reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody

Tajchi ale cie doswiadczyli w polsce w wtorek bylabys juz poporodzie.... ja az sie boje pomyslec jaka ty bylas wyczerpana potych dnaich.... ale najwazniejsze ze Kacperek ma sie dobrze i ze mama tez juz dochodzi do siebie.....
 
reklama
Cześć dziewczynki:-) No to ja opisze moje traumatyczne przeżycia z porodówki:
Do szpitala stawiłam sie 25.11 ze skurczami. Wykazało to KTG ale brak rozwarcia...Rano 26.11 to samo - badanie i po zastrzyku rozwarcie na 1 palec a skurcze regularne ale nie bolesne.odszedł mi czop no i wieczorem przed 19 i zaczęły sączyć się wody. Ale rozwarcie i skurcze słabe. Na porodówce dali zastrzyk na wywołanie - coś zaczęło sie dziać ale raczej mało - rozwarcie nadal na jeden palec. i tak całą noc...Rano dostałam kroplówke z oksytocyny i niemiłosierne bóle mnie dopadły. Ale rowarcie nadal takie samo, bez żadnych postępów. Wody nadal się sączyły. Ok 13 skurcze były juz tak silne, że wyłam z bólu. Lekarz zdecydował, że trzeba przebić worek płodowy - i zaczęło się. W momencie chlusnęły wody płodowe - zielonkawe:szok::szok::szok:Ja dostała ataku histerii, lekarz podjął decyzję o natychmiastowej cesarce i tak o 14.25 na świat przyszła nasza córeczka NINKA:tak::-)Jak tylko ją zobaczyłam ucałowałam i usłyszałam płacz małej i komentarz pielęgniarki- 10 punktów - ulżyło mi. iw momencie zapomniałam o całym bólu. Przypomniałam sobie o nim doiero na dugi dzień rano;-)Ale dla tej kruszynki - warto było tyle wycierpieć:tak:
 
Ostatnia edycja:
Witam

To i ja szybko opowiem jak to było 12 dni temu;p...

Mianowice od 17 listopada zostaliśmy w dwupaku przyjęci na oddział patologii w celu ustalenia terminu cesarki w środę informacja że sala operacyjna będzie gotowa dla Nas na piątek czyli 21 listopada. Już spokojniejsza wieczorem grzecznie się wykąpałam ułożyłam włosy i położyłam się spać...a to nagle o 2.47 (chyba nigdy nie zapomnę) budzę się i czuję że coś jest nie tak... nagle zrobiło się mokro... wystraszona idę do położnych a one mi mówią, że mam być spokojna bo to tylko czop odpadł i na pewno to jeszcze potrwa... podłączyły mnie do ktg tam skurcze na 50 - 60 więc spokój... ale za godzinę przyszedł gin mnie zbadać a tam rozwarcie na 2 cm i główka zupełnie nisko... jeszcze raz do ktg a tam już 70 - 80 (te już czułam) .. ginek który pełnił dyżur wystraszony wysłał mnie na porodówkę a sam zadzwonił do mojego lekarza... tak to od 6 rano do 9.30 czekałam z tymi skurczami na porodówce umilając sobie czas odgłosami porodów naturalnych które odbywały się tuż obok za ściankami regipsowymi... o 9.30 wywieźli mnie na sale operacyjną najpierw próba wkłucia dożylnego... w końcu za 8 razem pani anastezjoog się udało.. później znieczulenie... za pierwszym razem wierzgłam już z igłą w kręgosłupie (bo słyszałam jak dziewczyna przy naturalnym tak rykła że szok) i igła wypadła więc musiałam mieć podane jeszcze raz... o 10.20 przyszedł na świat beniamin... pielęgniarka przyniosła mi go jeszcze w momnecie gdy pan doktor zszywał mi ranę... i to był cud, dla którego mogłabym to przejść jeszcze z 1000 razy... więcej pamiętać nie chcę... przecież mam Młodego :D...
 
lunia83 no to też miałaś niezłe przejścia ale najważniejsze że Nina zdrowiutka :tak: i mama taka dzielna.
Nathaliep takie przysłuchiwanie się rodzącym obok jest niezłym przeżyciem :no::baffled::wściekła/y: ja tak przez 18 godzin mojego porodu miałam, wszystkie wkoło rodziły a u mnie tak się wlekło ale po pierwszym spojrzeniu na swoje maleństwo o wszystkim sie zapomina :tak:
 
..to opowiem i ja:)
Raczej miło wspominam poród:)
wiec: W srode po 17ej pojechalismy z meżem na izbe zeby sprawdzic te skurcze(takie bole jak na okres które miałam kilka dni wczesniej ale były tylko raz czy 2 w ciagu dnia) co mnie co 6 minut dopadały(bo od południa liczyłam -zaczeło sie od 13minut). Na izbie miałam juz co 5minut i rozwarcie na 3 palce, wiec przyjeli mnie na oddzial(zrobili lewatywe) i zaczeliśmy spacery po korytarzu oddzialu z męzem, kolysanie na pilce, masaze dołu pleców i skurcze byly juz co 3 minuty by kolo 23ej doszło do 2minut miedzy jednym a drugim. Po 23ej zbadał mnie lekarz i sie okazało ze głowka niechce schodzic do kanału i rozwarcie jest na 2,5 palca (stwierdził ze lekarz przyjmujacy miała male palce). Połozyli wiec na przedporodówke i dali zastrzyk rozkurczowy. Cała noc miałam co 6-7minut skurcze wiec przykimywałam-nie było tak źle. Rano zrobili mi usg szacunkowa waga 3500-3600, skurcze sa i mozna rodzic. Zbadali mnie-rozwarcie na 3 palce głowka juz nizej. A skurcze dalej co 6minut:( koło południa byly juz co 4minuty. Wiec sobie spacerowałam kołysałam na piłkach(byłam wtedy sama bo na przedporodowej nie moze byc osób postronnych:crazy:) Koło 14ej odwiedził mnie mąż ale za chwile zgarneli mnie na ktg wiec sie pożagnalismy. Koło 15ej odpieli i wysłali na badanie. Lakarz stwierdził ze nie ma co mnie meczyc dalej i wypuścił wody. Przez godzine jeszcze lezałam na tym trakcie porodowym (obok rodzących za ściana) i skurcze były ale juz nie miałam mozliwości liczenia. Przed 16ta dostałam swój telefon, zawezwałam meza:)O 16ej połozna (ze szkoły rodzenia pielegniarka miała akurat dyzur, wiec mi bylo raznie-znajoma twarz:tak:) podłączyła kroplówke. Po 16ej jak mez wkroczyl na trakt polozna podkrecila kroplowke-pojawili sie skurcze parte (o masakra) i zaczeła sie jazda. Mąż stał bacznie z boku lozka i pchal mnie, dawał polecenia (powtarzal za polozna:-)) miedzy parciami przytulał sie do mojej twarzy calowal i szeptal:-)mile slowka:). Przed 17ta stwierdziłam ze nie dam rady jesli bede rodziała jeszcze pol nocy (tak jak sasiadka w boksie obok -cały dzien).O 17.15 chlusneło (tym razem na polozna) wodami jak z wiadra i nastepnie Maciuś:-)
Mąż za namowa lekarza i poloznej przecial pepowine:). Miałam małe pekniecie wiec musieli mnie zszyc-o masakra co za bol . Miałam Maciusia na brzuchu:)mimo ze nie mogłam w to cały czas uwierzyc maz mnie trzymał dalej-dało sie przezyc Jeszcze 2 godzinki lezaliśmy, po 19ej poszlismy do swojej sali "matki z dzieckiem".
 
Nadszedł czas opisać jak to wszystko u mnie wyglądało tym razem ;-)
Jak wiecie 28 w piatek miałam sie zgłosic po poludniu do szpitala.....no ale Filip chyba nie chciał czekać na rozpoczęcie dyzuru przez moją pania dr :-D
Do tego muszę powiedziec, ze faktycznie za drugim razem wszystko dzieje sie zdecydowanie szybciej......było szybciej i od początku intensywnie.
O 4 nad ranem obudził mnie dziwny skurcz...mimo jednego juz przezytego porodu - nie wiem dlaczego ale wydawalo mi sie ze to skurcz jelit :confused::-p:-D, w koncu w ciazy zaparcia to nic nowego....Potem był drugi skurcz....potem trzeci juz bolesniejszy w krzyzu.... i olśnienie: ale głupol ze mnie :-D
Lezałam, patrzyłam na zegarek i liczyłam....co 10 min......więc spokojnie leżałam dalej.....Skurcze były coraz boleśniejsze, więc wstałam nie budząc M, umyłam sie, dopakowałam kosmetyczkę itd....Wrociłam do łożka....bołało coraz bardziej, czas między skurczami się skracał...M sie obudził, więc mowie mu ze wybierzemy sie do szpitala wcześniej. On na to, że pewnie mamy jeszcze sporo czasu :dry: Ja na to, że wcale nie jestem tego taka pewna ;-)
Ale leżymy nadal, M masuje plecy podczas każdego skurczu (oczywiście ból znowu musial sie w krzyzu umiejscowic :baffled:)....odstępy skracaja sie do 5 min, ja juz nie daję rady mowic podczas skurczu bo tak boli.....Więc decyzja - ubieramy sie i jedziemy do szpitala.....Zaczął mi odchodzić krwisty czop śluzowy, zaczęło mnie przeczyszczać i mdlić :angry:...więc mowie M zeby wział jakis woreczek bo moze byc w drodze nieciekawie....Z jedzenia czegokolwiek juz zrezygnowałam.
Jedziemy..........i oczywiscie podczas podróży mega mdłości, czuje ze zaraz puszcze pawia......przygotowuje woreczek....ale ze brzuch duzy nie dałam rady sie nachylic :zawstydzona/y:....rzygnełam sobie na golf i najbardziej na spodnie - akurat w kroku, wyglądałam chyba jakby mi wody odeszły :-D - po prostu super.
W szpitalu (ok. godz. 7) akurat nie było kolejki na izbie przyjęć - jak miło.
Miła położna zbadała - rozwarcie na 2 palce (skurcz co 4 min)...Mysle sobie co???? Niemozliwe :baffled: Ale zaraz sie okazało ze na skurczu sa 4, a główka tak nisko ze miesci sie tylko koncowka palca podczas badania :confused: (przynajmniej cos takiego mowila polozna).....Zaczelo sie podpisywanie papierkow, mierzenie, przebieranie itd, poprosilam o lewatywe profilaktycznie ;-)No i wyjazd na sale porodowa.....gdzie praktycznie przykuto mnie do łózka :crazy: Ze wzgledu na wszystkie moje problemy w ciazy trzeba było intensywnie kontrolowac - tak wiec ktg, co chwila mierzenie ciśnienia.....beznadzieja jednym słowem.
A mnie boli juz strrrrrrasznie....i....poza bólami krzyzowymi czuje okropny ból spojenia łonowego :szok: przy kazdym skurczu jakby mi kości rozrywało.....
Zebrały sie wiec polozne, lekarz dyzurny, ordynator i debatowali sobie nade mną.....Pytaja na jaki porod sie nastawialam, informuja o ewentualnych skutkach rozejscia spojenia, o mozliwych komplikacjach podczas cc.....A mnie tak boli ze marze o tym zeby sie w koncu zamknęli.....:wściekła/y:
Cisnienie 150/100....tetno małego tez nie bardzo cos sie lekarzom podobało.
W koncu ordynator stwierdził, ze ja najlepiej znam swoj organizm i mam podjac decyzje co dalej...szok normalnie :szok::no: Mowie ze nie wiem, bo skad mam wiedziec....Skurcze coraz czestsze....i tak strasznie boli.....strach przed ewentualnymi skutkami rozejscia zwyciezyl i M zasugerowal cc, wspolnie podjelismy decyzje ze lepiej nie rodzic naturalnie.
Tak wiec akcja podpisywania kolejnych papierkow, cewnik i inne przygotowania......a ja czuje potrzebe parcia...o kurde :szok: Badanie - rozwarcie na 7...skurcze co jakies 2 min.....I tutaj musialam sie rozstac z M :-:)-:)-(
Przewoza mnie na sale, tam dalsze przygotowania....a mnie boli jak cholera i chce mi sie przec, marze by sie pospieszyli, anestezjolog zaczyna znieczulac, ja gniote pielegniarce dłon na skurczu a ta mnie pociesza ze jeszcze tylko chwilka, ze nastepnego juz nie bedzie.....Zaczelo dzialac - ulga niesamowita.
Lekarze zabieraja sie za swoja robote, pielegniarka pilnuje wszystkich "parametrow".....Nagle spada mi cisnienie...zaczyna mdlic....i znow rzyganie - masakra :angry: Pielegnarka - przekochana kobieta, dzielnie mnie wycierała, ratowała włosy przed zapaskudzeniem ;-), co chwila przecierała usta, zwilzala woda itd
Jeszcze kilka chwil......I w koncu wydobyli malego - godz. 10:30 :-)......usłyszałam placz.....Przystawili mi go do twarzy...rozpłakałam sie jak bóbr: ze szczescie, ze jest zdrowy i sliczny.....i z zalu ze nie moglam go od razu dotknac, przutulic, ze pozbawiono mnie tego pierwszego cudownego kontaktu, ktory mialam z Kuba poprzednio :-( Po paru sekundach zabrano go do badania - pielgniarka podgladala i informowala: ile wazy, ile mierzy, ze 10 pkt, ze jest sliczny.....
Zaraz potem opatulili Filipka i postawili w tym wozeczku tuz obok mnie.......ale na krotko...zaraz potem maly pojechal do M.
A lekarze nadal robili swoje - usłyszalam, ze dzieki Bogu ze zrobilismy cc, lozysko zaczelo sie rozpadac i napewno nie udało by sie go urodzic (lekarz nawet wypytywal czy pale, albo inne uzywki...a ja nawet kawy w ciazy w sumie nie pilam).....A glowa malego bardzo naciskala na spojenie lonowe......
Ja znow zaczelam miec torsje, wymiotowac nie bylo czym - beznadziejne uczucie jak sie jest znieczulonym...
Potem jeszcze cos mowili ze macica lekko pekla :confused:, nie mogli zatamowac krwawienia.......Ale w koncu poszyli, połatali.....I koniec :-(O 12 przewieziono mnie na oddział.....
Majac porownanie z porodem naturalnym cc bylo dla mnie raczej smutnym przezyciem....
Chcialam jak najszybciej wstac, opuscic sale operacyjna - dla Filipka ktory samotnie musial lezec na sali noworodkowej...i dla Kuby, ktory czekal na mnie w domu. I udalo sie :tak: mimo poczatkowych protestow poloznej o 17 wstałam, wziełam prysznic i podreptałam na normalna sale.....Niedlugo potem M mogl przywiezc na troche Filipka, a ja mogłam sprobowac go nakarmic.
Nie było lekko przyznam, cc to nic przyjemnego - ale dzis 6 dni po cieciu juz w zasadzie nie boli, bez problemu sie nawet schylam, tylko szwy troszke kłuja :tak:
 
aneta23 no wypracowanko bardzo szczegółowo napisałas bardzo nas to cieszy, dobrze,że tak szybko poszło Ci z bólami i rodzeniem, nie tak jak mi 3 dni:-D, dobrze ze już zapomniałam:tak: i że mam małego szkraba

bigU dobrze ze miło wspomniasz poród nie będziesz się bała następnego:-D:-D bo ja musze troche pomyśleć nad kolejnym bobasem :tak:

nathaliep przynajmniej sie az tak bardzo nie męczyłas jak wzięlas to znieczulenie, dobrze,że udała Ci sie złapać anestezjologa bo słyszałam ,że z tym w Polsce to też jest różnie, jak nie ma anestezjologa to nie ma znieczulenia:-(

GRATULUJĘ DZIEWCZYNKI
 
reklama
Do góry