reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Święta. Radość, czy przykry obowiązek?

aniaslu

red. nacz. babyboom.pl, psycholog, admin
Członek załogi
Dołączył(a)
14 Czerwiec 2004
Postów
3 645
Miasto
Warszawa
Uświadomiłam sobie, że znam sporo osób, dla których Święta zamiast być powodem do radości są najtrudniejszym okresem w całym roku. Te osoby walczą pomiędzy niechęcią, poczuciem obowiązku i frustracją. Na samą myśl, że mają się spotkać z rodziną czują się naprawdę słabo. A jak jest z Tobą? Lubisz Święta? A jeśli nie, to w jaki sposób strasz się je przeżyć?
 
reklama
Rozwiązanie
A ja kocham święta :) Mama podchodziła co prawda do porządków rzetelnie i na święta czyściło się wszystko od piwnicy po strych, przecierało się kryształy i zaglądało w każdy kąt. My jako dzieciaki też dużo pomagaliśmy, ale nie rodziło to żadnych spięć. Dużo radia słuchaliśmy przy tym. Wigilia w małym gronie, tylko domownicy. Tata robił zakupy. Choinkę ubierały dzieciaki, nikt się nie przejmował czy jest idealna. Zawsze miała bogatszy front :D Od rana dzieciaki z tatą kroiły sałatkę jarzynową przy tym co serwowała nam tv. Ja i brat kroiliśmy drobno, tata i siostra w grubaśną kostkę, ale przynajmniej szybciej ubywało. Dania wigilijne w liczbie ograniczonej, tu już mama rządziła. U nas wszyscy lubią barszcz, do tego karp i jakaś...
Ja osobiście byłam zdecydowanie antyświąteczna... Generalnie zachowywałam się strasznie i poniżej wszelkiej krytyki: wprowadzałam nerwową atmosferę przez presję jaką na mnie wywierało wszystko. Pojawiła się pierwsza córka i mój mąż stwierdził, że tak nie może być że będę wszystkich "częstować" wszelkimi negatywami które wyniosłam z domu ( u mnie było zawsze szykowanie, generalnie rodzice się kłócili przez całe przygotowywanie świat, później po wszystkich złych rzeczach jakie padły siadaliśmy do stołu i kazano nam być radosnym i zadowolonym- to tak pokrótce)
I z roku na rok było lepiej. Teraz starsza córka ma 5 lat a ja na samą myśl nie zalewam się potem zaczęłam mieć neutralny stosunek od nienawiści z poprzednich lat. Nie wydurniam się z szykowaniem bo jak mówi mój mąż: nie musi być idealnie w domu ważne żebyśmy wszyscy byli zadowoleni i zrelaksowani wtedy będzie idealnie:) robię do jedzenia to na co mamy ochotę z rzeczy, które jemy wyjątkowo i pierogi. Stół nie ugina się od różnorodnych dań to fakt ale jak widzę że wszyscy są zadowoleni to jestem spokojna. Choinkę ubieramy z dziewczynkami i w zasadzie nie interesuje mnie czy się komuś podoba czy nie to dzieło przede wszystkim naszych córek i to im ma sprawiać przyjemność. Wiem że gdyby nie mój mąż i jego "lightowe" podejście to byłoby niestety gorzej niż u.mnie w domu rodzinnym:(
 
Ja osobiście byłam zdecydowanie antyświąteczna... Generalnie zachowywałam się strasznie i poniżej wszelkiej krytyki: wprowadzałam nerwową atmosferę przez presję jaką na mnie wywierało wszystko. Pojawiła się pierwsza córka i mój mąż stwierdził, że tak nie może być że będę wszystkich "częstować" wszelkimi negatywami które wyniosłam z domu ( u mnie było zawsze szykowanie, generalnie rodzice się kłócili przez całe przygotowywanie świat, później po wszystkich złych rzeczach jakie padły siadaliśmy do stołu i kazano nam być radosnym i zadowolonym- to tak pokrótce)
I z roku na rok było lepiej. Teraz starsza córka ma 5 lat a ja na samą myśl nie zalewam się potem zaczęłam mieć neutralny stosunek od nienawiści z poprzednich lat. Nie wydurniam się z szykowaniem bo jak mówi mój mąż: nie musi być idealnie w domu ważne żebyśmy wszyscy byli zadowoleni i zrelaksowani wtedy będzie idealnie:) robię do jedzenia to na co mamy ochotę z rzeczy, które jemy wyjątkowo i pierogi. Stół nie ugina się od różnorodnych dań to fakt ale jak widzę że wszyscy są zadowoleni to jestem spokojna. Choinkę ubieramy z dziewczynkami i w zasadzie nie interesuje mnie czy się komuś podoba czy nie to dzieło przede wszystkim naszych córek i to im ma sprawiać przyjemność. Wiem że gdyby nie mój mąż i jego "lightowe" podejście to byłoby niestety gorzej niż u.mnie w domu rodzinnym:(
Ja od dziecka świąt nie lubiłam.
U mnie w domu też panowała okropna atmosfera w czasie przygotowań do świąt. Jak nie chciałam się dzielić opłatkiem, dostawałam po głowie od rodziców i musiałam to robić.
W zeszłym roku pierwszy raz wyprawilam święta dla swojej rodziny, bez przesady oczywiście. Co nie co zrobiłam, mąż był zachwycony, że obyło się bez awantur. Do tej pory było tak, że mąż sam z dziećmi jechał.
W tym roku jedziemy znowu na Wigilię do męża rodziny, strasznie mi się to nie uśmiecha bo męża dalszą rodzina mnie nie akceptuje, ale jakoś się przelamie.

No i na pewno też dla nas wyprawie święta, dla mojego męża i dzieci. Tylko bez szału, żeby nie zwariować.
Szczerze powiem, że przez ten świąteczny szał z przygotowaniami i prezentami nie kojarzą mi się z wiarą.
Odnoszę wrażenie, że ludzie o najważniejszym zapominają.
 
Ja od dziecka świąt nie lubiłam.
U mnie w domu też panowała okropna atmosfera w czasie przygotowań do świąt. Jak nie chciałam się dzielić opłatkiem, dostawałam po głowie od rodziców i musiałam to robić.
W zeszłym roku pierwszy raz wyprawilam święta dla swojej rodziny, bez przesady oczywiście. Co nie co zrobiłam, mąż był zachwycony, że obyło się bez awantur. Do tej pory było tak, że mąż sam z dziećmi jechał.
W tym roku jedziemy znowu na Wigilię do męża rodziny, strasznie mi się to nie uśmiecha bo męża dalszą rodzina mnie nie akceptuje, ale jakoś się przelamie.

No i na pewno też dla nas wyprawie święta, dla mojego męża i dzieci. Tylko bez szału, żeby nie zwariować.
Szczerze powiem, że przez ten świąteczny szał z przygotowaniami i prezentami nie kojarzą mi się z wiarą.
Odnoszę wrażenie, że ludzie o najważniejszym zapominają.
Pewnie masz trochę racji że zapominają o najważniejszym o ile są wierzący:) mam nadzieję że mimo wszystko miło spędzisz czas świąteczny!
 
Hmmm... Im jestem starsza tym swieta sa dla mnie jakby mbiejszym obowiazkiem. Tzn. Kiedys staralam sie wypelniac tradycje co do joty - ilosc dan, zrobione samemu, na full, wielkie porzadki i zakupy - to wszystko rodzi frustracje zwlaszcza jak trzeba ogarnac samemu bo inni czekaja na gotowe.
Zycie roznie sie ukladalo i w koncu zrozumialam, ze pierogi mozna kupic /nawet na sztuki zeby potem nie trzeba bylo komus na sile wciskac bo sie zmarnuja/, barszcz moze byc z kartonu /i tak nikt go nie lubi i tylko macza usts dla tradycji/, karpia nie podaje bo nie lubimy jego smaku i w dodatku ma osci... Itd. Sprzatnac mozna jak zawsze a nieumyte podczad mrozu okna nie sa zbrodnia.
I terax swieta sa latwiejsze dla mnie - mniej roboty wiecej przyjemnosci i spokoju. Bo to czas z rodzina jest najwazniejszy a nie stawanie na glowie zeby bylo idealnie - pseudoidealnie bo kazdy ma dosyc.

Jak kiedys dzieci beda chcialy poznac tradycje i np. Lepic pierogi i bedziemy robic to z checia to tez nie bedzie problemu ale nie chce miec takiej spiny jak w dziecinstwie.
 
Z domu wyniosłam podobny obraz jak Dziewczyny powyżej. Sfrustrowana, urobiona matka, która się ciskala o wszystko na wszystkich. Nie chcę takich świąt dla swoich dzieci. Nie chcę swiat w biegu,nie muszę myć okien dla Jezuska na mrozie. Co roku mamy żywą choinkę, bo w rodzinnym domu była sztuczna. Nie lubię karpia, więc przestałam go jeść. Od tego roku koniec z dwoma wigiliami- bo tak naprawdę biegamy od jednym do drugich i nigdzie tak naprawdę nie jesteśmy, bo ciągle patrzymy na zegarek, czy to już. Marzę o świętach gdzies daleko, gdzie będę mogła być tylko z mężem i dziećmi i mieć w nosie te wszystkie tradycje, do których przez lata nas zmuszano i spotkania z ludźmi, których nawet nie lubie- bo tak trzeba.
 
W sumie to z kim nie rozmawiam to 90% nie ma dobrych wspomnień ze świetami... Kiedyś muszę zapytać swoich rodziców jak oni znosili presję którą przekazywali na dzieci.... Im zdecydowanie nie było łatwo przede wszystkim Matkom na których barki wszystko spadalo bo w moim otoczeniu wszystkie kobiety odpowiadały na święta za wszystko mając oczywiście dzieci i inne obowiazki wykonywane każdego dnia
 
reklama
A ja kocham święta :) Mama podchodziła co prawda do porządków rzetelnie i na święta czyściło się wszystko od piwnicy po strych, przecierało się kryształy i zaglądało w każdy kąt. My jako dzieciaki też dużo pomagaliśmy, ale nie rodziło to żadnych spięć. Dużo radia słuchaliśmy przy tym. Wigilia w małym gronie, tylko domownicy. Tata robił zakupy. Choinkę ubierały dzieciaki, nikt się nie przejmował czy jest idealna. Zawsze miała bogatszy front :D Od rana dzieciaki z tatą kroiły sałatkę jarzynową przy tym co serwowała nam tv. Ja i brat kroiliśmy drobno, tata i siostra w grubaśną kostkę, ale przynajmniej szybciej ubywało. Dania wigilijne w liczbie ograniczonej, tu już mama rządziła. U nas wszyscy lubią barszcz, do tego karp i jakaś jeszcze inna ryba. Kompot z suszu. Śledzie na dokładkę, ale u nas nikt już ich nie mieścił. Zawsze mamie mówiliśmy że jest 12 dań, bo kompot raz, barszcz dwa, uszka trzy itd aż do 12-stu. Stół zastawialy dzieciaki, mama i tak miała mnóstwo roboty w kuchni. Fragment pisma świętego czytało najmłodsze dziecko, bardzo przejęte swoją rolą. Prezenty pod choinką były bardzo skromne, rodzice kupowali duże prezenty na mikołaja. Dzieciaki zwykle przed robiły prezenty, takie na ostatnią chwilę. Typu zdjęcie wydrukowane i dorobiona ramka albo wydrukowane dowcipy i spięte w książeczkę. Nigdy też mama nie wyrabiała się z wigilią na czas. To już była nasza tradycja :) Po wigilii my sprzątaliśmy stół, a tata zmywał naczynia, a mama mogła sobie trochę odpocząć. Potem graliśmy w planszówki albo w karty i na koniec oglądaliśmy filmy, aż wszyscy zasnęli. Pierwszy dzień świąt też taki rodzinny, dochodził kościół, cmentarz, spacer z psem. Drugi dzień to już niemoc. Za dużo jedzenia i trochę nuda, więc zwykle gdzieś jechaliśmy. Za to nie znosiłam rodzinnych obiadów w 1-wszy lub drugi dzień świąt u dalszej rodziny. Były takie nudne i sztywne. Jak trochę podrosłam to się zbuntowaliśmy i zostawałam w domu z młodszym rodzeństwem, a rodzice sami odwiedzali rodzinę. I przynajmniej się nie musieliśmy nudzić :)
 
reklama
Do góry