Witam się i ja.
Weekend przeleciał jak z bicza strzelił. W ogóle nie odpoczęłam, nie wyspałam się... W sobote Kuba urządził pobudkę o 6:19

W związku z tym od rana już myślałam o tym jak to wieczorem wcześniej sie położe... A tu wieczorem, sąsiedzi zaprosili nas na grilla. Rezultat-poszłam spać o 2 w nocy. O 7 rano znowu pobudka. Po obiedzie wypad do Opola w poszukiwaniu sprzętu AGD. Znaleźliśmy sprzęt, chcieliśmy zamówić, była akurat 19:40 (sklep otwarty do 20:00), sprzedawca powiedział, że trzeba się sprężyć bo o 19:50 zamykane są kasy. Zamiast zabrać się za wystawienie rachunku to zaczął bełkotać o możliwości wykupienia dłuższej gwarancji i takie tam pierdoły. W rezultacie facet nie wpisał do zamówienia zmywarki, gdy K. to zauważył od razu poleciał z tym do niego. Ale było juz po 19:50, kasy zablokowane, system zablokowany, informatyka brak. W rezultacie specjalnie musimy przyjeżdżać po zmywarkę, bo to co zamówilismy przywiozą nam do domu, a zamówienie już poszło do systemu. Myślałam, że uduszę faceta!!!!
A dzsiaj o 3:20 Kuba zarządził pobudkę, na godz. 6 do pracy, po pracy od razu do lekarza... żyć nie umierać... Byle do środy... Mam nadzieję, że nie zasnęłyscie przy czytaniu tego mojego marudzenia...
A tak na marginesie dzisiaj mamy rocznicę ślubu. Zapowiada się wyjatkowo romantyczny wieczór-K. w pracy, a ja pewnie zalegnę w łóżku usypiając juniora ;-)