Nie wprowadzam dzieci w świat religii. Uważam, że na to mają czas. Będą starsze, poznają różne opcje i dokonają wyboru zgodnie ze swoim sercem i sumieniem. Każdy przechodzi ten etap.
Natomiast dzielę się z dziećmi wiara. Robię to od początku. Znak krzyża umiały i zapomniały. To im jeszcze niewiele mówi. Ale codziennie Wolaka aniołka modlitwa Aniele Boży. Synka fascynuje też Zdrowaś Mario potrafi częściowo. Dzieci zapamiętały Ojcze Nasz, bo jak długo nie umiały zasnąć to im śpiewałam. Uspokajały się przy tym. Czytamy krótkie historyjki dotyczące Jezusa. Mamy też książeczkę Biblia dla nalodszych. Nie jest najlepsza, ale lubią słuchać i oglądać obrazki. Śpiewamy kolędy. Znają już 4. Nauczyły się razem z lala aniołkiem. Do kościoła od czasu pandemii nie chodzimy. To za duże zagrożenie dla mojej córeczki, która nie ma odporności. Staramy się jednak pokazać szopkę, opowiadamy o tradycji, śpiewam im różne piosenki. Od piosenek się zaczęło. Syn któregoś dnia nie wiem skąd poprosił o jedną z piesni o Maryi. Tak się zaczęło. Nie traktuje się jako osobę szczególnie wierząca. Wręcz trudno mi dopchnąć się, czy w ogóle dopuścić Boga do siebie. Nie mogę jednak ignorować tego, co kiedyś było dla mnie ważne. Nie przekonuje dzieci do wiary, ale ja przedstawiam. Daje im coś, do czego mogą się odnieśc. Mam jednak świadomość, że jako nastolatkowie sprawdza tą wiedzę, to doświadczenie i zdecydują, czy spadek po rodzicach będzie ich droga, czy odrzuca ja dla czegoś innego. Ja nie uczę magicznego spojrzenia na wiarę typu proszę i dzieje się. Wiem, że o wiele można prosić, ale wcale to nie musi się spełnić. Wolę, by dzieci budowały relacje.