Ale się wczoraj wkur.....
od poczatku:
mała w piątek dostała katar, miała wieczorem 37 stopni. W sb i niedz. bez temperatury, ale dostała brzydki kaszel i wyraźnie rzęziło jej w płucach. Jako, że nie była do tej pory chora, poza katarem, nie wiem, czy będzie normalnie gorączkowała (w mojej rodzinie są "przypadki" bezgorączkowe). Dlatego pojechaliśmy wczoraj na izbę przyjęć do szpitala...
Jak wreszcie nas przyjęto, pani dr stwierdziła, że nie wie, czy to oskrzela, czy katar tak rzęzi.
Zapisała full leków.
Dopiero po wykupieniu ich dowiedziałam się, że jest to:
- syrop homeopatyczny (nie używam homeopatii),
- antybiotyk - bałam się podać, skoro doktórka nie była pewna, czy coś w oskrzelach jest... poza tym nie po to tak długo karmiłam małą, żeby teraz "profilaktycznie" wybić jej całą florę bakteryjną
- spray do nosa - kortykosteryd.... a mała ma zwykły, wodnisty katar (nie ropny)
- syrop - w ulotce jak wół napisane NIE STOSOWAĆ U DZIECI PONIŻEJ 2 ROKU ŻYCIA!
Nic osłonowego...
wydane na marne 70 zł, bo nic nie podałam....
no i z pieczątki wynika, że to była pediatra, specj. neonatolog..... ręce opadają...
idziemy dziś do naszej pani doktor.