reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Jak dowiedział się Wasz ukochany??

co za chory lekarz dał tabletkę na wywołanie ciąży:baffled: i nie wysłał na żadne badania skoro nie był pewien:eek:
dobrze że masz rozsądną koleżankę:tak:

może dołączy do nas ;-):-)
 
reklama
Karolqu8:
Aż ciarki mnie przeszły! Koleżanka - Skarb!

Śliczne historie! Mnie moja aż wydaje się banalna..

.."zalewaliśmy foremkę" - jak to subtelnie określał K. drugi miesiąc, aczkolwiek w pierwszym spóźniliśmy się z moimi dniami płodnymi z powodu wyjazdu, na którym były mało sprzyjające warunki do uprawiania miłości, a że nadzieja była wielka, a szanse nikłe, byłam nieco rozczarowana kiedy regularnie jak zwykle @

w następnym było już lepiej, tym razem K. uważał, że tchnie "nowe życie". W przeddzień @ w pośpiechu robiłam test, ale że byłam już spóźniona do pracy, to ledwie zerknęłam - bladziutka II - rzuciłam Mu test i powiedziałam, że sama nie wiem. W pracy powtórzyłam na drugi dzień i wydawała mi się ciut wyraźniejsza, co nie zwalniało mnie z zamęczania K. pytaniami w stylu "No jak myślisz?", On cierpliwie twierdził, że na pewno jestem, chyba czuł lepiej ode mnie bo po trzech dniach wymusiłam na nim kolejny test i choć był pozytywny, uwierzyłam dopiero lekarce, że to 5.tc, K. podtrzymywał "Przecież mówiłem".. Kwiatki, buziaczki, łzy...:-D
 
No do tego lekarza wiecej nie poszlam. Co prawda dal mi luteine to jest ponoc na podtrzymanie ciazy ale wolalam nie brac na poczatku. No chce namowic ja na forum tylko ona ma termin na kwiecien niewiem czy sie zapisze do nas;)
 
hej dziewczynki jestem nowa ale mam nadzieje że się szybko wdrożę :)

Moja historia jest taka iż od półtora roku jesteśmy małżeństwem i od tamtego czasu staraliśmy się o dzidzię niestety bez rezultatów aż do września tego roku, czego się zupełnie nie spodziewałam bo już straciłam siły na kupowanie testów no ale jednak zdecydowałam się pójść do apteki i zakupić takowy i ku mojemu zdumieniu dwie porządne czerwone krechy skakałam jak szalona z radości , ale spokojnie muszę zrobić jeszcze jeden może ten był jakiś wadliwy wiec do innej apteki po nastepny i znowu 2 czerwone krechy jupiiii . Hmm...teraz przekazać w cudowny sposób nowiny mężowi dwa buty i dwa testy pozytywne mój mąż niedowieżał że się udało ale naprawdę rosła nasza mała istotka nasze ziarenko na początku . Najpiękniejsza chwila w naszym życiu jak do tej pory teraz do porodu i jak nasze maleństwo będzie to kolejny cud w naszym życiu wspólnym , stworzymy pełnowartościową rodzinkę :)
 
ilonka.M serdecznie witamy :)
Moja sytuacja była taka,że kochaliśmy się w jeden z dni płodnych. Już kilka dni "po" czułam się dziwnie,bolały mnie sutki, było mi słabo itp. Czułam,że to jest to,ale czekałam na termin @, żeby zrobić test. Któregoś dnia (tydzień przed @) nie wytrzymałam,kupiłam test i zrobiłam. Wyszły dwie kreski-z tym,że druga bledsza. Do męża napisałam smsa: "kochanie kup mi jeszcze jeden test ciążowy,bo ten jest odrobinę dziwny". - Od razu zadzwonił z pracy i śmiał się,że napewno jestem w ciąży i że kupi mi drugi dla potwierdzenia. Potem czekałam dłuuuuuuugie 7 dni, gdy @ nie przyszła,zrobiłam test raniutko i jak byk-dwie krechy wyraźne. Żeby zrobić fajne wrażenie, zrobiłam zdjęcie komórką i wysłałam MMSa do męża. Zadzwonił i powiedział: a nie mówiłem? [z zadowoleniem w głosie] i tak to było. Chyba wiedział wcześniej,niż ja.
 
To może opiszę jak to było u mnie chociaż wspominałam już na innym wątku. Otóż z uwagi na nieregularne cykle - 25-39 dni - mogłam zapomnieć o wyliczeniu sobie dni płodnych, bo tego śluzu itd to ja nie widzę, jajniki mnie nie bolą i w ogóle. Dopiero się w lipcu pobraliśmy i postanowiliśmy że co ma być to będzie - bez żadnej presji ze koniecznie musi się udać, wiszenia z nogami w górze czy innych historii. Pierwszy miesiąc nie może być nazwany staraniami bo chociaż byliśmy w podróży poślubnej to namiot nie sprzyja intymnym sytuacjom, zwłaszcza gdy się kostnieje z zimna. Drugi miesiąc już bardziej poszaleliśmy ;)
Dla czystego sumienia przed babskim wypadem z kumpelami zrobiłam test - negatywny (a niby taki czuły że tydzień po stosunku wykrywa), potem przed naszym wspólnym wyjazdem z mężem kolejny - też negatywny. Ale jakoś na więcej niż malutkie piwo i to jeszcze włoskie więc sikacz sobie nie pozwoliłam. Do myślenia już zdążyły dać mi bolące piersi - nigdy nie miałam przed okresem takich objawów a tu nagle jakby mi ktoś z buta przyłożył się czułam. ale skoro negatywny to widać nie ciąża. W tym samym czasie po wypiciu kawy (słabej rozpuszczalnej z mleczkiem) zaczęłam czuć się jakbym na jakimś koksie była, na niczym nie mogłam się skupić. No i nie wytrzymałam - zrobiłam kolejny test w mało romantycznych okolicznościach bo w toalecie w centrum handlowym :p - i nogi się pode mną ugięły gdy zobaczyłam drugą kreskę. Z jednej strony było to ogromne szczęście, z drugiej przerażenie, że ciąża przestała być abstrakcją a stała się faktem.
Zaplanowałam jak dowie się mój ukochany, i tak się złożyło że teściowe z którymi mieszkamy wyjechali w góry i w naszą drugą poślubną miesięcznicę byliśmy sami. Wręczyłam mężowi prezent - był trochę zmieszany bo sam nic dla mnie nie miał, ale mówię - najpierw otwórz a potem pogadamy. No to otwiera a tam test ciążowy (kolejny bo tamten zrobił się niewyraźny) z wyciętą z kartonika interpretacją, śliniaczek i książka "Szkoła przetrwania dla przyszłych ojców". Udało mi się go zaskoczyć bo słowem nie pisnęłam o jakichkolwiek podejrzeniach ale od razu zajarzył o co chodzi. Potem razem się cieszyliśmy i wspieraliśmy w przerażeniu ;)
 
reklama
Cześć dziewczyny ;)

U nas było dość zabawnie, bo pobraliśmy sie po 5 latach związku i cały czas utrzymywalismy w rozmowach ze znajomymi, że narazie o dzieciaczka starać się nie będziemy. No ale mówienie to jedno, a praktyka to drugie ;) Nie będziemy sie narazie starać, ale "niestarać" też się nie będziemy. Tym oto sposobem już w drugim miesiącu po ślubie pojawiła sie nasza kropeczka, bo jeszcze nie fasolka :) A tutaj sprawy też działy się szybko ;) Już w dniu kiedy miała przyjechac cioteczka czułam, że >kurcze coś jest inaczej< piersi przeciez przestawały mnie bolec na tydzień przed, a tu dalej bolą, toteż wyrwałam się z pracy do apteki po 3 testy ciążowe i sprawdzamy. Pojawiła sie najpierw jedna kreseczka i kiedy juz miałam teścik wyrzucać pojawiła się ta druga, delikatna i nieśmiała ;) drugi i trzeci pokazał to samo. Postanowiłam wtedy , że nie powiem mężowi dopóki nie odwiedzę lekarza, ale tak przebierałam nóżkami ze zniecierpliwienia, że juz wieczorem dostał zapakowane mini buciki ;) I o dziwo, jaka była jego reakcja: UDAŁO SIĘ!!! :-)
 
Do góry