie umęczyłam.
 
reklama
No mysle,ze przyszedł tez czas na mnie. Troche czasu minelo ale tego nie da sie zapomniec.

Wszystko zaczelo sie 29 maja o 23.00. Miałam skurcze co 6 minut i to dosc silne. Mowie mezowi,ze cos sie zaczyna dziac na co On: - to ja pije kawe i jedziemy. tak tez zrobil a ja poszlam sie wykapac i ubrac. O 23.30 juz ruszalismy do szpitala ze wszystkimi bagazami.
Gdy dojechalismy na miejsce szok. Ktoredy dostac sie na poloznictwo? wszystko pozamykane, w koncu trafilismy na izbe przyjec gdzie odpowiednio nas skierowali. Stoimy pod domofonem i czekamy. Nikt chyba nie ma zamiaru nam otworzyc a ja zwijam sie z bolu. nagle jest, ktos sie pokazal. Pani polozna byla "niesamowicie szczesliwa" ze ktos przerwal jej drzemke. Nawet sie nie odezwala tylko reka pokazala zeby wejsc. A mine to miala taka,ze....

W koncu jak juz troche sie obudzila to poprosila o karte ciazy i pyta co sie dzieje. Mowie,ze mam skorcze co 6 min. (choc w szpitalu mi przeszlo). Podlaczyla mnie pod KTG i kazala lezec 15 min. Poszla po lekarza, czekalam pol godziny. I przyszedl lekarz rowniez zaspany, nalozyl rekawiczki i z usmiechem sadysty do mnie: - prosze na fotel. zwleklam sie jakos i siadam. Gdy tylko sie do mnie zblizyl zobaczylam gwiazdki na niebie... ale bolalo.... Lekarz stwierdzil,ze jeszcze daleko do porodu, rozwarcie 1cm szyjka jeszcze dluga wiec wziasc nospe i jechac do domu.

I do srody rano 1 czerwca nic sie nie dzialo. Wlasnie w srode o 5 rano zaczela ze mnie leciec krew i to dosc obficie. Czop zaczal mi juz odchodzic wczesniej wiec troche sie wystraszylam. Wiec powtorka z rozrywki i do szpitala. Dojechalismy na miejsce o 6.30. Niestety dopiero o 7 zamiana zmian wiec musialam poczekac. Gdy juz przyszedl lekarz stwierdzil,ze trzeba poczekac do 8 az ordynator przyjdzie. Wiec oboje czekalismy na korytarzu. okolo godziny 11 gdy ordynator laskawie sie pojawil poprosil mnie na badanie. w gabinecie oprocz niego dwoch lekarzy i dwie polozne. Gdy zaczal badanie myslalam,ze juz tam urodze. chcialam wyc do ksiezyca... ludzie, nigdy nic tak nie bolalo. krazyly plotki,ze po jego badaniu kazda kobieta rodzi zaraz:-) stwierdzil 2 centymetry, odchodzacy czop, gladka i skrocona szyjke i ze przyjmuja mnie na oddzial.
Ale oczywiscie nie bylo miejsca, musialam czekac do 13 az kogos wypisza,zeby zwolnilo sie lozko... szok...
Ale co przed otrzymaniem sali zaczely mi sie skorcze. Polozna zabrala mnie na porodowke, ale poniewaz kazde lozko bylo zajete czekalam znowu na korytarzu ze skorczami, ktore i tak przeszly po godzinie. Zabrali mnie na sale na obiad. Caly czas mialam jakies tak skorcze. okolo godziny 18 zadzwonilam po moja oplacona polozna, przyjechala i mnie zbadala. O ludzie co ona mi tam w srodku robila.... Nagle krzyczy: - Ania tu juz jest cztery centymetry, ja ide na kawe a zaraz idziemy na porodowke bo zaraz urodzisz. Ja w szoku zadzwonilam po meza zeby przyjezdzal, bo rodze. Gdy przyjechal polozna jeszcze raz mnie zbadala. Stwierdzila,ze od ostatniego badania nic sie nie zmienilo, mam isc odpoczac i czekac na silniejsze skorcze. Boze niech sie zdecyduja czy wkoncu rodze czy nie. Moj M. pojechal wiec do domu a ja poszlam spac. Skorcze jednak sie nasilaly. Gdy o 3 rano zaczelam wyc z bolu polozna wziela mnie na badanie,ale ze nadal bylo tylko 4cm a glowka bardzo wysoko dala mi zastrzyk na rozluznienie miesni i kazala mi wziasc cieply prysznic. No to wrocilam na sale i pod prysznic, co za ulga, choc tak nie bolalo... wyszlam odswiezona z lazienki i czuje,ze cos leje mi sie po nogach... wody!!! migiem do lazienki oczywiscie nie zdazylam i zalalam cala podloge... patrze a wody zielone... a jaki smrod... tak bardzo sie wystraszylam... pomyslalam sobie,ze jesli z dzieckiem cos nie tak to zabije tych lekarzy. chcialam zglosic to poloznej... oczywiscie nikogo nie znalazalm bo spaly... poszlam do lekarza ale tez spal... niestety obudzilam go i jeszcze mnie opieprzyl... czemu tak panikuje, przeciez nic sie nie dzieje, mam isc do poloznej i sie nie denerwowac. w koncu znalazlam jakas polozna i zabrala mnie na porodowke. podlaczyla mnie pod KTG o 4.30. ciagle zagladala i mowi,ze cos sie jej to KTG nie podoba. zadzwonilam po ta moja polozna i po meza. przyjechali kolo 6. ja ciagle mialam okropne skorcze i na lozku sie skrecalam caly czas podlaczona pod KTG. Przyszla ta moja polozna i mowi,ze trzeba dzwonic po lekarza bo z tetnem dziecka cos nie tak, ciagle utrzymuje sie bardzo wysokie a tak byc nie moze, musza byc skoki a u mnnie ciagle 160 i wiecej. Przyszedl lekarz i mowi,ze czekamy na ordynatora, on nie bedzie decydowal o cesarce. po 7 kazal podlaczyc oxytocyne i czekac. O 6.45 przeszlam z mezem i moja polozna na sale do porodu rodzinnego. Jak to dobrze,ze moj M. choc mogl mnie za reke trzymac. Tak bolalo ale ciesze sie ze byl przy mnie. widzialam jak cierpial patrzac jak ja krzycze:-( Przyszla moja polozna i zaczyna podlaczac kroplowke a tu szok.... tetno dziecka spada do 80... ja rozplakalam sie.... mowie, ratujcie moje dziecko, blagam!!! bylam tak bardzo wystraszona, nie dosc ze zmeczona... Zadzwonila po lekarza, gdy w koncu przyszedl stwierdzil,ze nie podlaczamy kroplowki bo mogloby to zabic dziecko bo gdy nie na skorczu tetno tak spada to boja sie co bedzie przy mocniejszych skorczach. Oczywiscie kazali czekac na tego ordynatora a tu ciagle boli.... podlaczyli mi tlen. ledwo oddychalam, godzina 7.50 i znowu tetno dziecka 80.... ja prawie stracilam przytomnosc. Moj maz jak wyskoczyl na polozna, ze po lekaza ma leciec i nas ratowac!!!! Przyszedl w koncu moj lekarz i mowi,ze skoro tak sie dzieje to pewnie bedzie cesarka ale czekamy na obchod. o ludzie ilez jeszcze czekac.... ratujcie dziecko!!!!

o 8.20 w koncu przyszedl ten zasr****ny ordynator. oczywiscie mega bolesne badanie: glowka dalej wysoko, dalej 4 cm... zagrozenie plodu wiec... cesarka. i wtedy sie zaczelo, na szybko golenie, cewnik(o ludzie co za bol)... przebrali mnie we wspaniala koszule z mega rozcieciem z przodu. Podpisuje zgode na cesarke i wioza mnie na sale. Cale szczescie bedzie cial mnie moj lekarz prowadzacy. choc jedna dobra wiadomosc. Anestetzjolog wszystko mi wytlumaczyl, dal znieczulenie i pomogl mi sie spowrotem polozyc. Gdy juz wszystko bylo gotowe poczulam tylko jak mnie rozcinaja.... przebili pecherz i.... taki smrod.... jak wody gluchnely to az mi na reke... fuj, tak smierdzialo,ze ekarze prawie mdleli. Mogli cholera dluzej czekac!!! osly!!! za chwile slysze:o jest, tak wysoko, o i sa raczki... poczulam jak mi tego mojego smyka wyszarpuja i slysze znowu: ludzie, on jest caly zielony. zbladlam.... nie slysze zeby plakal, czy on... wiadomo najgorsze mysli. Ale polozne szybko go przejely wyczyscily i powolutku zaczal pojekiwac. Moje Słoneczko przyszlo na swiat:-) 56 cm i 3000g. Gdy mi Go pokazlay oczywiscie rozplakalam sie ze szczescia. byl najsliczniejszy, mimo,ze troche siny gdyz byl podduszony. Ale zakochalam sie w nim od pierwszego wejrzenia a milosc rosnie do dzis dnia. gdy juz mnie pozszywali i zawiezli na sale moj M. przywiozl naszego syneczka. w koncu bylismy razem, cala szczesliwa trojka. dobrze,ze to sie tak skonczylo, choc za dlugo czekali z ta cesarka... patrzac na mojego syna zapominam o wszystkim Teraz On jest calym moim swiatem!!!


jesli ktos z was to przeczyta to naprawde podziwiam. Troche sie rozpisalam,ale szczerze teraz mi ulzylo...
 
Do góry