reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody

Oj Kochane ale jestescie dzielne po takich przezyciach mi chyba by sie odechcialo dzieci juz na amen..... ja znajac przezycia dziewczyn ode mnie ze szpitla nie wyobrazam sobie zeby porod tak przedluzac i nie pomodz kobiecie..... u nas szybko jak rozwarcie pojdzie na 3cm to potem naciagaja szyjke jak boli , jak kobitka daje rade to do wanny z nia lub na pilke drabinki..... jak nie ma skurczy to kroploweczke i jazda zaczyna sie bez trzymanki..... ale powiem wam szczerze ze dwa porody to juz u mnie limit wyczerpany ..... teraz zaczyna sie odchowanie przychowku.... :baffled::dry:
 
reklama
Więc pora, żebym i ja opisała swój poród :tak:

O 14:45 - podczas ubierania skarpetek :p - odeszły mi wody. Zjedliśmy w pośpiechu jeszcze obiad i pojechaliśmy do szpitala. M nie prowadził, bo był tak wystraszony, że by nas jeszcze pozabijał. Prowadził Tata, ale też jechał jak pirat drogowy :p Dojechaliśmy na miejsce, przyjęli mnie na izbie, a potem zaprowadzili na porodówke. Lewatywa i 3 godziny bezsensownego czekania na skurcze. Potem dostalam 5j okscytocyny i ruszyło. Skurcze były coraz silniejsze. Wstawianie sie glowki dziecka bylo okropne. Ale M dzielnie stał obok i wspierał. Co chwile mówił "przyj" lub "oddychaj", momentami mnie to denerwowało, ale wiem, że chciał mi pomóc a nie mnie zdenerwowac. Lezalam i parlam podczas skurczow. Potem przyszla pielegniarka i powiedziala, ze juz zaczyna byc glowke widac. Zawolala lekarza. Podczas skurczu nacieli krocze i wyciagneli Julie - była godzina 21:34. Byla dla mnie taka malenka poimo swoich 4kg i cała sina. Na poczatku nie plakala, ale potem dostala klapsa w pupe i wybuchla placzem. M nie przecinal pepowiny, bo jak nacinali mi krocze to akurat zerknal i slabo mu sie bardzo zrobilo heh. Urodzenie lozyska to byla juz pestka. Potem zszywanie ;/ Jak zobaczylam ta "starsza" lekarke, ktora jeszcze zakladala okulary z dosc mocnymi szklami to pomyslalam sobie "super". Zszywanie troche bolalo - zalozyla mi 4szwy rozpuszczalne w srodku i 4 normalne na zewnatrz. Pozniej zaprowadzili mnie i Julie do pokoju gdzie obserwuja przez pierwsze 2h po porodzie matke i dziecko. Przyjechali moi Rodzice i Tesciowa, zeby pogratulowac i obejrzec malutka. Po tej obserwacji umiescili nas juz na normalnej sali. Julie zabraly siostry, zebym moglam odpoczac. Oddaly ja o godzinie 7 nastepnego dnia.
Ogolnie porod dosc dobrze wspominam, bo "uwinelam" sie z tym wszystkim dosc szybko. Siostry, lekarze ginekolodzy i pediatrzy bardzo sympatyczni.
Nie było tak źle jak myslalam, ze bedzie :tak:
 
Dziewczyny, każdy z porodów jest niepowtarzalny, a my bardzo dzielne, powinni nam medale wręczać za urodzenie dzidzi:-)
Ja szerze mówiąc zastanawiam się nad drugim, wprawdzie i tak muszę minimum odczekać półtora roku, więc będzie czas na zapomnienie. Mój M już by chciał drugiego takiego szkraba i co raz częściej o tym mówi:szok:
 
No to może i ja opiszę nasz wielki dzień.
Cofnijmy się jednak do dnia poprzedniego.
Jest czwartek 04 grudnia. Rano pojechaliśmy z psem do weterynarza, bo spuchł mu pyszczek w drodze powrotnej kupiliśmy prezent dla teściowej z okazji imienin. Tak nam zeszło przedpołudnie. Po powrocie do domu zabrałam się za smażenie naleśników, bo miałam nadzienie do Buriata. Około 16 przyjechała do nas teściowa zjedliśmy wspólnie obiad wypiliśmy kawę. Już wtedy czułam twardnienie brzucha, ale nie robiło to na mnie wrażenia, gdyż skurcze miałam od dwóch tygodni. Wieczorkiem sprawdziłam torbę do szpitala dopakowałam ostatnie rzeczy. Byłam już w 42 tygodniu ciąży i na drugi dzień rano miałam się zgłosić na porodówkę w celu wywołania porodu.
Wieczorem M skoczył do wypożyczalni po film i po kurczaka z Kfc dla mnie wiedziałam, że może to już ostatnia okazja zjeść Fast food:rofl2:
Leżeliśmy sobie przed telewizorem i oglądaliśmy film ( tak na marginesie był to thriller) ja zajadałam się kurczakiem popijałam go Colą. Około 22 stwierdziłam, że brzuch twardnieje mi jakby regularnie, więc zaczęliśmy liczyć. Skurcze pojawiały się co 8 minut i trwały 30-40 sekund. Nie były jednak jakoś specjalnie bolesne. Około 24 powiedziałam M, aby się położył, bo to pewnie jeszcze nie to.
Ja też próbowałam się zdrzemnąć, ale z przejęcia nie dałam rady. Tak więc wędrowałam sobie po pokoju, piłam herbatę i oglądałam TV. O godzinie 1 musiałam szybciutko udać się do toalety, gdzie organizm postanowił pozbyć się balastu. Wtedy też odeszło mi trochę śluzu podbarwionego krwią. Wtedy już byłam pewna, że to To!!!!! Nie chciałam budzić M, bo wiedziałam, że to jeszcze może potrwać. Nalałam sobie wodę do wanny, kąpiel bardzo mnie rozluźniła. Około 3 skurcze były na tyle niemiłe, że w ich czasie musiałam sobie postękać. Mój pies zaczął się bać , gdy stękałam więc zamknęłam go w sypialni z M.
Po 4 już naprawdę bolało, patrzyłam na zegarek i czekałam aż będzie 6. Wtedy chciałam zadzwonić do mojej położnej. Wiedziałam, że ma od 7 dyżur, więc o 6 już nie śpi.
Wzięłam jeszcze jedną kąpiel i po 5 obudziłam M. M zrobił mi herbatkę sobie kawę i potem pojechał odwieźć psa do mojej mamy.
Gdy go nie było bolało mnie coraz bardziej skurcze były już co 5 minut. Potem jednak się przekonałam, że to nie był ból:baffled:
Po 6 wyszliśmy z domu, wzięłam jeszcze ze sobą worek foliowy, aby położyć na siedzeniu w aucie. Bałam się, że mi wody odejdą. W aucie było mi strasznie niewygodnie, w czasie skurczu stękałam a M zamiast na drogę patrzył na mnie. Starałam się więc być cicho, bo jeszcze tego brakowało, abyśmy mieli wypadek.
Przed 7 byliśmy w szpitalu na Izbie Przyjęć. Na szczęście w bazie danych już byłam, więc formalności trwały króciutko. Od razu zaprowadzono nas na porodówkę. W czasie skurczów musiałam stawać, więc droga troszkę nam zajęła.
Na górze już była p Krysia( moja położna). Umieściła nas w Sali do porodów rodzinnych, takiej lepszej z łazienką,
M tam został a ja poszłam na lewatywę. Wcześniej p Krysia mnie zbadała. Myślałam, że będą co najmniej 3 centymetry a tam o zgrozo 1 palec!!!! :szok:No ładnie załamałam się, bo jeżeli teraz mnie już boli to, co będzie potem? Położna zrobiła mi jeszcze lewatywę, ale z takiej małej wlewki i troszkę podgoliła miejsce ewentualnego nacięcia.
Potem wróciłam do naszej salki. Gdy lewatywa zaczęła działać, myślałam, że mi brzuch pęknie nie wiedziałam, czy boli mnie skurcz, czy tyłek. W każdym razie jak zasiadłam na kibelku nie było siły, aby mnie z niego ściągnąć. Po jakimś bliżej nieokreślonym czasie M mnie przekonał do opuszczenie „ tronu” wzięłam prysznic i pojawiła się lekarka dyżurna zbadała mnie a tam nadal 1 palec:angry:. Podłączyli mnie do ktg skurcze ładnie się pisały 60-80%, ja już zaczynałam cicho pokrzykiwać w czasie skurczu. Pod koniec już sama chciałam się odłączyć, bo myślałam, że nie wytrzymam na leżąco.
Po ktg przyszła pani Krysia mnie zbadać i to dopiero było przeżycie. Badała mnie w czasie skurczu i zrobiła rozwarcie z 1 palca na 3cm. Potem mogłam już sobie spacerować. Pamiętam, że o 10 czułam się jeszcze w miarę znośnie, bo wysyłałam M po kawę i prosiłam, aby zadzwonił do teściowej.
Po 10 kolejne badanie w wykonaniu pani Krysi znowu ból taki, że nogi miałam prawie na suficie, ale po badaniu już 5 cm.
No i do tego momentu w miarę wszystko pamiętałam. Potem już dzięki mojemu M mogę odtworzyć bieg wypadków. Bolało mnie chyba bardzo, bo darłam się na całe gardło. W czasie skurczów łaziłam na czworakach. M podsuwał mi materac a ja i tak łaziłam po podłodze. Pomiędzy skurczami odpływałam w taki dziwny półsen. M chciał mi masować krzyże, więc mu się oberwało, bo krzyże mnie nie bolały. Dwa razy byłam w wannie z pierwszym razem trochę pomogło, ale za drugim razem woda mnie denerwowała. Do tego tak się rzucałam, że urwałam korek:zawstydzona/y:
Oddychanie zupełnie mi nie wychodziło, ale krzyczenie to i owszem:tak:. Co jakiś czas zaglądali do nas różni lekarze, aby sprawdzić co się dzieje. Na porodówce było 6 pacjentek, ale tylko mnie było słychać;-)
Pani Krysia przed 12 znowu mnie zbadała podała No-spę w tyłek, aby szyjka „ puściła”
Błagałam o jakieś znieczulenie, nawet usiłowałam na czworakach dotrzeć na korytarz i dalej do dyżurki aneztezjologów. Potem już tylko wołałam „błagam o anestezjologa”, albo „pani Krysiu ratunku”Tak się darłam, że w końcu przynieśli mi coś w kroplówce. Podobno miało to mi pomóc. Nie omieszkałam zauważyć, że jakieś do d...y mają te znieczulenia, bo nic nie pomaga. Potem się okazało, że dali mi zwykły Paracetamol:-D:-D:-D. Cały czas pytałam położnej ile jeszcze?
Mówiła, że koło 13 powinnam urodzić. Oczywiście nie wierzyłam. Byłam przekonana, że do wieczora będę się męczyć.
Pani Krysia pytała, czy czuję parcie. Ja już nie wiedziałam, co czuję. Teraz mam wrażenie, że bóle parte nałożyły mi się na zwykłe skurcze. O 12 30 kolejne badanie i Krysia stwierdza, że rodzimy. Jeszcze jeden skurcz na stojąco i na fotel. Niewiele już do mnie docierało. Gdy już miałam przeć nie wiedziałam, czy jest skurcz, czy nie ma, bo cały czas miałam uczucie rozpierania. Okazało się, że w tym samym czasie całkowite rozwarcie miała jeszcze jedna pacjentka. Kazali mi trochę poprzeć, aby sprawdzić, czy główka się obniża, czy może jeszcze mam wstać i pochodzić a odbiorą poród tej drugiej pani. Jak to usłyszałam tak poparłam, że główka znalazła się w kroczu. To było takie dziwne uczucie. Potem kazali mi przeć bardzo delikatnie i już łebek był na wierzchu . Przy następnym skurczu urodziły się ramionka i cała Ania. Niestety była okręcona 2 razy pępowiną i miała problem z oddychaniem, więc ją szybko odpępnili i zabrali . Dostała tlen i poszła godzinkę do inkubatora, aby się ogrzać. Wcześniej położyli mi ją na chwilkę na brzuchu.Popatrzyła na mnie tymi ciemnymi ślepkami jakby mówiła cześć już jestem
Po wyjściu Ani na świat poczułam straszną ulgę i jakoś nie mogłam uwierzyć, że nic nie boli.
Nastawiałam się jeszcze na niemiłe szycie a tu się okazuje, że nie było nacięcia i trzeba nałożyć tylko jeden szew na małe pęknięcie.
Najdziwniejsze jest to, że po porodzie nic mnie nie bolało i miałam tyle siły, że sama zeszłam z fotela porodowego wzięłam prysznic i potem przeszłam na położnictwo.
Po porodzie spędziliśmy jeszcze na porodówce 4 godzinki, bo czekaliśmy na miejsce na położnictwie. Po znajomości dostaliśmy salę w odremontowanym skrzydle .Pełen luksus łóżka na pilota, łazienka, TV.
Już po kilkunastu minutach po porodzie stwierdziłam, że mogę rodzić jeszcze raz, czyli chyba nie bolało aż tak bardzo. Najgorzej było pomiędzy 11 a 12 30 czyli raptem 1,5 godzinki.Nie wiem tylko, czy uszy personelu to przetrzymają.
Najdziwniejsze jest to, że nie zauważyłam odejścia wód. Podejrzewamy, że odeszły w czasie hegaru. Bo przecież nie wyparowały:-D
 
Ostatnia edycja:
Antilko ale fajnie opisalas swoj porod, bardzo obrazowo, czytalam na wdechu.
Po takim chrzcie bolowym gojenie krocza to pikus, pewnie dlatego nie czulas juz bolu. A z tym KFC i cola to mialas przeczucie...
 
Aga ja sama nie wiem, czy mnie aż tak okropnie bolało. Nawet jeżeli tak było to już zapomniałam;-)
 
Antila ja po pierwszym porodzie mialam podobne uwagi koncowe ale po drugim mi sie odwidzialo..... dobrze ze moja imiennicz Anusia jest cala i zdrowa a ty mozesz sie usmiechac na mysl jaki cud urodzilas....:tak:
 
To teraz ja opisze swój poród. A wiec było już po terminie i do szpitala miała sie zgłosic 23.11 na wywołanie bo moja ginka miała miec dyżur i miała sie mna zajac. 20.listopada dzień mijał jak codzień czyli nic ciekawego brzuch mi sie napinał i nieraz troche bolała ale nie przejełam sie tym bo byłam przekonana ze czeka mnie wywołanie porodu.Wieczorkiem jeszcze mój tata wleciał na kawe i tak siedziekismy i gadalismy bo mój synek chciał zeby siostra była z pod znaku skorpiona bo on jest rak a ja mu tłumaczyłam ze chyba sie nie uda pewnie. Na drugi dzień mąż miał mieć imieniny i tak z żalem mówiłam mu że myślałam że córcia zrobi prezent tacie na te imieniny a tu nic sie raczej nie szykuje.Tak koło 23.30 położyłam sie spac i tak jakoś kreciłam sie bo brzuch mnie troche pobolewał tak jak na okres i ciagle wstawałam sie załatwic. Gdy poraz kolejny wstałam i poszłam do łazienki to zobaczyłam ze coś mi wyleciało ale niewiedziałam co bo miało taki żółtawy kolor przestraszłam sie i obudziłam mojego M .Obudziłam tez synka zeby sie ubrał bo mój tata miała po niego przyjechac on tez przerazony bo w srodku noc go obudziałm bóle brzuch były bardzo mocne i co 7 minut tak o 1.30 byłm w szpitalu po zarejestrowaniu na izbie przyjeć trafiłam na porodówke i pod ktg skurcze były narazie słabe i rozwarcie na 3 cm a to co wylatywało ze mnie to były wody bardzo brzydkie. Po poł godzinnym ktg wstałm i co chwile do łazienki łaziłam skurcze były coraz bolesniejsze położna powiedziała ze jak niebede mogła juz wytrzymac da mi cos przeciw bólowego a ja wolałam jeszcze sie pomeczyc chodzac byłam pewna ze cos sie ruszy ale w pewnym momecie juz niedawałam rady i poprosiłam.Kazała mi sie połozyc na łóżku porodowym i znowu do ktg mnie podłączli i powiedziała ze jak bedzie szedł mi skurcz to da mi zastrzyk jak na złość skurczu nie było ale w koncu przyszedł i dostałm cos i na początku było super przez 5minut czułam sie jak pijana taka wyluzowana ale nie trwało to długo bo potem skurcze były czestrze i bardziej bolesne mój M oczywiscie siedział i patrzył jak sie męcze próbował mi masowac plecy bo bóle miałam brzuszne i krzyzowe ale dał se spokój bo nie pomagało po jakims czasie przyszła położna i mnie zbadała i okazało sie że mam 9cm rozwarcia to sie zdziwiłam ze tak szybko to poszło ale został jeszcze 1cm i tui dalej nie chciało isc wiec kroplówka i wtedy zaczeło naprawde bolec zwijałm sie z bólu a mój M patrzył na mnie i nic połozne go wyzwały ze ma mi poagac ale nie wiedział jak. Potem pojawił sie skurcze pare i kazali przec a ja niewiedziałm jak az w koncu zajarzyłam mój M podtrzymywał mi głowe przy skurczach najpier pojawił sie włoski a potem głowka zaczeła wychodzic i o 7.10 urodziłam Wiktorie połozyli mi ja na brzuchu pogłaskałm ja po główce i odcieli pepowine i ja wzieli a ja patrzyłm i słuchałm ile bedzie miała i wzyła 3230kg 58cm długa i dostała 10 punktów. Potem urodziłam łozysko naszczescie wyszło całe bałm sie bo przy pierwszym miałam reczne wydobycie ale było ok połozna zszyła mnie bo troche pekłam bolało ale troszczke.I 2 godzinki lezałam na porodówce usmiechnieta mała lezała obok i sie rozgladała a ja mówie do moje M ze to jest prezen na jego imienieny potem poszłm na pokój. J mogłbym zaraz wracac do domu ale niestety trzeba było zostac.A wiec nic ciekawgo z ty moim porodem nie było ciesze sie że tak szybko i sprawnie poszło bo ten pierwszy był trudniejszy.
 
reklama
Zaciekawily mnie wasze opisy wiec postanowilam napisac o swoim porodzie dzien wczesniej czulam jakies dwa skurcze ale ze byly w dos oddalonym od siebie czasie nie myslalam ze to moze jush dobiegac konca w nocy nawet mnie jeden obudzil ale ze byl pojedynczy poszlam dalej spac okolo 5 rano obudzilam sie bo poczulam ze mam cos mokro poszlam do lazienki jakos wielce zalana ni bylam ale zobaczylam malutki paseczek krwi wiec troche sie zdenerwowalam ale po opanowanie ubraniu sie i umyciu wyruszylam do szpitala gdzie bylam okolo 6 tam po przyjeciu zostalam wypytana co mnie sklonilo do przyjazdu a pielegniara ktorej opsiywalm byla praktycznie pewna ze to tylko czop sluzowy i z raczej mnie odesle KTG tez raczej nic nie wykazalo ale jak mnie posadzili na fotel okazalo sie ze mam 5cm rozwarcia i jestem w polowie poroduno :eek:tak wylodowalam na porodowca tata malenstwa poszedl po torbe i juh myslalam ze sie go nie doczekam bo sie pogubil troszke:-D dodam ze do tej pory odbywalo sie wszytko bez bolu po czym przyszedl pan doktor przebil pecherz plodowy no i wtedy sie zaczolo ale ze wsparciem przyszlego taty jakos to przezylam samaostatnia fazatrwala 15 min i o 11:05 urodzila sie zdrowy chlopczyk ktory otrzymam imie Mikolaj wazyl 3380 i mial 54 cm

45dd4561f5.png
 
Do góry