reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Relacje z porodow.........

Witam.
Mam nadzieję, że dziewczynki pozwolą mi zdać relację z porodu...

Zaczęło się 28 maja koło godziny 18tej. Byłam na piętrze i sięcoś krzątałam. W pewnym momencie zaczęła się lać woda wbrew mojej woli, szybko dobiegłam do WC. Spodenki przemoczone, płyn bezbarwny. Chyba się zaczęło. Przebrałam się. I co tu robić? Mąż przyszedł (na szczęście już wrócił z pracy) na górę i mówię mu, ze chyba mi wody odeszły. Ja - luz, on - luz. Poszłam do mamy na dół skonsultować. To chyba to...
Poszłam na górę, zadzwonię do mojej ginki. Ta mi poleciła jechać do szpitala sprawdzić, co to jest. Bez pośpiechu.
Wykąpałam się i dopakowałam. Poszłam zjeść kolację bo przecież bym była strasznie głodna w szpitalu... i tak byłam.
W końcu wybraliśmy się na izbę przyjęć, podłączyli mnie do ktg - były tam jakieś skurcze ale ja je odczuwałam jak zwykłe napinanie brzucha. Lekarka zbadała - szyjka 2 cm, rozwarcie - 2 cm. Jeszcze nie rodzimy. Wody płodowe są. Chyba to wcześniejsze to był śluz ale nie wykluczyła pęknięcia pęcherza gdzieś wyżej. Postanowili mnie zatrzymać na obserwację. Nie wiadomo, ile to wszystko jeszcze potrwa. Położyli na porodówce (były wolne miejsca) koło godziny 22giej. Położna poleciła, że jak się coś będzie dziać, skurcze nasilać to mam zgłosić.
Położyłam się, zbytnio nie rozpakowywałam. Puściłam muzyczkę, porozmawiałam z dziewczyną z pokoju. Koło 23ciej zaczął mnie troszkę boleć brzuch jak na @.Skurcze co 7 minut. Zachciało mi się siku, wstałam i na korytarzu - pyk, poszły wody. Sprawdziłąm w WC - krew. Akurat się napatoczył lekarz - decyzja - rodzimy. Pakuj się dziewczyno.
Wysłałam smsa do męża - rodzę.
Na bloku porodowym czas leciał szybko - prysznic, ankiety, prysznic, przysznic, ankiety. Lewatywka, golenie krocza. Wenflon. Skurcze nagle skróciły się do 3 minut.
Zaczęło boleć. Ale to mi nie przeszkadzało prowadzić konwersację z dziewczyną rodzącą obok. Jeszcze jedna się męczyła na korytarzu.
Wtarabaniłam się na łóże i zaraz zaczęły się parte skurcze. Akurat lekarka nadeszła. Zrobił się szum wokół mnie, położna zakasała rękawy i do roboty. Kobitki wokół mnie skakały, pomagały przeć.
Nacinamy, główka nie przejdzie (przy okazji stwierdzenie - ale ciędziewczyno poprzednio poszyli :baffled:).
Kilka partych i mówię, że nie mam siły. Położna się śmieje, tak krótko to trwa - dawaj dziewczyno.
Oddech, parcie i czuję wysuwające się ciałko. Godzina 1.20 29 maja. Jest Natalka na świecie, na moim brzuchu. Płacze. Na brzuchu odcinają pępowinę i odsysają małą.
jeszcze party i łożysko wychodzi.
Przyszedł anestezjolog, dostaję dragi, robi się zimno. I zasypiam...
Otwieram oczy - helikopter. Mówię, że jestem na dragach. Jedno oko tu, drugie tam. Ziiiimno. Jestem już na sali poporodowej.
Rozmawia ze mną dziewczyna z sali, pamiętam jak sięnazywa, chyba zaczynam kumać...
Wkrótce przynoszą mi mojego oseska. Pierwsze karmienie.
Boli pieprzona rwa kulszowa. Szwy ciągną. Brzuch jeszcze się wala z lewa na prawo.
Ale jest dobrze, bo mam przy sobie Natalkę.
Po kilku godzinach wstaję, jeszcze słaba ale na chodzie...
Zaczyna się szpitalna egzystencja.

Poród trwał nieco ponad 2 godziny. Obyło się bez oxy.
Mąż w tym czasie wystraszony brakiem odzewu na sms i telefon przyjeżdża do szpitala. Jest za drzwiami na korytarzu a ja rodzę... Dostaje dobre wieści i wraca do domu.

Pamiętam jeszcze ten ból ale jest on już przeszłością, to był ostatni mój poród. Mam moje dwie dziewczynki. Jesteśmy już kompletną rodziną.

Chyba poszło szybko, mam to po mamie, może moje córy też odziedziczą po mnie tą dobrą cechę... Najważniejsze, żeby zdrowe były.........
 
reklama
Witajcie dziewczyny,korzystając z chwili spokoju (Bartuś usnal po 2 godzinach karmienia).Jestem jeszcze w szpitalu, jutro wychodzę.
A oto opis porodu tej, która miała objawy porodu już od trzech tygodni a urodziła 7 dni po terminie ;-). W czwartek miałam się zgłosić rano do szpitala, z powodu "przeterminowania".W środę wieczorem odszedł mi czop śluzowy, już ten właściwy bo zabarwiony krwią.O 2 w nocy musiałam wstać do mojego starszego szkrabka. Kiedy zasnął w swoim łóżku przytulony do mnie, chciałam wrócić do sypialni i poczułam, że coś leci. Zmoczyłam trochę łóżka Kuby i podłogę.W drodze do łazienki,obudziłam małżonka,aby wysuszył łóżko Kuby. Mój luby od razu wpadł w najwyższe obroty. Byłam pewna, że to wody odchodzą ale nie rozumiałam dlaczego nie ma ich więcej.Skurcze były w miarę łagodne.Szybko wzięłam prysznic,sprawdziłam zawartość torby,w tym czasie moje dziecko pierworodne też się obudziło. Po pól godzinie przyszła Babcia po Kubusia a my podjechaliśmy pod szpital(5 minut drogi). Na izbie Pani mnie zmartwiła, że pęcherz jest jeszcze cały, i że to była reszta czopu, co mnie zmartwiło bo rozwarcie na 1 i głowka balutująca. o 6 pżegnałam się z P.(na poród rodzinny wpuszczają od rozwarcia na 5) i poszłam na blok porodowy na zapis ktg.Pierwsze skurcze dochodziły tak do 50, potem leżąc na boku do 100. W ten sposób o 8 osiągnęłam 4cm rozwarcia.Przeszłam na salę do porodu rodzinnego tzw.niebieska sala. Tam towarzystwa dotrzymywały mi stażystki, co było miłe, ale na pamiątkę mam 3 ślady po wkłuwaniu, byłam też pierwszą badaną przez jedną ze stażystek;-). Przez następne dwie godziny postęp prawie żadny, było prawie 5.Podłączyli mi oct z minimalną ilością kropel tzn 6 na minutę.Następne badanie przed 13 wykazalo rozwarcie na 6.Zadzwoniłam po Przemka, i potem odeszły mi wody, cały ocean wód. I nagle skurcze się spotęgowały. Po 15 minutach przyszedł Przemko, a ja juz miałam skurcze co minutę.Musiałam się skupić na oddechach, ale robiłam je za szybko, zrobiła się hiperwentylacja i zaczęły mi drętwieć ręce.Nagle poczułam, że to już naprawdę prawie jak óle parte.Jedna z położnych zlekceważyła moją prośbę o zbadanie bo przecież pół godziny temu była jeszcze balatująca główka, ale czy ona wie co się dzieje po odejściu wód? W pewnej chwili zaczęłam nawet krzyczeć i wtedy lekarz przechodzący obok sali nakazał badanie..a tu rozwarcie na 9 skurcz i nna 10.Nagle zaczęło się zamieszanie wkoło mnie, przygotowania itp. Och jaka ulga, że mogę już przeć...trzy skurcze,trzy parcia, ups poczułam nacięcie, ale to co...w następnej chwili, słyszę krzyk i na moich piersiach widzę bezbronnego małego,ciepłego golaska.Była 14.35 czyli godzina,15 minut po odejściu wód.Krzyczę w euforii:mój maleńki!Dziękuję Wam,jaka jestem szczęśliwa!" Na to położne:ładny mi maleńki!.Spojrzenie w oczy męża, on w moje, dużo miłości i łzy wzruszenia. Dumne spojrzenie na synka, przecięcie pępowiny. W tej sali kącik dla noworodków był od razu obok nas, mogłam patrzeć jak ogrzewa się pod lampami, podczas szycia kroku, które było niemiłe z uwagi na brak znieczulenia!.Potem wreszcie posiłek - nie jadłam nic oprocz landrynki(glukoza!) od poprzedniego wieczoru, a jeszcze wieczorem miałam rozwolnienie. Kilka moich refleksji. Miałam nacinane krocze...niestety przy takim dużym bobasie nie dało sie tego uniknąć.Ale goi się szybko - tu polecam wietrzenie krocza np w ubikacji chociaż przez 5 minut i okłady Tantum Rosa.Byłam też nastawiona na lewatywę,bo poprzeniego dnia zjadłam sporo. Ale nie zdążyłam. Mimo to nie zrobiłam w czasie parcia żadnej kupki, tak więc uważam, że w szpitalach powinna być robiona na życzenie rodzącej, która sama zna swój organizm,wie co i jak.Druga sprawa - poród rodzinny-rewelacja!Mimo, że był ze mną tylko niecałą godzinę porodu to odczułam jego obecność, a widok wzruszonego tatusia nie zastąpi niczego.I to byłoby na tyle.Muszę jeszcze wejść na forum złota lista i napisać conieco o szpitalu w opolu.Pozdrawiam!
 
No i wkoncu ja moge opisac moj porod:tak:.W czwartek 5.06 mialam wizyte u mojej GP,poszlam nie myslac wogule ze cos sie wydarzy no bo niby i co skoro bylam po terminie a w piatek mialam miec wywolanie,no nic wchodze do gabinetu ona tak na mnie spojrzala,i sie mnie pyta czy jakis buli nie mam:szok:ja mowie ze nie,no ale ona rozwarcie sprawdzi,:crazy:mysle sobie dobra,no i sprawdza po czym mowi do mnie ze mam 2 cm rozwarcia i ze kolo 9 wieczorem mam sie zglosic do szpitala:baffled:ja w szoku no ale sobie mysle no coz wkoncu to lekarz.Pojechalam do domu,najadlam sie,przygotowalam no i o 9 rozylismy do szpitala.Tam podloczyli mnie do ktg,a tam:szok:skorcze co 10 minut,normalnie szok bo ja nic nie czulam:szok:,no dobra sobie mysle chyba bede rodzic,no ale pielegniarki chodza i mysla wkoncu jedna przyszla i pyta mnie czy chce juz zostac w szpitalu czy jechac do domu(mam 5 minut do szpitala)mowie ze jade do domu,no bo co bede bez sensu lezec jak nic nie czuje:confused:,no i pojechalismy,polozylam sie spac i o 5 rano cos mnie zaczelo mocniej bolec,no i sobie mysle ze chyba lepiej pojade juz do tego szpital,obudzilam meza i chwiel pozniej lezalam juz na oddziale tylko ze rozwarcie barzo wolno sie posowalo i poradzili zebym chodzila,no dobra to od 7 rano zaczelam chodzic ,chyba ze 100km zrobilam w tym szpitalu,wieczorem na badani stwerdzili ze rozwarcie wiekszei skorcze co 5 minut,ale wedlug mnie bardzo slabe:-D,no nic polozylam sie spac,no i w noc juz blo coraz gorzej bole wieksze,czop odlecial,biegunka,ale ja twardo leze no bo przeciesz te porodowe to nie wtrzmania maja byc:laugh2:no i o 6 rano badanie a tam szok rozwarcie,nawet nie wiem ile bo chyba zapomnieli mi powiedziec:-D,szybko na porodowke,lo matko jakiego ja mialam pietra,jeszce zadzwonic po meza ,no ten to spal w na
jlepsze i zanim dotarlo do niego ze sie zaczelo to minelo z 3 minuty,wkoncu przyjechal:szok:ja w wannie sobie leze i gaz wdycham:-Dsmieje sie sama do siebie,a on wchodzi wystraszony jak nic :szok:i sie mnie pta czy jaja sobie robie:-D:-Dto dopiero.No ale wkocu sie rozgoscil przy wannie no i sobie gadamy tak ze trzy skurcze byly no ale ja po gazie to nie zwracalam uwagi na nie.No i po jakims czasie zaczelam czuc parcie:szok:ale wtej wannie!maz z wrazenia zaniemowil,no a ja dwa parcia i krzcze zeby po pielegniarke poszedl bo glowke juz czuje,ta przyszla i mowi do mnie ze mam mocno przec no to ja z calej sily i nagle bum:-D:szok::baffled:wody poszly,maz jak to zobaczyl to malo nie zemdlal do wanny(po fakcie powiedzial ze to byl najgorszy moment dla niego)no i teraz juz szybko wyciagneli mnie z tej wanny i mowiac ze na lozko mam isc:no:za zadne skarby bo mi glowka wychodzi-krzycze,no ale wybrali moment i pomogli mi sie przemiescic(moz w roli glownej)no ale na lozko juz wejsc nie zdarzylam ,nogi mialam na podlodze a glowe na lozku i tak rodzilam jak sie potem okazalo na stojaco,10 minut i moj malutki dzidzius lezal przedemna na lozku,to byl najpiekniejszy moment mojego zycia,a porod wspominam smiesznie i lekko,Z tego miejsca dziekuje mezowi ze byl przymnie to naprawde duzo znaczy.Zycze wszystkim przyszlym mamom lekkiego i smiesznego porodu-najszczesliwsza mama na swiecie.:-):-):-):happy2::happy2:
 
Sam porod - co tu duzo pisac i piekny i bolesny! Dla mnie gorsze byly kolejne dni.
Skurcze mialam od 5tej rano, dosc regularne, co 7-8 min. A gdzies od 11tej co 2-3 min. Bolesne jak cholera, ale kazalam sie Mezowi nie spieszyc i przyjechal dopiero o 13.30. Po 14tej bylismy w szpitalu, nasza polozna miala akurat dyzur. Na izbie przyjec troche sie zeszlo, sterta glupich pytan, a u mnie skurcz za skurczem, rozwarcie juz 4 cm... Przed 15ta juz w sali porodow rodzinnych, lewatywka, bo chcialam (choc mnie wczesniej przeczyscilo), pozniej skurcze jeszcze mocniejsze... Przyszedl anastazjolog, ZZO w kregoslup (nic nie boli, najgorzej bylo wytrzymac w jednej pozycji, by mogl sie wkluc, Maz mnie trzymal), 10 min. i skurcze odczuwalne, ale bol ustaje..
Polozna po ZZO podlacza mnie pot ktg i lezymy... No i niestety tetno dziecka zaczyna spadac (a Maz w tym czasie skoczyl do mcDonald, bo przeciez pierwszy porod ma trwac dlugo, to kazalam mu isc cos zjesc:-D). Nagle kolo mnie kilku lekarzy, tetno dalej kiepskie, rozmawiaja na temat cesarki... Tetno sie normuje, ale podlaczaja mi oksytocyne, zeby przyspieszyc porod... Jest juz z 7cm rozwarcia, Po oksytocynie znow bol nie do zniesienia i skurcz za skurczem.. Znow spada tetno dziecka... znow sie zbieraja lekarze, Maz i ja przestraszeni, ze cesarka.. wchodzi kolejna Pani doktor, jest troche po 17tej, sprawdza rozwarcie i mowi - na porodowke.. no to mnie wioza, na fotel i... przemy. Pytaja Meza czy nie zemdleje:-D A mnie opieprzaja, ze zle pre, ale pozniej juz poszlo... tylko przez to zle parcie mialam cala twarz w takich malutkich siniaczkach, ale zeszlo... Naciela mnie polozna, bo juz bylo wiadomo, ze Mala z raczka przy glowce i wyjscia nie bylo.. Przy nie pamietam ktorym parciu wyszla glowka, a pozniej wysliznelo sie cialko... fantastyczne uczucie, lzy Meza, ja juz nie mialam sily... dzidziulka polozyli mi na brzucho. Maz przecial pepowine, poszedl mierzyc dzieciaczka, a ja jeszcze jedno parcie i wyskoczylo lozysko - to juz bezbolesnie.. Ogolnie porod wspominam dobrze, zaluje, ze nie moglam byc aktywna, bo caly czas bylam podpieta pod ktg, ale najwazniejsze, ze wszystko jest w porzadku... Pozniej jeszcze szycie, bolesne (chociaz dali mi druga dawke znieczulenia w kregoslup po porodzie), ale juz z dzidziulkiem przytulonym do mnie, wiec przezylam... Polozna super, a jesli chodzi o Meza to brak mi slow... Kochany jest i pomogl mi bardzo i dalej pomaga, bo jeszcze nie jestem w pelni sil... Po powrocie ze szpitala czekalo na mnie 100 roz.
Co do ZZO to pomaga, ale u mnie niewiele pomoglo, chyba ze wzgledu na oksytocyne no i trzyma 2 h, to u mnie juz pod koniec raczej nie dzialalo... Pozatym szybki porod bo ok. 3h od przyjazdu do szpitala i dlatego bardziej bolesny.
Niestety pozniej mielismy problemy z Mala, a pozniej ze mna, to troche zburzylo nasze szczescie, ale powoli wracam do formy i jest coraz lepiej.:biggrin2:

No rozpisalam sie troszke...
 
Łaniu po gratulowac mezowi,na mnie nawet jeden kwiatek nie czekał ;-)Co prawda sama nie chciala zeby mi ktos co kolwiek kupowal do szpitala bo z Vanesska jak ja urodzilam to na znosili mi kwiatow i maskotek nie potrzebnie do szpitala ale w domu mogly by byc........no ale moj wogole nie z tych co kwiatami zaskakuje swoja zone,raczej tylko albo az 100 razy dziennie potrafi mowic mi ze mnie kocha :-)
 
Ostatnia edycja:
No to przedstawiam niżej ostatni majowy poród:

Zacznę od tego, że od poniedziałku 9 czerwca położyli mnie w szpitalu na patologii. Badanie usg wykazało że mała jest bardzo mała bo waga jej wynosi około 2700g w 42tc.:szok::-( Załamałam się, ale na szczescie mój mąż poszedł do tego lekarza który wykonywał badanie i ten mu oświadczył, żeby się nie martwić bo jemu się przypomniało, że ktoś poprzestawiał parametry w usg i dziecko na pewno waży więcej. Debil – nie mógł mi o tym od razu powiedzieć???!!!:wściekła/y: :wściekła/y: :wściekła/y:
W każdym razie o wywołaniu porodu wcześniej niż na 13 dzień mogłam zapomnieć – zasady panujące w naszym szpitalu obowiązują wszystkich, czyli mnie też! Zwróciłam wtedy im uwagę, żeby jeszcze raz obliczyli mi termin porodu bo moja ginka pomyliła się o 1 dzień na moją niekorzyść i wpisała 30 maj zamiast 29. Był wtedy już 12 dzień po terminie. Ale do pani dr ordynator argument iż luty miał w tym roku 29 dni nie przemawiał, (zasada liczenia terminu porodu -3miesiące +7dni jest swięta i sru że nie bierze pod uwagę roku przestępnego) Ja niestety byłam tak zdesperowana, że ten jeden dzień robił dla mnie przeogromną różnicę!:angry: Wkurzyła mnie tym na maxa ta baba, że o 21:00 dostałam skurczy. :tak:Obejrzałam sobie z koleżankami z Sali „Na wspólnej” i „Kryminalnych”. One poszły spać a ja wyszłam połazić po korytarzu żeby im nie przeszkadzać. Lekarz dyżurny wysłał mnie do pokoju mówiąc, że rodzi się w dzień a nie w nocy ;-) a tak na poważnie to mówi, że mam wykorzystać ten czas na sen jeśli skurcze mi na to pozwolą. I rzeczywiście przysypiałam między skurczami od 23-24 bo były co 8 minut ale znośne.
Potem już zaczęły się nasilać i znowu zaczełam pałętać się po korytarzu. O 1:50 poszłam do dyżurki położnej bo skurcze były już co 3 minuty. Wyrwałam ją ze snu :confused: i ona do mnie, że mam jeszcze wracać do łóżka bo „moja mina” :errr: nie wskazuje że to już. Co za metoda na określenie postępu porodu! Po minie rodzącej! Wredna baba!:crazy: Wróciłam na sale, ale kurcze czułam, że to już więc w drodze do dyżurki potrenowałam „miny”:-p i wpadłam do tej przysypiającej kobiety i odstawiłam przedstawienie w stylu „zaczęło się, rodze!” więc ona najpierw mnie ochrzaniła, że nie zapukałam:confused: a potem zadzwoniła po lekarza uprzedzając go, że jej się nie wydaje, żeby to już no ale niech przyjdzie mnie zbadać. „szyjka gotowa, rozwarcie na 4cm”. Poszłam się spakować na sale żeby przejść na oddział położniczy. Moja wspaniała położna z kpiną na twarzy obserwowała jak się pakuję a potem kazała mi nieść te wszystkie toboły. Ona tymczasem szła przodem trzymając jakże obszerną i ciężką dokumentację medyczną. :sorry2: Na porodówce odebrała mnie superancka babka, która prowadzi u nas szkołę rodzenia. :tak: Natychmiast wzięła moje „bagaże” i zbadała mnie. „No, Aga, jakie 4 cm? 8cm, rodzimy za chwilke” I rzeczywiście weszłam na sale porodową, położyłam się na łóżku a Kasia podpięła mi ktg. Na sale weciał mój mąż i z uśmiechem na twarzy bierze sobie taboret i przesuwa go w moją stronę. Ja do niego z bulwą, że co on odstawia? Posiedzieć sobie przyszedł? Przecież ja już rodze!:angry: On więc stanął obok mnie, podał ręce, tak, że uwiesiłam się na nich no i rzeczywiście, Kaska założyła rękawiczki, zadzwoniła po ekipę a ja się spięłam i mała już leżała mi na brzuchu!:-):surprised: Drobniutka księżniczka, która tyle kazała na siebie czekać.
Poród fantastyczny! Atmosfera na porodówce zarąbista! Pierwszy poród miałam wywoływany i było ciężko, ale tym razem stwierdzam, że nie jest źle, oby naturalnie bez wspomagaczy!
 
Hehe ja tez jak trafilam na izbe przyjec w nocy ze skurczami co dwie trzy minuty to udawalam twarda i nie piszczalam ze mnie boli i wogole,tylko zaciskalam zeby lub chodzilam sobie :-) Tez wydaje mi sie ze mi bnie wierzyly ze mam tak czeste skurcze regularne bo mnie dwa rzy pytaly to co ile ma pani te skurcze? No tak ale ja tez zbudzilam ksiezniczki ze snu choc byly nawet miłe te babsztyle i zreszta czekaly na mnie bo zaklad sobie zrobily z lekarka.....:-)

No i tak na zakonczenie to jeszcze raz gratuluje wam wszystkim majoweczka! Wszystkie bylysmy dzielne a teraz sie tylko cieszmy naszymi potomstwami :-)
 
Hehe ja tez jak trafilam na izbe przyjec w nocy ze skurczami co dwie trzy minuty to udawalam twarda i nie piszczalam ze mnie boli i wogole,tylko zaciskalam zeby lub chodzilam sobie :-) Tez wydaje mi sie ze mi bnie wierzyly ze mam tak czeste skurcze regularne bo mnie dwa rzy pytaly to co ile ma pani te skurcze? No tak ale ja tez zbudzilam ksiezniczki ze snu choc byly nawet miłe te babsztyle i zreszta czekaly na mnie bo zaklad sobie zrobily z lekarka.....:-)

No i tak na zakonczenie to jeszcze raz gratuluje wam wszystkim majoweczka! Wszystkie bylysmy dzielne a teraz sie tylko cieszmy naszymi potomstwami :-)
Macie rację niewarto być twardą. Ja też oddychałam, zaciskałam pięści, a tu już takie rozwarcie było i bóle parte, i dopiero jak krzyknęłam to panie mnie zbadały no a potem to już tylko chwilka!!!!:-D
 
reklama
Bo ja wam powiem,ze czlowiek za duzo sie naslucha:-)ze to takie duze bole ze napewno bedziesz wiedziec kiedy:no:ja caly czas czekalam na mocniejsze:baffled:a synus juz prawie na swiecie byl:szok::-Di jeszcze ten gaz i woda,w zyciu bym nie pomyslala ze to juz:-D:-D:-D.
 
Do góry