Hej Dziewczyny
Wracam po weselu i krótkich wakacjach. Czytałam forum, starałam się nadrobić, ale w efekcie wszystko mi się pomieszało co kto

Impreza była całkiem fajna :-). Spodziewałam się totalnej klapy- koleżanka organizowała wszystko tylko 3 tygodnie. Pomysł wpadł jej do głowy ot tak i powoli coś tam gmerała. Oczywiście tydzień przed weselem wynikły same problemy- sukienkę krawiec źle uszył, fryzjerka była nie taka, na zapowiedzi nie zdążyli dać... Ostatecznie na szczęście wszystko się dobrze skończyło

. Towarzystwo było trochę drewniane. Przyszli głównie popić i pogadać (w sumie bardziej schlać się niż popić). To już my z mężem więcej tańczyliśmy i wykazywaliśmy większe zainteresowanie atrakcjami niż reszta. A było na co popatrzeć, bo i pierwszego tańca zdążyli się nauczyć, i tort był zjawiskowy, i puszczaliśmy lampiony na wodę, nawet była foto-budka do robienia śmiesznych zdjęć :-). Padłam o drugiej w nocy. Aż się dziwiłam, że tak długo wytrzymałam

. Rano wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Karpacza. Mieliśmy wykupioną opcję z trzema posiłkami, za każdym razem stół szwedzki z samymi pysznościami

. Nażarłam się tam za wszystkie czasy !!! :-) Aż boję się wchodzić na wagę....

Pierwszego dnia poszliśmy z mężem na miasto. Drogę powrotną oczywiście wybrał "na skróty"

. Ja w adidaskach z bieżnikiem zerowym a tu przyszło nam wspinaczki po kamorach odczyniać

. Jeszcze z tym brzuchem rosnącym... Skończyło się na tym, że w samych skarpetkach wchodziłam na skały, żeby się nie poślizgnąć

. Dobrze, że nic się nie stało... Natomiast dzięki temu cały pobyt miałam mega zakwasy na łydkach i już właściwie nigdzie nie chodziliśmy. Tylko małe wypadziki 1 km w jedną stronę robiliśmy. Na basenie się wybyczyłam, przynajmniej raz dziennie moczenie kupra :-). Zdecydowanie dobrze mi to zrobiło

. Aż nie chciało się wracać...
Tak się dobrze złożyło, że teściowie akurat wyjechali na tydzień zaraz przed naszym przyjazdem, więc mamy trochę spokoju

. Co prawda robienie obiadu dzisiaj mnie wykończyło, ale mam nadzieję, że jutro będzie już tylko odgrzewany...
Trochę się martwię przed następną wizytą u gin... W górach dosyć często leciała mi krew z nosa

A wczoraj miałam silny ból brzucha w okolicy pępka, trwający około pół godziny, jakby kłujący... Wydaje mi się, że ten ból mógł być pochodzenia jelitowego... Może dopiero ze mnie wychodzi to, co wepchnęłam w siebie w Karpaczu

. Mam nadzieję, że to nic groźnego... No i od powrotu jestem strasznie osłabiona. Nie wiem, czy ten wyjazd mnie tak wykończył...
Jeżeli chodzi o przerośnięte wędzidełko (chodzi o Twojego synusia Tekla tak? Nie wiem, czy mi się nie pomieszało

), to z tego co wiem, do podcięcia potrzebna jest bardzo dobra współpraca z dzieckiem, bo zabieg przeprowadza się w znieczuleniu miejscowym. Dodatkowo podcięte wędzidełko lubi odrastać, więc warto iść do kogoś, kto robi ten zabieg bardzo często. Jeżeli dzieciątko daje radę pić z butelki, to chyba nie ma wskazań, żeby przeprowadzać zabieg... Z drugiej strony taki uwiązany język inaczej pracuje i jama ustna inaczej się rozwija... Musisz najlepiej iść do pediatry lub pedodonty i on Ci poradzi, co będzie najlepszym rozwiązaniem.