reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze Porody Lutowkowe....

A ja Wam też chętnie opiszę swój poród! Tak jak SUSUMALI zauważyłaś, Staś kazał czekać na siebie, a ja już tej ciąży znieść nie mogłam. Tak nawet nie zgrubłam, oprócz gigantycznego brzucha. Już praktycznie ruszać się nie mogłam. Na spacery z mężem chodziłam dookoła bloku:laugh2:Dalej rady nie dawałam. No i poczułam coś 2.02. Nie bolało aż tak bardzo, ale było regularne- co 6 min przez 1,5h. Mąż wezwał taksówkę (u nas tylko ja mam prawo jazdy) i pojechaliśmy, tam okazało się że to za słabe i poleżałam sobie 3 dni. Wynudziłam się za wszystkie czasy i stwierdziłam, że teraz to za prędko nie pójdę!! Chyba karetka na sygnale mnie powiezie...Mo gin 12.03 dał mi skierowanie do szpitala na 15.02. Ja sobie 14.02 oglądam TV i coś czuję, ale mówię: "nie, idę jutro rano, chcę zobaczyć walentynkowe M jak Miłość". Zobaczyłam ale już chodząc po całym pokoju, skurcze się nasilały... Mój mąż mnie namawiał na szpital, ale byłam uparta, bo na Polsacie jakaś komedia romantyczna miała jeszcze lecieć. Nie bardzo wiem o czym ona była, bo skurcze skupiały całą moją uwagę:tak: Około godz. 24.00 pojechałam- nawet nie trzeba mnie już było namawiać... A tam dali mnie na porodówkę, podpięli ktg, zbadali i położna mówi, że to jeszcze nie to:szok: Kazała mi się z mężem pożegnać, jemu powiedziała, że nie ma sensu czekać i żeby przyszedł rano, a mi dała zastrzyk przeciwbólowy, ale bolało coraz bardziej. Położne wyszły, a ja pisałam smsy do siostry męża- to jak rodzinny poród:-) Na salę obok przywieźli dziewczynę, która tak wrzeszczała, że cały szpital chyba na nogi postawiła, no to ja chciałam uciekać, nawet się spakowałam, tylko następny skurcz mnie powstrzymał.Jak przyszła gin mnie zbadać, to okazało się, że rozwarcie duże- ja już byłam wykończona, dali kroplówkę, trzy skurcze i Staś na zewnątrz! Acha! Jak robili usg, to im wyszło, że będzie miał 3200g. Gin mówi:"Fajna waga, łatwo pójdzie!" Jak się zdziwili, gdy miał 4070g!!

Staś urodził się o 4.00. Byłam wykończona, bo całą noc nie spałam, a raniutko (o 7.00) zaczęli schodzić się goście do szpitala...Więc znowu nie spałam cały dzień, a o noc się bałam- bo to pierwsza z moim maleństwem:) Na szczęście było spokojnie!!!!

Ja już mężowi mówiłam: ja mogę rodzić dzieci, ale on będzie w ciąży, bo ostatnie ttrzy miesiące, są dla mnie nie do przeżycia!!
 
reklama
Patch no widzisz Ty mozesz rodzic dzieci a ja z kolei wolalabym 100razy bardziej chodzic w ciazy. Moze dlatego ze moj porod trwal prawie 7 godzin, a skurcze mialam juz o 2 w nocy a urodzilam 20.55:baffled: Nawet jeszcze nie opisalam swojego porodu.Tak nie za bardzo mam ochote to wspominac. Caly porod mialam zamkniete oczy dopiero otworzylam je jak Myszka ze mnie wyszla:-D i to wlasnie byl najcudowniejszy moment w tym wszystkim i to oczywiscie jak moglam ja przytulic.
 
Kilka zdań jak rodziłam :-)

Na porodówkę zajechałam po 5 rano a skurczę już miałam koło 23 w środę
(co 5 minut) ale że Robert już spał to żal mi było go budzić bo biedak szedł po 5 dniach wolnego do pracy ( a mi zachciało się rodzić) więc czekałam do 5 bo stwierdziłam że później ruch w izbie przyjęć to za późno też nie ma co jechać. Więc zajechałam na izbę przyjęć po 5 , podłączyli mnie do KTG i oczywiście znów trafiłam na taką głupia babę co raz jak byłam w nocy i stwierdziła patrząc na mnie że ja raczej rodzić nie będę ale z KTG wzięła mnie na kozła i stwierdziła 2,5cm rozwarcia i sama się przyznała że po mojej minie nie wyglądałam na rodzącą ( nie wiem jaką miałam mieć :wściekła/y::sick::baffled: ???)

No więc ...
Kazała się przebrać, pospisywaliśmy dane itp...i pojechałam na porodówkę wyżej a Robert później dołączył bo musiał zapłacić 150zł żeby przy mnie być a nie zabraliśmy kasy.:eek:

No więc tam dalszy ciąg wypisywania papierków i próba wbicia wenflonu do moich rąk, w końcu za 7 razem się udało dzięki pani którą wezwali z sali operacyjnej.

Później zaprowadzili mnie na salę porodową :szok:

Położyłam się na łózko podłączyli mi KTG i tak sobie leżałam i czekałam za Robertem.
Później Robert dotarł a ja ciągle sobie leżałam i tylko sie wypytywali czy nie chce zastrzyku przeciwbólowego a ja że nie. Po paru godzinach Robert pojechał do domku coś zjeść a ja ciągle leżałam, w końcu wrócił a ja nadal leżałam :eek: i nic po paru godzinach bóle się zwiększyły i stawały się coraz mocniejsze. Odłączyli mnie od KTG bo chciałam pochodzić i tak sobie dreptałam potem bóle się tak zwiększyły że poszłam pod prysznic który przyniósł chwilową ulgę i starałam się chodzić. Wydreptałam jakieś 5 cm i kazali mi się położyć bo chcieli podłączyć KTG i sprawdzić czy z dzieckiem wszystko ok. ;-)

No i przebijali mi pęcherz co dało mi jakieś 7 cm
Przy tych 7cm bóle stawały się mocniejsze a ja w końcu skusiłam sie na zastrzyk przeciwbólowy no i się zaczęło ... :sick:
już przy wstrzykiwaniu dostałam zawrotów głowy jak bym była spita cały pokój to była karuzela.
Po pewnym czasie zawroty ustały a ja nadal byłam co chwile badana i co chwile przez kogoś innego a do tego doszły wymioty przy skurczach. No i tak sobie przy niektórych skurczach wymiotowałam i dusiłam się bo organizm był odwodniony no i nie było czym wymiotować. :sick:

Biedny Robert wtedy co chwilę podawał mi pojemniczki bo wymiotowałam i nawilżał mi usta i przemywał twarz zimna wodą. :sick:

Gdzieś po godzinie lek przeciwbólowy znowu przestał działać i wtedy bóle były juz tak silne że poprosiłam o drugi no i znowu wymiotowałam ale ból złagodniał. Kiedy drugi zastrzyk przestał działać już na kolejny nie miałam co liczyć więc trochę sie pomęczyłam. :sick:

Po tym wszystkim zrobiła się jakaś 20.00 no i znowu przyszedł lekarz
sprawdził rozwarcie i stwierdził nadal 7cm ( przed nim był inny i mówił że 6cm) i oczywiście skręcało mnie z bólu ale on mówił że to pomoże uzyskać większe rozwarcie ehhh.... :szok::sick: Na chwile wyszedł i
po chwili wrócił do mnie i powiedział że mam powiedzieć babce co przyjdzie że chce zastrzyk w kręgosłup bo powiedział że nie ma co czekać a będę się męczyć a to i tak nic nie pomoże a jak dadzą mi kroplówkę i inne przyspieszacze to nie dam rady z bólu.
:szok:No i jeszcze opcja cesarka ale to większe ryzyko bo to operacja a mogą być zawsze jakies powikłania. Więc pozostała opcja zastrzyk w kręgosłup.
Więc przyszła babka i się pyta czy chce znieczulenie no to mówię że tak więc razem ze swoją asystentką otwarły walizkę i się zaczęło ...

Najpierw pozycja trzeba było usiąść na brzegu łóżka, nogi na krzesło kolanami na boki, głowa mocno w dół by kręgosłup był wygięty i ani drgnąć heh oczywiście nie da rady się nie ruszyć i ciągle mnie wyzywały że mam ludzkie odruchy :eek: cała seria zastrzyków najpierw znieczulających wzdłuż kręgosłupa a potem główny który wprowadzał cos tam ( nie wiem nie widziałam) w dół kręgosłupa i do tego podłączona była gumowa długa rurka i w to szły zastrzyki przeciwbólowe aha no i na drugą rękę założyli mi drugi wenflon a na palec jakis czujnik od ciśnienia.
Po tym jak juz skończyły to się połozyłam dostałam przeciwbólowca i miałam leżeć z nogami ugiętymi równo żeby zastrzyk równomiernie się rozszedł. Po paru minutach była ulga heh pomógł ten zastrzyk tak że szok :szok:, poprostu zapomniałam że rodzę heh skurcze prawie nie wyczuwalne tylko lekkie bardzo nisko na podbrzuszu. No i potem miał przyjść ktoś sprawdzić rozwarcie ale lekarz co tam był był zły że poprzedni polecił mi zastrzyk i powiedział że ma mnie sam zbadać więc wiedziałam co mnie czeka z nim. Po chwili wszedł lekarz co odbierał mi poród i mówi że jakieś 6 cm ale po chwili pojawił się ten od zastrzyku i mówi że 7,5 a 8cm (ehh nie wspomne o bólu jak mi znowu zrobił :sick:)

Po badaniu zostałam z Robertem sama , kobieta od znieczulenia od czasu do czasu zerkała do mnie i powiedziała że jak będę mieć uczucie jakby mi się chciało siusiu lub kupkę to mam mówić bo to sygnał do porodu ;) . Potem potoczył się już wszystko bardzo szybko. Skurcze znowu zaczęły się nasilać na dole, babki wkoło krzyczały a Robert musiał wyjść odetchnąć... No i zostałam sama

Tak sobie leże i czuje dziwne parcie i mówię hohoho no to się zaczyna...:-)
Kobieta od znieczulenia weszła to jej mówię że chyba się zaczyna no to poszła po lekarza ten po chwili przyszedł i mówi pewne 8 cm, ok no to zostałam znowu sama :dry:
a tu nagle mocny skurcz i czuje że dziecko mi napiera i tak z 3 razy więc szukam guzika żeby kogoś zawołać..:cool2:

a ten guzik mi znikł więc mówię no to fajnie więc mądra Gosia zdjeła czujnik ciśnienia z palca a ten zaczął wyć :D sasasa..:cool2:

Przyszła babka od znieczulenia i mówię że już będe rodzić to poszła po lekarza...a ten bada mnie i mówi 9cm i poleciał do innej co rodziła...
no i leże sobie dalej i czuje skurcz i jak leci mi po nogach to sobie mówię ups chyba się posiusiałam:cool2:, potem powtórka i już tak mocne skurcze że czułam jak mi dzieciak wychodzi...
więc sama tak sobie leżałam i znowu zdjełam czujnik z palca i wszedł lekarza a ja no nareście i mu mówie że leci mi między nogami :-D, a on na to to nic i zerka mi między nogi i mówi..
-Widzę główkę , rodzimy
a ja
-ehhh:cool2:
i banan na twarzy :D
Z lekarzem weszły 2 babki no i ta od znieczulenia była
Po tym jak powiedział widzę główkę odrazu nogi zjechały w dół,jedna babka zmianiła wszystkich folie na nowe a lekarz powiedział
- zamykamy oczy, głeboki wdech przy skurczu i przemy z całych sił
No to ok mówię:dry:
I od razu przyszedł skurcz więc prę i tak sobie oko otwarłam żeby popatrzeć bo mi się w drzwiach wszystko odbijało ale oni zamykamy oczy zamykamy no to ehh innego wyjścia nie było.:dry:

Po pierwszym skurczu mówią że jak bedzie następny mam mówić a ja odrazu mowię idzie skurcz , biedaki nie zdążyli się wyprostować ani pogadać i po drugim odrazu trzeci więc się zasapałam jak głupia raz nawet głośno parskłam, potem kolejny, potem kolejne 2 i jedna babka z całych sił dusiła mi na brzuch przy kolejnym skurczu mnie nacieli i przeszła główka( lekko poczułam cięcie a mówią że nie czuć kiedy tną :p) i potem kolejny mocny przeszło dziecko ramionami i kolejny lekki i wyciągneli całą Emilkę :):-):-)

Poczułam o nogi jak macha rączkami i nózkami, babka ją na dole między nogami wytarła i połozyli mi ją na brzuszku a wtedy wszedł Robert bo go zawołali. Cała byłam zasapana tylko leżałam z małą na brzuchu i dyszałam i wielki usmiech :-) na twarzy po chwili jak trochę mogłam wydusić z siebie słowo bo aż mnie zatkało mówię do Roberta zobacz :D:-):-):-) a Robert w szoku :szok:

Potem szycie i o całym bólu jaki czułam wcześniej momentalnie zapomniałam;-)

Mała urodziła się o 23.23, 8 lutego 2007 o wadze 3800g cała i zdrowa :-)

1971241uj8.jpg
 
Dziwi mnie to ze ci dali zastrzyk dopiero tak puzno u nas daja przy 5 cm a pozniej niby jest za pozno:confused:
 
Gosia, to jakiś koszmar co opisujesz. Żeby Ci jakaś trauma nie została, bo jesteś młoda, ładne dzieci Ci się udają i wypadałoby, żebyście podnosili ten niż demograficzny. Chociaż w Krakowie jest już wyż.
Ja takich wspomnień nie mam ani z poprzedniego, ani tym bardziej z tego porodu. Miałam dość ciężka ciążę. Prawie całą przeleżałam, żeby Mała nie uciekła za wcześnie. Dopiero w dziewiątym miesiącu zaczęłam wychodzić na dłużej z domu. I wtedy się przewróciłam na prostej drodze przed blokiem. Pomyślałam o najgorszym. Ale nic. Zrobili mi USG i powiedzieli, że wszystko ok. Mijały kolejne tygodnie a tu nic. Szlag mnie trafiał. Siły już nie miałam, ale chętnie bym wtedy poskakała. Całą ciążę miałam skurcze, a w dziewiątym miesiącu żadnego. Wyczytałam gdzieś, że ananas powoduje skurcze. Otworzyłam sobie wieczorem i zjadłam cała puszkę. Obudziłam się rano, a tu nic. A to już 40 tydzień. Wzięłam się za sprzątanie w szufladach. Zrobiłąm kipisz wielki. I nagle ok. 12 coś poczułam. Ale leciutko. Za jakiś czas znowu. Ponieważ mój małżonek pracuje po drugiej stronie Krakowa, więc myślę zadzwonię po niego, bo zanim przez te korki przejedzie to u zejdzie. Jak przyjechał ok. 13,30, to ja już się nawet ubrać nie mogłam. Miałam skurcze jeden po drugim, tak, ze nawet przerwy nie było. Wezwaliśmy karetkę. Pani jak mnie zobaczyłą to nie wiedziała co zrobić. Główka była już prawie na wierzchu. Ale bała się odbierać poród w domu, więc mnie sanitariusze wynieśli do windy i włożyli do karetki. (biedni, bo lekka nie byłam). I na sygnale do najbliższego szpitala. W karetce tylko słyszałam, żebym nie parła. Dotrzymałam jeszcze jak mnie przełożyli na łóżko porodowe i pozwolili mi poprzeć. uff. Urodziłam ją w ubraniu, w skarpetkach, z kurtką na jednej ręce, bo już nie miałam czasu zdejmować. Niestety okazało się, że w tej drodze dziecko mi sie poddusiło i dostała tylko 2 pkt. Dodatkowo okazało się, ze chyba po tym upadku coś się stało z łożyskiem i poszło zakażenie ciążowe. Na dodatek pępowina była powiązana w supełki. Mała ważyła jedynie 2070. Musiałam się tłumaczyć lekarzom, że nie jestem jedną z tych mam z 3 promilami alkoholu, i że nigdy nie paliłam. Przeleżała na intensywnej terapii 9 dni. W sumie spędziłyśmy 14 dni w szpitalu. Na całe szczęście nie ma żadnych skutków po tej przygodzie. Śmieję się, ze mnie przy tym porodzie nie było, bo nie zdążyłam.
 
No to Ewamat nieźle, dobrze, ze nie urodziłaś w karetce. No i całe szczęście, że malutką wszystko wporzadku, bo 2 pkt to strasznie malutko :eek:
 
reklama
Gosia nie bałas sie zastrzyku w kręgosłup?
Ewamat nie miałaś miłego produ ale dobrze ze z małą wsyztsko wporządku, Zosia tez była przyduszona bo jej wyprzeć nie mogłam i dostała tylko 5 pkt ale nie było wesoło jak widziałam ze nie płacze ze nie wydaje żadnego głosu ...stasznie sie wtedy bałam.
 
Do góry