Uff, witam sie i ja po calym tygodniu nieobecnosci. I ciesze sie, ze sie ten okropny tydzien juz skonczyl, z nadzieja ze ten bedzie lepszy.
Natolin i
Happybeti, dziekuje za pamiec. Milo mi.
Kilka wieczorow probowalam Was nadrobic, ale dopiero dzisiaj mi sie udalo, pomiedzy obowiazkami. Opadam juz z sil. Ten rok juz tak mi dal w tylek, ze szkoda gadac.
A tydzien byl paskudny, zakonczony jeszcze gorzej. Najpierw zalane drogi - w poniedzialek musialam parkowac z cwierc kilometra przed zlobkiem i niesc malego w foteliku - zalalo droge i sie nijak dojechac nie dalo. A malutek z fotelikiem sobie wazy. Potem do pracy tez z przeszkodami, musialam krazyc po jakichs wertepach - oczywiscie sie spoznilam. W pracy byl dalej zap...dziel. Potem szef wyjechal w srode i musze sobie radzic sama. W srode tez przyszla ekipa naprawiac nam sufit po zalaniu podczas tej nieszczesnej burzy lodowej. Narobili takiego syfu, ze musialam najpierw posprzatac, zeby miec gdzie dziecko nakarmic, o spaniu juz nie wspomne...

No i myslalam sobie w piatek, ze przyjdzie weekend, wreszcie troche odpoczne, zrelaksuje sie, zrobie pranie, troche posprzatam i zaraz lepiej sie zrobi....taaaa...
W sobote obudzil nas pies o 3:50 nad ranem. Zaczela najpierw szczekac a potem przybiegla do nas do sypialni. Zdziwilam sie, bo nigdy tak nie robi, wiec oboje kazalismy jej wracac na poslanie. Ale skoro juz mnie obudzila, to poszlam do toalety. A tam slysze taki dziwny odglos dolatujacy z nawiewu w podlodze. Cos mnie tknelo. Wyszlam do jadalni a tam czuc dym. I slysze jeszcze odglos przelewajacej sie wody. Od razu zbiegam i zagladam do piwnicy i...zamarlam! Wody po kolana, zalewa nam piec gazowy, ktory to wlasnie probuje sie wlaczyc i wydaje taki dziwny odglos....Zalewa nam pralke i suszarke i wszystko inne juz plywa.....

Obudzilam meza, ktory oczywiscie zaraz zaczal przeklinac i wrzeszczec, ze trzeba ratowac co sie da itd...
Ja na to, ze najpierw musze zagladnac do Adasia. Wchodze do pokoju a tam tak smierdzi dymem...! Malo zawalu nie dostalam. Najpierw sprawdzilam, ze oddycha, potem sie chwile zastanowilam czy go wynosic czy okno otwierac (juz wiedzialam, ze ogrzewania niet na te noc). W koncu zdecydowalam otworzyc okno i drzwi, zeby sie powietrze przeczyscilo. Maly spal mocno. Potem na zmiane wynosilam rzeczy do garazu i sprawdzalam pokoj malego. Cale szczescie ze noc byla ciepla (ok. 14 stopni na plusie), wiec sie nie wychlodzilo jakos okropnie. Ale pol godziny sie wietrzylo.
Plakac mi sie chcialo jak sobie zdalam sprawe, ze nasza "trojlapna" pitbulka nam chyba wszystkim zycie uratowala....
"Needless to say", byl to koniec spania na te noc. Maly dospal do 6.45 (maly aniol) a ja sie tak zestresowalam, ze rozwolnienia dostalam. Po osmej zaraz przyjechala ekipa z pompami.
Ja zadzwonilam do znajomej Czeszki i sie wprosilam do jej mieszkania. Caly dzien tam spedzilam i myslalam ze noc tez. Na szczescie piec sie dalo odratowac i ogrzewanie mielismy znowu. Ale pralke szlag trafil. Dzisiaj 2 godziny spedzilam w pralni..wrrr!
Potem malz mnie wkurzyl, bo pretensje ze koszul na tyle nie ma do pracy, noz kurna! Poryczalam sie i mnie przeprosil.
Tak wiec dalej jestem wyczerpana i konca tego g..na nie widac. Padam na ryj. Psychicznie tez wysiadam ze stresu. Jeszcze jednego nie naprawili a juz nastepne sie porypalo... :/
A w tym tygodniu oboje z mezem mamy urodziny....ale bedzie swieto...
Tylko mam rozrywke przy czytaniu Was i wtedy sie relaksuje

Czasem mi sie nawet zdarza opluc monitor, jak np. przy tekscie ponizszym
Dawidowe:
no to mdra jestem na ogladam sie horroru i przed pojsciem chyba wyłamie kibel aby przyniesc go koło łózka bo napewno nie pojde do łazienki.
A za oknami jakos tak czuje lekki wiosenny deszczyk. Ach jak ja lubie takie pochmurne dni i lekki deszczyk pod warunkiem ze jest ciepełko
...albo po tekscie
Rzutki o opasce na oczy dla Huberta
Ide spac, bo jutro znowu sie zaczyna... jeszcze beda konczyc malowanie naszego pokoju, wiec znowu chyba sie udusze tym pylem. Do tego pralki nie mam!

A w piwnicy od wczoraj chodzi "odwilzacz" powietrza i chyba ze siedem wielkich suszar. Normalnie pier...lca dostaje od tego halasu, nie wspomne juz o rachunku za prad, jaki przyjdzie za miesiac. Musielismy wlaczyc monitor w pokoju Adasia znowu, bo nijak przy tym halasie bym go nie slyszala w nocy...
Wiec ide juz do lozia. Zycze Wam milego tygodnia i prosze Was, zwolnijcie troche tempo pisania, bo nie wyrabiam!!! ;-)