Ale chciałam Wam jeszcze napisać o wczoraj, bo wspomniałam tylko na kreskach. Myślę, że dzielnie przeżyłam zabieg, cieszę się, że zajęli się mną lekarze, o których prosiłam, bo innym pacjentkom zabiegi wykonywał ktoś inny (badał mnie ten gość rano przed przyjęciem i mnie totalnie straumatyzował…). Także doceniam to, bo wiem, że nikt nie musiał mi iść na rękę i to zasługa mojej lekarki. Ogólnie to dziękuję losowi za to, że na tę kobietę trafiłam, bo bez niej sądzę, że nie poradziłabym sobie, nie przetrwałabym od początku roku do teraz, więc ta kobieta jest moim aniołem.
Na tym krzesło-stole się totalnie rozsypałam. Spałam bardzo krótko, bo obudziłam się od razu, jeszcze w tym zabiegowym. Tylko bezpośrednio po zabiegu krawiłam, a dziś już czysto - jestem w szoku. Na razie żadnych boleści nie mam, momentami tylko coś „czuję” w środku, ale to nie ból.
W każdym razie utwierdziłam się w przekonaniu, że dobrze, że zdecydowałam się pójść, bo spodziewałam się, że po obumarciu ciąży przez te ponad dwa tygodnie beta już zaczęła spadać, a okazało się, że nie. Poprosiłam wczoraj o oznaczenie i okazało się, że wynik jest taki jak przy moim ostatnim badaniu (dzień przed serduszkową wizytą).
Także teraz mam nadzieję, że wszystko szybko się unormuje i wrócimy do działania. A moje nienarodzone dzieci wierzę, że kiedyś po drugiej stronie spotkam.