A ja się nie mogę doczekać, kiedy Jagoda ruszy (sposób obojętny), bo narazie jest na wpół stacjonarna, czyli sama nigdzie nie dotrze, a wszędzie chce być, więc to my ją musimy wszędzie donieść, lub musi dojść przez nas trzymana.
Jak pisałam, Jagoda sama wstaje w łóżeczku (chociaż sama usiąść jeszcze nie potrafi). A jak wstanie, to wszystkiego musi dotknąć. Nie kuma jeszcze, że chociaż jedną ręką musi się trzymać i bawi się w puszczalską. Na zawał za niedługo zejdę. Z jednej strony wiem, że musi się nauczyć, że narazie musi się trzymać, utrzymywać równowagę... A z drugiej strony, jak patrzę na jej wyczyny, to aż strach się bać.
Poza tym wymyśliła sobie ostatnio, że musi zobaczyć, co jest za wersalką. I jak na niej siedzi, to się rzuca na koniec nad "przepaść" i to bardzo śmieszne jest. Też nie wie, że może zlecieć. A jak ja mąż chciał wczoraj delikatnie nauczyć, że to niebezpieczne i że może zlecieć, to się śmiała w głos. Zaniechaliśmy więc tej nauki.