No właśnie na odwrót - choruję rzadko, jak już coś się dzieje, to leczę się sama. A teraz jak mnie zaczęło rozkładać, to poszłam po pomoc (było już naprawdę źle i wiedziałam że będzie tylko gorzej), a on do mnie że lakarstw żadnych mi nie da, bo nie ma takowych, tylko domowe sposoby (które już od 4 dni nic nie wskórały), a jak będzie gorzej to proszę przyjść po antybiotyk.
Więc sama poszperałam, zrobiłam listę zakupów męzowi, po czym skonsultowałam się z gin - okazało się, że lepszego zestawu wybrać nie mogłam i powinnam brać wszystko, żeby sie ratować i dzięki temu czuję się już o WIELE lepiej, a jak gin usłyszała o moim interniście, to od razu że po co w ogóle chodzić do takiego lekarza, że nie rozumie co to znaczy, że lekarz nie da żadnego leku (nawet maści majerankowej polecić nie potrafił, o prenalenie pewnie też nie słyszał), a że już wcześniej miałam z nim drobne problemy (chciałam się przebadać przed staraniem o dzidzię, a i dawno nie miałam wtedy badań robionych - a przecież przysługują raz w roku i powinno się takowe robić i też był problem, żeby dał skierowanie i połowę badań i tak robiłam prywatnie), więc uważam, że trzeba coś z tym zrobić