reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Znasz to? Dzień ledwo się zacznie, a Ty już masz na koncie przebieranie w półśnie, mycie części do laktatora i gorączkowe poszukiwania smoczka pod kanapą. Jeśli w tym chaosie marzysz choć o jednej rzeczy, która ułatwi Wam codzienność – weź udział w konkursie i wygraj urządzenia Baby Brezza, które naprawdę robią różnicę! Biorę udział w konkursie
reklama

Pomóżcie.

Naprawdę myślałam że invitro pomoże…. Na 4 komórki zero zarodków ? To 0% a nie 50%
Założyliście z góry że będziecie mieć 2 zarodki z zapłodnionych 4 komórek, a wyszło 0. Żaden lekarz nie da nigdy gwarancji, bo bardzo dobrze wie jak to wygląda w rzeczywistości. Ja z zapłodnionych 4 komórek miałam 4 zarodki. Więc statystycznie z naszych procedur wyszło Twoje zakładane 50% :) statystyka statystką, ale trzeba być świadomym czym ten proces jest i co może pójść nie tak. Teraz i tak już nie zmienisz wyniku tej hodowli. Więc pytanie czego tak na prawdę oczekujesz od nas?
 
reklama
Dopiszę jeszcze, że naprawdę każda z nas rozumie Twoją gorycz. Ale tak jak dziewczyny wspomniały - o tym temacie tak trąbi się wszędzie, że nie posiadanie zielonego pojęcia o temacie będąc już „w procedurze” to jest po prostu skrajna ignorancja. Nikt tu nie rzuca winą w Twoją stronę. Ale odpowiedzialność za DECYZJĘ ponosicie Wy, nie lekarz. Po prostu.
 
Jestem ciekawa czy jeśli z tych 4 komórek zapłodniłoby się faktycznie 4 i powstały 4 zarodki ale żaden nie dalby ciazy - kogo wtedy byście obwiniali? In vitro to nie pójście do supermarketu i wybór zarodka który na pewno da ciążę. Program refundacyjny trwa już ponad rok, wiele się teraz mówi o tym że brakuje środków dla kolejnych par - tak trudno było się tym zainteresować wcześniej a jest o tym głośno. A co jeśli po drodze wyszły by opóźnienia z innego tytułu? Jakieś dodatkowe badania immunologiczne, czy inne sprawdzające stan macicy itd? I np kolejne opóźnienia bo przecież do histeroskopii i biopsji też są kolejki. Ten czas oczekiwania możecie przeznaczyć na kolejną diagnostykę żeby nie stać w miejscu.

Ja czekałam całe 5 lat żeby w ogóle dostać pozwolenie na podejście do in vitro - 5 miesięcy to pikuś w skali. Nawet przez głowę nie przeleciało mi żeby tak majstrować przy ilości zapłodnionych komórek. Marzyłam chociaż o jednym zarodku - szczęśliwie otrzymałam ich 10 (przez moją chorobę nie jestem w stanie wyhodować mniej komórek) na sam transfer (o zgrozo) czekałam 4 miesiące - a czas się dłużył okropnie. Procedura in vitro uczy czekania i pokory - pokazuje że może udać się szybko albo wcale, są pary które przeszły po 8-10 procedur (prywatnie) i 2 razy tyle transferów żeby mieć dziecko. Jakby im ktoś powiedział zapłodnijcie 4 komórki bo Wam zarodki zostaną to by ich wyśmiali zapewne bo 2 zarodki to mają z każdej nieudanej procedury.
Sprawa etyki i marnowania czy mrożenia zarodków, a co by się stało jakbyś nie mogła mieć transferu zaraz po punkcji? Stan zdrowia by na to nie pozwolił? I zarodki musiałby iść na przymusowe mrożenie? Nie wszystko wygląda tak kolorowo z czegoś trzeba zrezygnować podchodząc do in vitro, albo próbować jak Bóg przykazał i wierzyć że kiedyś się uda albo wierzyć w medycynę. Coś wybrać trzeba
Po pierwsze chyba nie czytałaś moich postów… mówisz mi o pokorze ? Przechodziłam pokorę 6 lat… od lekarza do lekarza… przez drożności… histeroskopie… leczenia endometrium przez najpierw 4 miesiące (lekarz mówił że maksymalnie) później kolejne 4 bo jednak dalej było złe… poprzez stymulację z hiperstymulacja… ogromny ból i przełożenie transferu który się nie odbył bo nie było co przetransportować. Także o pokorze mi nie mów…
 
To może warto było zadać jakiekolwiek pytania? Zrobiliście to? Czy oczekiwaliście wykładu jak w szkole?
Pytaliśmy. Co by nam doradzał. Powiedział że to nasza decyzja. On zapłodni tyle ile powiemy. Chcemy 4 będą 4. Chcemy jedno zapłodni jedno. Tyle było gadania na ten temat
 
Dopiszę jeszcze, że naprawdę każda z nas rozumie Twoją gorycz. Ale tak jak dziewczyny wspomniały - o tym temacie tak trąbi się wszędzie, że nie posiadanie zielonego pojęcia o temacie będąc już „w procedurze” to jest po prostu skrajna ignorancja. Nikt tu nie rzuca winą w Twoją stronę. Ale odpowiedzialność za DECYZJĘ ponosicie Wy, nie lekarz. Po prostu.
Lekarz który mnie leczył powiedział mi że mam nie czytać nic. Bo to miesza w głowie. Że czytanie to najgorsze co może być i że jak on ma mnie prowadzić to mam zaufać jemu i jego wiedzy a nie sprawdzać w Internecie czy ma rację czy nie
 
Po pierwsze chyba nie czytałaś moich postów… mówisz mi o pokorze ? Przechodziłam pokorę 6 lat… od lekarza do lekarza… przez drożności… histeroskopie… leczenia endometrium przez najpierw 4 miesiące (lekarz mówił że maksymalnie) później kolejne 4 bo jednak dalej było złe… poprzez stymulację z hiperstymulacja… ogromny ból i przełożenie transferu który się nie odbył bo nie było co przetransportować. Także o pokorze mi nie mów…
pokory zabrakło w momencie decyzji o in vitro i w trakcie bo myśleliście że to już koniec drogi - a to dopiero początek albo środek walki.
 
Nie wyczytałam z Twoich postów, żeby padło z Waszej stromy pytanie o skutki płynące z tego na jaką ilość się zdecydujecie. A to jest kluczowe.
Mój mąż powiedział dosłownie „proszę nam doradzić ile powinniśmy zapłodnić”. Odpowiedź „to wasza decyzja chcecie 4 będą 4, chcecie jedną zapłodnimy jedną”. Do 35 roku życia można zapłodnić max 6 powyżej dowolną ilość. Tyle było w temacie
 
Lekarz który mnie leczył powiedział mi że mam nie czytać nic. Bo to miesza w głowie. Że czytanie to najgorsze co może być i że jak on ma mnie prowadzić to mam zaufać jemu i jego wiedzy a nie sprawdzać w Internecie czy ma rację czy nie
I Ty go posłuchałaś…. Ja już jako 16-18 latka czytałam o in vitro bo już wtedy dowiedziałam się o swojej chorobie że możliwe nigdy nie zajdę w ciążę. Nastolatka która nawet nie miała chłopaka już czytała czym jest in vitro i jaką ma skuteczność. A całe moje starania o ciążę trwały 10 lat, ostatnie 5 lat z lekami. Cała procedura zanim w ogóle miałam transfer trwała rok. A Ty jak piszesz poszłaś i podpisałaś papiery i już miałaś stymulację. Moim zdaniem miałaś za duże oczekiwania co do tego procesu i szukasz winnych wszędzie tylko nie w Was.
 
reklama
I Ty go posłuchałaś…. Ja już jako 16-18 latka czytałam o in vitro bo już wtedy dowiedziałam się o swojej chorobie że możliwe nigdy nie zajdę w ciążę. Nastolatka która nawet nie miała chłopaka już czytała czym jest in vitro i jaką ma skuteczność. A całe moje starania o ciążę trwały 10 lat, ostatnie 5 lat z lekami. Cała procedura zanim w ogóle miałam transfer trwała rok. A Ty jak piszesz poszłaś i podpisałaś papiery i już miałaś stymulację. Moim zdaniem miałaś za duże oczekiwania co do tego procesu i szukasz winnych wszędzie tylko nie w Was.
Jeszcze raz powiem- jak mogę mieć inne oczekiwania jak przychodzę do kliniki od której czegoś oczekuje a tam w ciągu miesiąca mam procedurę ? Nawet gdybym gdzieś przeczytała że ktoś czekał pół roku to bym powiedziała sobie „ale ******** głupoty na tych forach”.
 
Do góry