reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Samotna Matka- Samotna w ciazy?

Oj to u Ciebie lada moment i będzie dzidziuś na świecie [emoji4]
Dokładnie, też zazdroszczę kobietom takich partnerów [emoji20] na samym początku ciąży jak czułam się naprawdę źle i nie miałam siły wstać żeby zrobić herbatę, to zapytał czy mi zrobić i czy teraz już zawsze będzie musiał koło mnie skakać. Przecież ciąża to nie choroba...
Boję się tego co będzie dalej. Za dwa tygodnie wyprowadzam się do miejscowości gdzie mieszka moja rodzina. Na niego nie mogę liczyć, bo on 4dni jest w Polsce a 3dni za granicą. Nie zaproponował innego rozwiązania i nie ma nic przeciwko temu żebym jechała. To jest ponad 100 km więc nie będzie mógł przyjeżdżać często.
Może inaczej zacznie myśleć jak urodzi się dziecko? To jeszcze ponad 3 miesiące. Póki co nie mogę patrzeć na niego tylko muszę sama sobie wszystko poukładać żeby było jak najlepiej mi i dziecku....

Napisane na Redmi Note 4 w aplikacji Forum BabyBoom

Tak dzidziuś już jest ze mną:) I powiem Ci że po porodzie jeszcze bardziej potrzeba nam pomocy drugiej osoby. Co do męża na widok dziecka oszalał ..chociaż tyle dobrze, na prawdę wzięło go to dziecko aż sama jestem w szoku. Jednak po tym co nam zrobił przez te 9 miesięcy mam jeszcze mieszane uczucia, poza tym stosunek do mnie się nie zmienił:(. Narazie jestem wyczerpana i hormony też buzują więc z decyzjami czekam.
Mam nadzieję, że u Ciebie tez tak będzie że po urodzenie instynkt ojcowski się włączy:)
 
reklama
Tak dzidziuś już jest ze mną:) I powiem Ci że po porodzie jeszcze bardziej potrzeba nam pomocy drugiej osoby. Co do męża na widok dziecka oszalał ..chociaż tyle dobrze, na prawdę wzięło go to dziecko aż sama jestem w szoku. Jednak po tym co nam zrobił przez te 9 miesięcy mam jeszcze mieszane uczucia, poza tym stosunek do mnie się nie zmienił:(. Narazie jestem wyczerpana i hormony też buzują więc z decyzjami czekam.
Mam nadzieję, że u Ciebie tez tak będzie że po urodzenie instynkt ojcowski się włączy:)
No to gratuluję [emoji4] cieszę się, że Twoje Maleństwo jest już na świecie.
Wiem, że pomoc na pewno będzie mi potrzebna dlatego teraz mieszkam bliżej rodziny żeby w razie czego mogli mi pomóc. Czasami zastanawiam się co zrobię jeśli on "opamięta się" i będzie chciał naprawić relacje między nami. Tylko nie wiem czy to nie będzie za późno. Tak naprawdę to teraz najbardziej go potrzebuje, to jest najważniejszy moment w moim życiu a on stara się pomagać tylko fizycznie i finansowo. Ech, zobaczymy co będzie później.
Aplikacja pokazuje mi, że do porodu zostało 101 dni [emoji4]

Napisane na Redmi Note 4 w aplikacji Forum BabyBoom
 
No to gratuluję [emoji4] cieszę się, że Twoje Maleństwo jest już na świecie.
Wiem, że pomoc na pewno będzie mi potrzebna dlatego teraz mieszkam bliżej rodziny żeby w razie czego mogli mi pomóc. Czasami zastanawiam się co zrobię jeśli on "opamięta się" i będzie chciał naprawić relacje między nami. Tylko nie wiem czy to nie będzie za późno. Tak naprawdę to teraz najbardziej go potrzebuje, to jest najważniejszy moment w moim życiu a on stara się pomagać tylko fizycznie i finansowo. Ech, zobaczymy co będzie później.
Aplikacja pokazuje mi, że do porodu zostało 101 dni [emoji4]

Napisane na Redmi Note 4 w aplikacji Forum BabyBoom
Rozumiem Cię też potrzebowałam najbardziej wsparcia w tych miesiącach i niestety jak się przejdzie te 9 miesięcy samemu to potem ciężko się prosi o pomoc. Mi brakuje tego, żeby pod koniec dnia przytulić się do kogoś i poprostu odpocząć albo popatrzeć się na słodko śpiące dziecko.
Trzymam kciuki, czas szybko zleci nawet się nie obejrzysz, odpoczywaj i dbaj o siebie:)
Jak będziesz patrzeć na to maleństwo to zapomnisz o całym bólu, smutku, o wszystkich złych rzeczach...
 
Hej. Nowa. Ale po przeczytaniu kilkudziesięciu postów, czuję się jak w domu. Bo chyba nikt nikogo nie zrozumie tak dobrze jak inna osoba przezywajaca to samo. Taka tam historyjka... Niewiele różniaca się od innych. Zaczęło się, niby nic, na chwilę. Bo w pakiecie On + jego rodzina. Tak wiem co powiecie, "kretynka, czego ona się spodziewala, przecież to zawsze się tak kończy". I macie rację. Nie wiem, na cud liczyłam? To chyba taka afirmacja, że mnie to nie dotyczy. A poza tym to przecież dla dania sobie tego czego nam brak etc. I tak sobie trwało, pojawiło się uczucie, chyba wzajemne, a przynajmniej tak mi się wydawało, minął rok, dalej jak w bajce mimo że nie do końca razem, ale wynagradzane wspólnie spędzonym czasem. Minęły dwa lata, trzy, kryzysy - bo już coraz trudniej było znieść te ichne wspólne urlopy kiedy ja siedziałam zwyczajnie na tyłku. Minęły 4 lata, zaczęliśmy razem pracować, zaczęła nas łączyć poza uczuciem i wspólnie spędzonym czasem - praca. Każdy dzień, no oprócz niedziel bo to czas dla rodziny, nie? I wspólne przeżycia, radości, dramaty, uśmiechy i smutki. Kiedy było mi źle przyjeżdżał i mówił, że jeszcze trochę, że dzieci za małe. Tak, tak znacie to z tych kiepskich telenowel, no ale przecież "mnie to nie dotyczy (!)". Ale dalej jakoś było. Wzloty i upadki. Przy którymś z upadków kiedy więcej we mnie było krzyku i rozpaczy, usłyszałam "daj mi dziecko". I tak dojrzewala decyzja. Czy liczyłam na cud? Nie. Bardziej było godzenie się z tym, że ojciec dziecka będzie trochę na odległość, ale będzie. Będę mogła na niego liczyc. Wiele rozmów przeprowadziliśmy, mnóstwo. Tak, oboje tego chcemy i jesteśmy świadomi. I tak minął piąty rok. Przestałam się zabezpieczać, nic, leczenie, tak, wspierał mnie w tym! Moja frustracja dotyczaca tych wielu stymulacji hormonalnych, badań i tego, że nadal nic osiagala zenit. I bum. Po prawie 6 latach miałam dość. Po prostu. Związku, tego za czym gnam, czego nie mam i mieć nie będę. Koniec. A przynajmniej mi się tak wydawało. I dopiero się zaczęła karuzela. Walka, o mnie, że odejść nie mogę, że On żyć beze mnie nie może. Wycie, wariacje, szalenstwo. I się sprawa rypla. Nieunikniona rozmowa z szanowna konkubina i Matka jego dzieci. Czułam się przyparta do muru i co? I wtedy już zupełnie na nic nie liczyłam. Chciałam żeby to się skończyło. Ok, spokój. On z decyzją : ona i dzieci, czy ja. Przez czas jaki dostał oczywiście wizja, że da się to poukładać. Ze postaramy się. Ok, nawet uwierzyłam. I co? No przecież wiecie... I nic. I rodzina. Koniec. Rozstanie. Chociaż bolało serce z każdą częścią ciała. Bo przecież miało się poukładać. Chemia była między nami odkąd się poznaliśmy. I tak się rozstalismy, że... niedługo wytrzymalismy. I znowu był, trzymał w dłoniach zaryczana buzie moją i znowu, że się pouklada. Telenowela, nie? Kilka miesięcy później kiedy już o tym nie myślałam, lekarz potwierdził, że jestem w ciąży. Ja szczesliwa, marzyłam o tym. Ale On... Wstyd mówić. Na początku że nie chce, nie akceptuje. Teraz generalnie w większości jest "służbowy" chyba, że mu coś odwali we łbie, wtedy ma przejaw czułości. Tak raz na miesiąc. A ja to coraz gorzej znoszę. Kocham i nienawidzę. Cieszę się, że udało się i rozwija się we mnie nowe życie, mój świat. Ale zabija mnie brak wsparcia, czułości, chęci pomocy. I są takie dni jak dziś, że nie mogę opanować łez, które nie są już nawet ciche...
Dobrze, że tu jesteście... Naprawdę. To dla takich pogubionych jak ja, jak zrzucenie jakiegoś balastu.
 
Hej. Nowa. Ale po przeczytaniu kilkudziesięciu postów, czuję się jak w domu. Bo chyba nikt nikogo nie zrozumie tak dobrze jak inna osoba przezywajaca to samo. Taka tam historyjka... Niewiele różniaca się od innych. Zaczęło się, niby nic, na chwilę. Bo w pakiecie On + jego rodzina. Tak wiem co powiecie, "kretynka, czego ona się spodziewala, przecież to zawsze się tak kończy". I macie rację. Nie wiem, na cud liczyłam? To chyba taka afirmacja, że mnie to nie dotyczy. A poza tym to przecież dla dania sobie tego czego nam brak etc. I tak sobie trwało, pojawiło się uczucie, chyba wzajemne, a przynajmniej tak mi się wydawało, minął rok, dalej jak w bajce mimo że nie do końca razem, ale wynagradzane wspólnie spędzonym czasem. Minęły dwa lata, trzy, kryzysy - bo już coraz trudniej było znieść te ichne wspólne urlopy kiedy ja siedziałam zwyczajnie na tyłku. Minęły 4 lata, zaczęliśmy razem pracować, zaczęła nas łączyć poza uczuciem i wspólnie spędzonym czasem - praca. Każdy dzień, no oprócz niedziel bo to czas dla rodziny, nie? I wspólne przeżycia, radości, dramaty, uśmiechy i smutki. Kiedy było mi źle przyjeżdżał i mówił, że jeszcze trochę, że dzieci za małe. Tak, tak znacie to z tych kiepskich telenowel, no ale przecież "mnie to nie dotyczy (!)". Ale dalej jakoś było. Wzloty i upadki. Przy którymś z upadków kiedy więcej we mnie było krzyku i rozpaczy, usłyszałam "daj mi dziecko". I tak dojrzewala decyzja. Czy liczyłam na cud? Nie. Bardziej było godzenie się z tym, że ojciec dziecka będzie trochę na odległość, ale będzie. Będę mogła na niego liczyc. Wiele rozmów przeprowadziliśmy, mnóstwo. Tak, oboje tego chcemy i jesteśmy świadomi. I tak minął piąty rok. Przestałam się zabezpieczać, nic, leczenie, tak, wspierał mnie w tym! Moja frustracja dotyczaca tych wielu stymulacji hormonalnych, badań i tego, że nadal nic osiagala zenit. I bum. Po prawie 6 latach miałam dość. Po prostu. Związku, tego za czym gnam, czego nie mam i mieć nie będę. Koniec. A przynajmniej mi się tak wydawało. I dopiero się zaczęła karuzela. Walka, o mnie, że odejść nie mogę, że On żyć beze mnie nie może. Wycie, wariacje, szalenstwo. I się sprawa rypla. Nieunikniona rozmowa z szanowna konkubina i Matka jego dzieci. Czułam się przyparta do muru i co? I wtedy już zupełnie na nic nie liczyłam. Chciałam żeby to się skończyło. Ok, spokój. On z decyzją : ona i dzieci, czy ja. Przez czas jaki dostał oczywiście wizja, że da się to poukładać. Ze postaramy się. Ok, nawet uwierzyłam. I co? No przecież wiecie... I nic. I rodzina. Koniec. Rozstanie. Chociaż bolało serce z każdą częścią ciała. Bo przecież miało się poukładać. Chemia była między nami odkąd się poznaliśmy. I tak się rozstalismy, że... niedługo wytrzymalismy. I znowu był, trzymał w dłoniach zaryczana buzie moją i znowu, że się pouklada. Telenowela, nie? Kilka miesięcy później kiedy już o tym nie myślałam, lekarz potwierdził, że jestem w ciąży. Ja szczesliwa, marzyłam o tym. Ale On... Wstyd mówić. Na początku że nie chce, nie akceptuje. Teraz generalnie w większości jest "służbowy" chyba, że mu coś odwali we łbie, wtedy ma przejaw czułości. Tak raz na miesiąc. A ja to coraz gorzej znoszę. Kocham i nienawidzę. Cieszę się, że udało się i rozwija się we mnie nowe życie, mój świat. Ale zabija mnie brak wsparcia, czułości, chęci pomocy. I są takie dni jak dziś, że nie mogę opanować łez, które nie są już nawet ciche...
Dobrze, że tu jesteście... Naprawdę. To dla takich pogubionych jak ja, jak zrzucenie jakiegoś balastu.
Wiesz co? Historia prawie identyczna jak u mnie. Tak jakbym czytała o swojej sytuacji. Z tym, że u mnie ten skomplikowany związek trwał krócej, niecałe dwa lata. Uwierz, że doskonale wiem co czujesz... Też przez to obecnie przechodzę. Jestem w 27tc. A Ty?

Napisane na Redmi Note 4 w aplikacji Forum BabyBoom
 
Cześć dziewczyny, siły dużo dla was :* kilka miesięcy temu i ja opisałam tu swoją historię, a teraz wszystko się poukładalo. Mam cudownego, 4 miesięcznego Synka, jest zdrowy i śliczny chociaż dzięki "tatusiowi" nie wytrzymał do dnia porodu :) z dawca plemnika mam sprawę w sądzie chociaż on się ponoć opamiętal i chce do mnie wrócić i zajmować się ze mną małym Tymkiem :) chociaż są rachunki krzywd. Których nigdy nie spłaci, odkąd jest Młody ja juz nie chce do niego wracać, mały galgan skutecznie zawrócił mi w głowie :D Klauks czytając ciebie staje mi przed oczami moja sytuacja sprzed tych kilku miesięcy, ale popatrz, daje sobie świetnie rade i choć nie ma co się oszukiwać, czasem jest strasznie ciężko i mam ochotę rzucić wszystko, wyjść i nie wrócić to jak spojrzysz na swoje dziecko to da ci tyle siły że będziesz zła na siebie ze tak mogłaś myśleć :D tatuś się pewnie w końcu opamięta ale ty wtedy musisz być silna i nie pozwolić mu zepsuć tego co sama uzyskalas :)
Cieszę się, że u Ciebie poukładalo się. Zauważyłam, że wszystkie kobiety, które przeszły samotnie ciążę po narodzinach są bardzo szczęśliwe i chyba silniejsze. Dziecko wszystko wynagradza. Tak więc mi pozostaje czekać na narodziny córki [emoji4]

Napisane na Redmi Note 4 w aplikacji Forum BabyBoom
 
Wiesz co? Historia prawie identyczna jak u mnie. Tak jakbym czytała o swojej sytuacji. Z tym, że u mnie ten skomplikowany związek trwał krócej, niecałe dwa lata. Uwierz, że doskonale wiem co czujesz... Też przez to obecnie przechodzę. Jestem w 27tc. A Ty?

Napisane na Redmi Note 4 w aplikacji Forum BabyBoom

17tc. Pięknie, Ty jeszcze trochę i będziesz miała swój świat przy sobie. Mi zostało trochę dłużej. Beznadziejnosc sytuacji zwyczajnie mnie przerasta. Miało być zupełnie inaczej. Jak u Ciebie wygląda sytuacja w chwili obecnej? Jak sobie z tym radzisz?
 
17tc. Pięknie, Ty jeszcze trochę i będziesz miała swój świat przy sobie. Mi zostało trochę dłużej. Beznadziejnosc sytuacji zwyczajnie mnie przerasta. Miało być zupełnie inaczej. Jak u Ciebie wygląda sytuacja w chwili obecnej? Jak sobie z tym radzisz?
Jakby to powiedzieć... U mnie też wszystko miało wyglądać inaczej. On nie był zdenerwowany jak dowiedzieliśmy się o ciąży. To bardziej ja byłam spanikowana. On nawet cieszył się. Tylko że on postanowił, że mimo wszystko nie będziemy razem. Powiedział, że nie chce wiązać się emocjonalnie, bo to dla niego za dużo. Muszę powiedzieć, że pomaga mi finansowo, uzgadniamy kwestie związane z dzieckiem, chodzi ze mną na badania (i płacze podczas usg). Kilka miesięcy temu wyglądało to inaczej. Spotykaliśmy się częściej, ale doszłam do wniosku, że nie mogę pozwolić na taką hustawke. Powiedziałam żeby zdecydował czego chce i jeśli potrzebuje czasu to ok, ale niech da mi spokój i nie odzywa się do mnie. Wyprowadzilam się do innego miasta. I tak jak wspomniałam wcześniej mamy kontakt "formalny". Tak jest lepiej, spokojniej. Tobie też radzę wyznaczyć granice. Odciąć się od niego. Oczywiście, że będzie boleć, będziesz czuć się samotna. Ale przyznaj, że teraz też to czujesz. Po jakimś czasie sytuacja uspokoi się. Uwierz mi. Dodatkowo radzę Ci udać się na wizytę do psychologa. Musisz przepracowac to wszystko co przezylas w tym związku, być może wcześniejsze etapy życia. Ja chodziłam na terapię przez kilka lat, polecam. Jak tylko dowiedziałam się o ciąży to umówiłam się z moją terapeutka na wizytę żeby to omówić. Naprawdę dzięki tym spotkaniom poukladalam sobie trochę w głowie....
A jak on zachowuje się? Macie kontakt na codzień? Co z jego rodziną? Wrócił do nich?

Napisane na Redmi Note 4 w aplikacji Forum BabyBoom
 
Jakby to powiedzieć... U mnie też wszystko miało wyglądać inaczej. On nie był zdenerwowany jak dowiedzieliśmy się o ciąży. To bardziej ja byłam spanikowana. On nawet cieszył się. Tylko że on postanowił, że mimo wszystko nie będziemy razem. Powiedział, że nie chce wiązać się emocjonalnie, bo to dla niego za dużo. Muszę powiedzieć, że pomaga mi finansowo, uzgadniamy kwestie związane z dzieckiem, chodzi ze mną na badania (i płacze podczas usg). Kilka miesięcy temu wyglądało to inaczej. Spotykaliśmy się częściej, ale doszłam do wniosku, że nie mogę pozwolić na taką hustawke. Powiedziałam żeby zdecydował czego chce i jeśli potrzebuje czasu to ok, ale niech da mi spokój i nie odzywa się do mnie. Wyprowadzilam się do innego miasta. I tak jak wspomniałam wcześniej mamy kontakt "formalny". Tak jest lepiej, spokojniej. Tobie też radzę wyznaczyć granice. Odciąć się od niego. Oczywiście, że będzie boleć, będziesz czuć się samotna. Ale przyznaj, że teraz też to czujesz. Po jakimś czasie sytuacja uspokoi się. Uwierz mi. Dodatkowo radzę Ci udać się na wizytę do psychologa. Musisz przepracowac to wszystko co przezylas w tym związku, być może wcześniejsze etapy życia. Ja chodziłam na terapię przez kilka lat, polecam. Jak tylko dowiedziałam się o ciąży to umówiłam się z moją terapeutka na wizytę żeby to omówić. Naprawdę dzięki tym spotkaniom poukladalam sobie trochę w głowie....
A jak on zachowuje się? Macie kontakt na codzień? Co z jego rodziną? Wrócił do nich?

Napisane na Redmi Note 4 w aplikacji Forum BabyBoom

Widzisz, czemu to Oni decydują? Ojciec Twojego Dziecka postanowił, że i tak nie będziecie razem. U mnie tak samo, to On cały czas wszystko postanawia, a ja się muszę dostosować. My nie możemy podjąć żadnej decyzji. Bo byłaby niewygodna dla nich, a że dla nas jest to złe i nas niszczy to jest wszystko w porządku. Wkurza mnie to. Zawsze tak było. Kiedy chciałam odejść i zakończyć tą farsę, to była panika, wariacja, płacze. A kiedy to On wybrał rodzinę to ja się musiałam z tym pogodzić. U mnie deko inaczej, ja się cieszyłam, bo po 2 latach starań, kiedy już straciłam nadzieję, kiedy myślałam, że w ogóle mogę nie mieć dzieci, udało się. Dla niego szok (zastanawiam się w ogóle skąd szok, mężczyźni nie wiedzą skąd się biorą dzieci?). Przez pierwsze dwa dni, ze jakoś będzie, później dramat, że on nie chce tego dziecka, nie akceptuje, że najlepsze dla nas będzie jak zrobię zabieg. I wtedy wypieprzylam go za drzwi. Wrócił po chwili zalujac i przepraszajac. I że jakoś to będzie. I to jakoś trwa. Jakoś jest tak, że jak mnie nie widzi kilka dni to wraca steskniony, patrzy na powiększający się brzuszek, dotyka, ale nie rusza tematu. Jak ma przypływ emocji zapyta co u lekarza, bo nie chodzi ze mną na żadne badania. A jak widujemy się codziennie (praca) to totalna olewka. Wpadnie do biura, rzuci towar, zada czarodziejskie "jak tam?" i tyle go widziałam, puści kilka maili z bieżącymi sluzbowymi sprawami i już. No i oczywiście warto wspomnieć, że jak nie musi to nie przyjeżdża. Ja jestem tak przy okazji. No i znów ja kilka dni na chłodno, tak samo służbowo, widzi, że coś nie gra, i już jest miło. Dwa dni i wracamy do schematu. Tak się nie da żyć. Widzisz, ja się nie mogę odizolowac, jestem trochę uwiazana, praca. Tak, mogłabym to rzucić. Ale nie o to chodzi. Na wszystko co osiagnelam w życiu sama zapracowalam. I w tą pracę też wlozylam serce. Dlatego tak trudno byłoby mi ją zostawić. Tak, jest z nimi. Przecież ani na chwilę od nich nie odszedł, tylko roztaczal przede mną wizję wspaniałości bez możliwości realizacji. Szlag by to wszystko trafił. Za dużo tego...
 
reklama
Widzisz, czemu to Oni decydują? Ojciec Twojego Dziecka postanowił, że i tak nie będziecie razem. U mnie tak samo, to On cały czas wszystko postanawia, a ja się muszę dostosować. My nie możemy podjąć żadnej decyzji. Bo byłaby niewygodna dla nich, a że dla nas jest to złe i nas niszczy to jest wszystko w porządku. Wkurza mnie to. Zawsze tak było. Kiedy chciałam odejść i zakończyć tą farsę, to była panika, wariacja, płacze. A kiedy to On wybrał rodzinę to ja się musiałam z tym pogodzić. U mnie deko inaczej, ja się cieszyłam, bo po 2 latach starań, kiedy już straciłam nadzieję, kiedy myślałam, że w ogóle mogę nie mieć dzieci, udało się. Dla niego szok (zastanawiam się w ogóle skąd szok, mężczyźni nie wiedzą skąd się biorą dzieci?). Przez pierwsze dwa dni, ze jakoś będzie, później dramat, że on nie chce tego dziecka, nie akceptuje, że najlepsze dla nas będzie jak zrobię zabieg. I wtedy wypieprzylam go za drzwi. Wrócił po chwili zalujac i przepraszajac. I że jakoś to będzie. I to jakoś trwa. Jakoś jest tak, że jak mnie nie widzi kilka dni to wraca steskniony, patrzy na powiększający się brzuszek, dotyka, ale nie rusza tematu. Jak ma przypływ emocji zapyta co u lekarza, bo nie chodzi ze mną na żadne badania. A jak widujemy się codziennie (praca) to totalna olewka. Wpadnie do biura, rzuci towar, zada czarodziejskie "jak tam?" i tyle go widziałam, puści kilka maili z bieżącymi sluzbowymi sprawami i już. No i oczywiście warto wspomnieć, że jak nie musi to nie przyjeżdża. Ja jestem tak przy okazji. No i znów ja kilka dni na chłodno, tak samo służbowo, widzi, że coś nie gra, i już jest miło. Dwa dni i wracamy do schematu. Tak się nie da żyć. Widzisz, ja się nie mogę odizolowac, jestem trochę uwiazana, praca. Tak, mogłabym to rzucić. Ale nie o to chodzi. Na wszystko co osiagnelam w życiu sama zapracowalam. I w tą pracę też wlozylam serce. Dlatego tak trudno byłoby mi ją zostawić. Tak, jest z nimi. Przecież ani na chwilę od nich nie odszedł, tylko roztaczal przede mną wizję wspaniałości bez możliwości realizacji. Szlag by to wszystko trafił. Za dużo tego...
Myśl teraz o sobie i o dziecku. A jego trzymaj jak na większy dystans, nie dawaj sobą manipulować, przemyśl na spokojnie czego chcesz i jak chcesz żeby wyglądała Twoja przyszłość. Później przedstaw jemu plan i tyle. Wiem doskonale, że jest to trudne. Ale nie pozwól żeby to on decydował o wszystkim. Daj sobie szansę na normalne życie i przede wszystkim na WOLNOŚĆ. Na pewno ułożysz sobie życie bez niego, spotkasz kogoś wartościowego. A on... nigdy nie będzie szczęśliwy tak naprawdę.
W którym tygodniu jesteś? [emoji4]

Napisane na Redmi Note 4 w aplikacji Forum BabyBoom
 
Do góry