witajcie Dziewczyny! na wstępie dziękuję
forever za przekazywanie info o stanie Leosia i za Wasze kciuki - wierzę, że dużo dają!

tak w skrócie: gdy po wizycie u laryngologa, który to stwierdził "przegroda poszła, trzeba jechać do szpitala" pojchaliśmy do Dziekanowa (lek. wymienił 3 szpitale dziecięce,w tym Dziekanów Leśny, więc wybór był dla nas w sumie oczywisty), przeżyliśmy chwile grozy w związku z tym, ze Leo dostał tylko 1 dawkę szczepionki przeciw wzwB; otóż lekarze rozważali czy w ogóle zabierać się za zabieg skoro nawet 2 dawki tej szczepionki nie dają dostatecznej odporności (a może dawac i ta jedna, to zależy od człowieka już); dodam, że u Leosia zdiagnozowano krwiaka przegrody nosowej (sama przegroda, kość itd. na szczęście całe), który nalezy jak najszybciej usunąć (to się nazywa drenaż), aby nie zrobił sie z tego ropień - to już groźniejsze; stanęło na tym, że jeśli decysujemy sie na zabieg, mały natychmiast musi zostać zaszczepiony olejną dawką mimo, że najprawdopodobniej nie zdoła wytworzyć przeciewciał

czyli krycie dupy szpitala na całego, pacjent gdzies tam z boku

ale że Leo dostał gorączki, ominęła go ta przyjemność - lek.prowadzący zadał sobie tyle trudu by zadzwonić do sanepidu, gdzie został poinformowany o tym, że ryzyko zachorowania pacjenta na żółtaczkę jedynie od brudnych narzędzi, które obecnie są bdb jałowione i sterylizowane, jest właściwie żadne, natomiast temperatura, której przyczyny nie znamy (może od stanu zapalnego w nosku, ale może od rozwijającej się infekcji) jest zdecydowanie przeciwskazaniem do szczepienia; tak więc Leoś miał zabieg w nieczuleniu ogólnym, usunięto mu tego krwiaka - dziecko po narkozie wygląda OKROPNIE - opuchnięte i przerażone:-(nasza salka była tuż obok sali pooperacyjnej i słyszałam przeraźliwy płacz jakiegoś małego dziecka (serce rozdzierało dosłownie), ale nawet nie poznałam, że to Leo

dopiero jak doktorka wykonująca zabieg do mnie przyszła i opowiadała o jego przebiegu, dodała: "pani teraz go słyszy, ale proszę się nie przerażać, to krzyk ponarkotyczny - to nie on krzyczy, tylko jego mózg" dowiedziałam się, że to moje dziecko:-(najgorsze były kolejne 3 doby, ponieważ Leo miał kompletnie zatkany nos jakimiś tamponami, gazikami i dziwnym jakby plastikowym ustrojstwem, które to wypadło mu podczas kichnięcia 3 dni później... nie potrafił oddychac ustami w nocy (za dnia nieźle sobie radził), więc 3 nocki z rzędu były nieprzespane; w konsekwencji Leoś był b. marudny i taki "zabiedzony" - a ja u kresu sił, bo snu przecież tez potrzebuję; no ale skończyło się dobrze, zawartość nosa została usunięta jednak nie w narkozie, tylko w miejscowym znieczuleniu, a Leo gdy tylko odzyskał drożność nosa, odżył

jadł za 2 i zbajerował kilka pielęgniarek na oddziale (ma chłopina urok osobisty); żeby jednak nie było tak fajnie - w dniu wyjęcia tych tamponów i mojej chwilowej euforii jak to sprawnie poszło, przyszedł lek. i z nietęga miną oznajmił, iż dwukrotne badanie krwi wykazało zaniżony poziom leukocytów + za mało płytek krwi, co na tyle go zaniepokoiło, że skonsultował się ze swoja koleżanką po fachu z Centrum Zdrowia Dziecka zajmującą się chorobami krwi, i że jeśli przy kolejnym pobraniu krwi nie będzie tendencji wzrostowej tych parametrów, to zostaniemy przewiezieni do CZD, gdzie położą nas na oddział onkologii (!!!!) i zbadają szpik... i tutaj umarłam po raz drugi (pierwszy - przy przedwczesnym i niespodziewanym porodzie); hasło "onkologia" zrobiło swoje... oczywiście lek. dodał, że nie należy panikowac czy myślec o najgorszym, że intuicja podpowiada mu, ze Leo jest zdrowy - bo nie wygląda na dziecko z chorym szpikiem itd., ale niewiele juz słyszałam; po przepłakanej dobie poczułam jednak spokój, że przecież niemożliwe, by zdrowiuteńkie dotąd dziecko, pełne energii, z apetytem na życie, miało być tak chore; no i faktycznie - 2 dni później zrobiono kontrolne badanie i co - leukocyty dwukrotnie wyższe niż wcześniej, płytki w normie!!! tamte wyniki moga sugerować jakąś infekcję wirusową (slowa lek.); i wiecie co - jestem prawie pewna, że Leo przechodził tzw. trzydniówkę! dlatego że od kilku dni jest w kropki (już w szpitalu go lekko wysypało), a po wyjściu cały wygląda jak salamandra plamista... wczoraj masakra, dziś już kropki bledsze - przerabialismy trzydniówke z Ninką, więc mam porównanie; a wszyscy łączyli temperaturę z samym urazem, z krwiakiem, bo innych objawów jakiejkolwiek infekcji brak; oczywiście pewności nie mam, ale chyba to to; stanęlo na tym, ze za 3 tyg. kontolujemy nosek (czy ay na pewno mu sie tam gdzies przy przgrodzie krew nie gromadzi), a za 3 m-ce krew;
strachu sie najedliśmy sporo, trauma wróciła (zwł. że to ten sam szpital), ale finał dobry

osiwieję albo wyłysieję przy Leosiu...
co do szczepień to zamierzamy zabrać się za nie konkretnie - czekamy na wyniki z sanepidu co do przeciwcial na wzwB (bo moze mały wytworzył już po 1 dawce, nie wiadomo) i w razie co doszczepiamy; reszte też - z rozsądnymi odstępami; czekalismy by mlody przeszedł wszystkie etapy niemowlęce, tj. by zacząl chodzić - teraz nie widzę powodów do wstrzymywania sie od szczepień;