- Dołączył(a)
- 5 Czerwiec 2021
- Postów
- 11
Cześć Wam kobietki. Założyłam konto na forum, ponieważ nie mam komu się wygadać.
Jestem dosyć młoda mamą, córka ma rok, ja zaraz 25, a mój partner 26 lat. Jesteśmy razem od 8 lat.
Nasza córka była nieplanowana. Kiedy dowiedzialam się o ciąży to byłam troszke wystraszona. Mój brat ma 3 dzieci rok po roku i wiem z czym to sie je. Jakoś zaakceptowalam fakt, że zostanę mamą, a partner cieszył sie od początku. Od skończenia technikum byłam aktywna zawodowo. Dwie prace mialam takie krótkotrwałe, trzecia była strzałem w 10 i pracowałam prawie do końca ciąży. Lubiłam swoja prace, całkiem nieźle zarabiałam. Partner pracował również, odłożyliśmy na działkę, w planach była budowa domu. Wcześniej mieszkaliśmy u tesciow, ale z racji, że mieliśmy malutki pokoik postanowiliśmy wynająć jakieś mieszkanie, bo na kredyt nie mamy szans na chwilę obecną. Córka miała miesiąc, gdy zmienilismy miejsce zamieszkania. Jesteśmy dosyć blisko od naszych rodzinnych miejscowości, natomiast moi rodzice jak i tż są młodzi, więc jeszcze sami pracują. Z teściami mamy średnie stosunki, z moimi rodzicami jest troszke lepiej. Partner dużo pracuje, w okresie wiosennym i letnim od świtu do nocy. Na jesień i zimę jest lepiej, ale wtedy szuka jeszcze innego źródła, aby dorobić. Jestem sama całymi dniami, całe mieszkanie, gotowanie, dziecko jest na mojej glowie. Generalnie lubię sprzątać i prać, więc to nie sprawia mi trudu. Z gotowaniem jest gorzej, natomiast malutka je wszystko, więc tragedii nie ma. Nie muszę specjalne myśleć i kombinować, żeby byla najedzona. Więc do południa ogarniam dom, pranie, obiad, sama pije kawe, dziecko ma drzemkę. Po południu staram się wyjść na dwór. Natomiast, córka nie chce siedzieć w wózku. Spacer możemy mieć, ale max 20 min, bo potem wyciaga rączki. Mam z nią problem, ponieważ nie umie jeszcze chodzić i wszędzie by chciała raczkować. Niestety, ale drogi sa zbyt brudne, a place zabaw wyglądają jeszcze gorzej. Mamy jeden plac, który znajduję sie obok parku. Jest mega syf na nim, od patyczków, łupinek od słonecznika, po kapsle, szkło itp. Dlugo by wymieniać, jest wszystko! A córka nie jest zainteresowana zabawą, tylko chodzi i wszystko bierze do buzi. Kupiliśmy nawet rowerek, taki do pchania. W nim jest jeszcze gorzej, w tym w ogóle nie chce siedzieć. Więc spacery są krótkie, albo wychodzę na godzinę w czasie drzemki. Dostaję już na głowę z tej samotnosci. Wszyscy znajomi, rówieśnicy sa bez dzieci. Tak wiem, dziwnie, ale większość z nich dopiero zaczyna prace, studia itp. Czasem zapraszaja mnie do siebie, ale córka jest z tych ciekawskich, więc wszedziw wchodzi, grzebie, sciaga. A wiadomo, jak ktoś dzieci nie ma, to nie jest na nie przygotowany. Strasznie nie lubię tych wyjazdów, bo po prostu nie mogę usiąść na tyłku tylko latam komuś po domu i asekuruje dziecko. Znajomi tego nie rozumieją, że po prostu wole jak ktoś odwiedza mnie. Mam dom przygotowany pod malucha, on ma swój kat i nie muszę go trzymać za fraki. A podjerzewam, że rozmowa z osobą, która stoi gdzieś nie należy do przyjemnych. Znajomi z tego tytułu zazwyczaj nie przyjeżdżają, a ja unikam spotkań u nich, bo dla mnie to nie jest rozrywka tylko stres, że coś zepsujemy.
Nigdzie sama nie wychodzę, nie mam szans na fryzjera czy kosmetyczkę. Zaczynam wyglądać jak zapuszczony shrek. Koleżanki chodzą pomalowane, z ładnymi paznokciami, a ja jedynie raz na tydzień obetne paznokcie. Czuję sie strasznie zle. Mam dosyć tych dni, wszystkie wygladają tak samo, nic sie nie dzieje. Córka nie lubi jeździć autem. Nie chce nawet zasnąć, mimo ze jest padnięta, więc unikam samotnych wyjazdów, dłuższych niz 20km. Na wakacje nie ma szans, bo partner pracuje. Wiem, że może przesadzam, że dziecko to nie kara, ale mam dosyć takich dni. Córka nie dostała się do jedynego żłobka, które jest w pobliżu i jestem zalamana, że tyle jeszcze będę z nią siedzieć.
Miewam dni, że nie chce mi sie wstawac, bo rzygam tym miastem, tymi ulicami, tym, że codziennie robie to samo.
Nawet jak ktoś proponuje mi wyjscie to ja po prostu odmawiam, bo nie cierpię tego, że wszyscy siedzą i rozmawiają, a ja uciszam dziecko, albo ganiam za nim, bo na rekach tez nie chce być. Tak bardzo chciałabym wrócić do pracy i żyć czyms więcej niż tylko domowymi obowiązkami....Nie bardzo nawet mamy pieniążki, żeby jakoś urozmaicić sobie czas. Staramy się cos odłożyć, a wynajem też jest kosztowny
Jestem dosyć młoda mamą, córka ma rok, ja zaraz 25, a mój partner 26 lat. Jesteśmy razem od 8 lat.
Nasza córka była nieplanowana. Kiedy dowiedzialam się o ciąży to byłam troszke wystraszona. Mój brat ma 3 dzieci rok po roku i wiem z czym to sie je. Jakoś zaakceptowalam fakt, że zostanę mamą, a partner cieszył sie od początku. Od skończenia technikum byłam aktywna zawodowo. Dwie prace mialam takie krótkotrwałe, trzecia była strzałem w 10 i pracowałam prawie do końca ciąży. Lubiłam swoja prace, całkiem nieźle zarabiałam. Partner pracował również, odłożyliśmy na działkę, w planach była budowa domu. Wcześniej mieszkaliśmy u tesciow, ale z racji, że mieliśmy malutki pokoik postanowiliśmy wynająć jakieś mieszkanie, bo na kredyt nie mamy szans na chwilę obecną. Córka miała miesiąc, gdy zmienilismy miejsce zamieszkania. Jesteśmy dosyć blisko od naszych rodzinnych miejscowości, natomiast moi rodzice jak i tż są młodzi, więc jeszcze sami pracują. Z teściami mamy średnie stosunki, z moimi rodzicami jest troszke lepiej. Partner dużo pracuje, w okresie wiosennym i letnim od świtu do nocy. Na jesień i zimę jest lepiej, ale wtedy szuka jeszcze innego źródła, aby dorobić. Jestem sama całymi dniami, całe mieszkanie, gotowanie, dziecko jest na mojej glowie. Generalnie lubię sprzątać i prać, więc to nie sprawia mi trudu. Z gotowaniem jest gorzej, natomiast malutka je wszystko, więc tragedii nie ma. Nie muszę specjalne myśleć i kombinować, żeby byla najedzona. Więc do południa ogarniam dom, pranie, obiad, sama pije kawe, dziecko ma drzemkę. Po południu staram się wyjść na dwór. Natomiast, córka nie chce siedzieć w wózku. Spacer możemy mieć, ale max 20 min, bo potem wyciaga rączki. Mam z nią problem, ponieważ nie umie jeszcze chodzić i wszędzie by chciała raczkować. Niestety, ale drogi sa zbyt brudne, a place zabaw wyglądają jeszcze gorzej. Mamy jeden plac, który znajduję sie obok parku. Jest mega syf na nim, od patyczków, łupinek od słonecznika, po kapsle, szkło itp. Dlugo by wymieniać, jest wszystko! A córka nie jest zainteresowana zabawą, tylko chodzi i wszystko bierze do buzi. Kupiliśmy nawet rowerek, taki do pchania. W nim jest jeszcze gorzej, w tym w ogóle nie chce siedzieć. Więc spacery są krótkie, albo wychodzę na godzinę w czasie drzemki. Dostaję już na głowę z tej samotnosci. Wszyscy znajomi, rówieśnicy sa bez dzieci. Tak wiem, dziwnie, ale większość z nich dopiero zaczyna prace, studia itp. Czasem zapraszaja mnie do siebie, ale córka jest z tych ciekawskich, więc wszedziw wchodzi, grzebie, sciaga. A wiadomo, jak ktoś dzieci nie ma, to nie jest na nie przygotowany. Strasznie nie lubię tych wyjazdów, bo po prostu nie mogę usiąść na tyłku tylko latam komuś po domu i asekuruje dziecko. Znajomi tego nie rozumieją, że po prostu wole jak ktoś odwiedza mnie. Mam dom przygotowany pod malucha, on ma swój kat i nie muszę go trzymać za fraki. A podjerzewam, że rozmowa z osobą, która stoi gdzieś nie należy do przyjemnych. Znajomi z tego tytułu zazwyczaj nie przyjeżdżają, a ja unikam spotkań u nich, bo dla mnie to nie jest rozrywka tylko stres, że coś zepsujemy.
Nigdzie sama nie wychodzę, nie mam szans na fryzjera czy kosmetyczkę. Zaczynam wyglądać jak zapuszczony shrek. Koleżanki chodzą pomalowane, z ładnymi paznokciami, a ja jedynie raz na tydzień obetne paznokcie. Czuję sie strasznie zle. Mam dosyć tych dni, wszystkie wygladają tak samo, nic sie nie dzieje. Córka nie lubi jeździć autem. Nie chce nawet zasnąć, mimo ze jest padnięta, więc unikam samotnych wyjazdów, dłuższych niz 20km. Na wakacje nie ma szans, bo partner pracuje. Wiem, że może przesadzam, że dziecko to nie kara, ale mam dosyć takich dni. Córka nie dostała się do jedynego żłobka, które jest w pobliżu i jestem zalamana, że tyle jeszcze będę z nią siedzieć.
Miewam dni, że nie chce mi sie wstawac, bo rzygam tym miastem, tymi ulicami, tym, że codziennie robie to samo.
Nawet jak ktoś proponuje mi wyjscie to ja po prostu odmawiam, bo nie cierpię tego, że wszyscy siedzą i rozmawiają, a ja uciszam dziecko, albo ganiam za nim, bo na rekach tez nie chce być. Tak bardzo chciałabym wrócić do pracy i żyć czyms więcej niż tylko domowymi obowiązkami....Nie bardzo nawet mamy pieniążki, żeby jakoś urozmaicić sobie czas. Staramy się cos odłożyć, a wynajem też jest kosztowny