reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Przedporodowe obawy, przesądy, rady...

reklama
ROni a nawet jaksię urodzi w 36 tyg to coś wielkiego się stanie?? przecież to nie jest tak wcześnie znowu:dry:a dzieciaszka będziesz miała wcześniej. A co do "bo w rodzinie tak było" to np. moja ciąża to jest całkiem inna ciąża niż u mojej mamy i to dokładnie wszystko jest na odwrót!! także nie ma co tego brać tak do siebie:happy2:
 
To ja opiszę swój pierwszy poród:

Dnia 4 września 1997 roku wstałam jak zwykle, mąż już dawno był w pracy... cały dzień do popołudnia robiłam to, co zwykle - jakieś zakupy, obiadek, sprzątanko, relax, itp. Ponieważ dzień wcześniej byłam u lekarza i ten stwierdziła, że "jeszcze nie teraz, jeszcze z tydzień, może dwa". To się uspokoiłam i mimo, że miałam termin na 5 września, po prostu to olałam.
Po południu wyszłam po męża, który dojeżdżał pociągiem - takie to były czasy... cały dzień odczuwałam takie bóle nieregularne jak na miesiączkę... ale nic, to przecież nie teraz :)
wieczorkiem bóle się nasiliły, ale przecież to nie teraz :) więc sobie olałam...
ok. 22:00 poszlam do ubikacji, robię sobie siusiu i.... nagle wypadł mi ten słynny czop - czyli poleciało trochę krwi i śluzu... o kurcze... odszedł mi czop... myślę sobie ... to w książkach było napisane, że to niby już???
mówię do męża, że czop, i że chyba już i w ogóle...
A JA NIE MAM SPAKOWANEJ TORBY DO SZPITALA!!!, bo lekarz mówił, żeby się nie spieszyć :)
ja oczywiście w tym momencie zaczęłam odczuwać te bóle coraz silniej /ale podświadomość działa!!!/
no to się zaczęło bieganie po domu ... torba, koszula, kosmetyki, i inne rzeczy, które miałam spisane na kartce, którą oczywiście szukałam ze 20 minut... pojękując i płacząc!!!... mąż mnie trochę uspokoił i po godzince stwierdziłam, że możemy się do szpitala przejść na nogach, bo mnie już trochę mniej boli ... /ale byłam w szoku... nie chiałam taksówkarzowi zasyfić siedzeń:):):)/
szybko wzięłam prysznic i poszliśmy do szpitala...
w połoie drogi mówię do męża, że ja właściwie, to nic już nie czuję i może wrócimy do domku??? po długich negocjacjach i stanowczości męża poszliśmy do szpitala... była ok. 23:40... mąż mówi, niech cię zbadają i zobaczymy... jak każą, to wrócimy do domciu... no OK - myśle sobie, ale jednak chcę wrócić do domu...
Na izbie przyjęć - położna bada mnie i mówi, że rozwarcie na 2 i muszę zostać już w szpitalu... to ja w płacz /nie wiem dlaczego/, ale to chyba normalne, bo nawet nie zareagowała... badanie było średnie, trochę bolało grzebanie przy szyjce... potem lewatywa... i pół godzinki w toalecie.... ale chyba schudłam wówczas z 5 kilo, taka byłam lekka!!! dostalam piękną szpitalną koszulkę i na oddział... mężuś do domciu, bo jeszcze być nie musi... jeszcze się pomęczę :):):) a ja ciągle płaczę, to on nie chce iść!!!
no w końcu poszedł... ja się uspokoiłam...
trafiłam w środku nocy na oddział, gdzie leżały 3 kobiety, one spały sobie a ja miałam takie bóle krzyżowe, że hej...
żeby ich nie obudzić poszłam na korytarz, a tam kobitka łazi z kroplówką i strasznie jęczy... zero personelu, lekarzy, itp.... się wystraszyłam... wróciłam na salkę i zaczęłam tak: jak skurcz, to właziłam pod łóżko i wyłaziłam z drugiej strony... po skurczu się kładłam na 20 sek. i tak od nowa... całą noc!!!
o 6 rano badanie bolesne, bo masowanie szyjki przez tą położną z krótkimi paluchami... rozwarcie na 3!!! mały postęp, a duży ból!!!
no ale kazały mi się wykąpać, spakować swoje rzeczy i iść na blok porodowy... wykonałam, co było trzeba... ciepła woda łagodzi ból!!! idę na blok porodowy i czekam na męża, bo mamy rodzić razem...
 
ale sie rozpisalyscie, dziewczyny! :-)

co do mnie, to jak mowilam, polog jeno mnie martwi ;-) bolace sutki, kupa, siku przy tej ranie i w ogole noszenie podpasek!!! baaaaaaaardzo rzadko nosilam :szok: nienawidze, bo juz mowilam, moja pippi strasznie wrazliwa i obtarta byla zawsze, gdy okres byl b. mocny (np. po pierwszej ciazy, czy gdy odstawilam tabletki itp) i podpaski byly koniecznoscia... eeeeech! chyba sudocrem dla siebie tez kupie?!

ja napatrzylam sie na cierpienie siostry mego m po cc, ona jest taka smieszna, lubi sie smiac i jak poszlismy do szpitala to niechcacy ja rozsmieszylismy i ona smiejac sie zaczela plakac z bolu... masakra, az mnie zmrozilo, jak sobie o tym pomyslalam.. ja czasem pekam ze smiechu normalnie (uwielbiam sie smiac), a co dopiero ze szwami... tragedia! zrobie wszystko, byleby nie bylo cc!!!

Roni, hej, 3500-4500!!! masz odpowiedz, czemu sie szybciej rodza ;-) bo normalnie w terminie urodziliby sie 4500-5500 i wiecej! masakkkrkaaaa!!!! ja nie fce takiego wielkoluda :szok: mamusiu ;-) a twoj Jasinek przeciez wielki chlopak byl ostatnio, co nie? :-) ni sie nie dygaj, bedziesz najwyzej pierwsza mamusia grudniowa z listopada i juz ;-)

a co do porodow - popieram Milke - moja tesciowa urodzila swojego synusia ;-) w................ 30min!!!! normalnie odeszly wody, zdazyli tylko w domu lozko okryc ceratka i przescieradlem, dwa skurcze i maly byl na swiecie... karetka przyjechala 10 min pozniej i poozna byla w szoku!!! a corcie swoja tez predziutko urodzila - ledwo na oddzial weszla juz bylo po ;-) wiec i takie historie sie zdarzaja!

a ja jestem z posladkowego porodu i mamunia moja sie meczyla 28h, by mnie wypchnac pupcia na swiat... moja siostra tez ok. 9 h sie rodzila...
 
No to tak jak mówiłam, żeby było zdrowe... a czy urodzi się w 36, w 40 czy w 42 tc - to chyba nie robi różnicy???
najważniejsze, żeby nie popaść w tym w jakieś schizy, stresy, itp. - bo to się może źle skończyć!!!
 
Dziewczyny, nie panikujcie z cc!!!
To nie reguła że cokolwiek strasznie boli - tak samo jak z bólami porodowymi.
Ja miałam operację wycięcia pęcherzyka żółciowego - cięcie 10 cm wzdłuż brzucha, plus 3 cięcia po 1,5 cm w trzech rogach brzucha (zaczęli laparoskopowo...) i naprawdę zbytnio nie bolało po operacji. Wręcz na własne życzenie odstawiłam przeciwbólowe, co mnie nimi chcieli faszerować na wszelki wypadek (głównie indukowały u mnie nudności, efekt przeciwbólowy niekoniecznie). Tylko tak ciągnęło, że trudno się było wyprostować, ale wcale nie bolało, a już na pewno nie bolało bardzo. A śmiałam się całkiem dużo, bo nikt nie miał nade mną litości i przychodzili znajomi ciągle mnie rozśmieszać :-)
 
reklama
dalsza część mojego pierwszego porodu:

... czekam na męża... przyszedł rano ok. 8:00... nie możemy rodzić razem, bo salka jest zajęta przez rodzącą położną, ktora czeka na męża... /mąż nie dojechał w końcu i urodziła sama i tylko zajęła salkę/... ja w płacz... mąż musiał pójść... zostałam sama na sali + dwie rodzące po prawej i po lewej... jęczą, krzyczą... ja boję się coraz bardziej... nie śpię już ponad 1,5 doby... padam na pysk...
ale dostaję praktykantkę... która jest jak mąż - cały czas przy mnie, głaszcze mnie, nawilża usta... masuje... - jeszcze tak robi, bo ma praktyki...
co pół godziny bada mnie ta koszmarna położna... boli jak diabli... padam na pysk... leżę, łażę... nic nie pomaga...bóle coraz koszmarniejsze...
dostaję dolargan... zasypiam między skurczami na 15-30 sek... rozwarcie idzie bardzo powoli... dostaję tabletki pod język... mają pomóc...
w pewnym momencie na salę włazi pan elektryk, bo coś się zepsuło i on to musi naprawić... wcześniej zostałyśmy przykryte... ale jęczymy... dla niego to chyba największy stres w życiu!!! zaczynamy robić sobie żarty... taka głupawka między bólami i jęczeniem... facet zmyka po 3 minutach! wszystko naprawił - Polak jednak potrafi:):):)
ok 12:00 przyczłapał ginekolog na stażu... jaki on był czerwony... stał z boku i po prostu nic nie robił... dostałam podwójną dawkę tabletek, koleżanka obok kroplówkę...
znowu badanie przez położną... ale ból... rozwarcie na 6!!! ok. 13:30 rozwarcie na 8, położna, z krótkimi paluchami przebija pęcherz płodowy... ale ból... zaczynam na nią wrzeszczeć... ale ma to w dupie... dwie położne stają obok mnie i każą przeć, raz.... dwa.... praktykantka nacina krocze...
rozwarcie na 8, zaczynają mi wypychać dziecko kładąc się na mój brzuch... dorwałam położną z krótkimi paluchami... a właściwie niefortunnie podsunęła mi swoje ramię... no to ją ścisnęłam... ona się drze... trudno... za krótkie paluchy - myślę... za masowanie szyjki - myślę... za ten ból!... zemściłam się!!! po co się pcha po łapy!!! krwiak i siniak na jej ramieniu był około 15 cm x 10 cm!!! oczywiście później ją za to przeprosiłam :):):) a ona, że nic się nie stało, że to jej wina!!!
mam przeć... raz... dwa... trzy... Asia urodzila się o 13:55, dnia 5 września 1997 roku... jakie to fajne uczucie.... w tym momencie przestałam czuć jakiekolwiek bóle!!! potem łożysko - ale to już dla mnie była formalność!
dostałam Asię... potem ją wzieli do badania a mnie do szycia... nie spałam ok. 48 godzin, a miałam tyle energii, że mogłam zdobywać Mount Everest!!! naprawdę!!! szycie to już pryszcz... żartowałm sobie z lekarką podczas szycia... potem padłam na pysk ok. 18:00 i spałam całe 2 godziny, bo Asiunia się obudziła... ale ja już byłam wypoczęta i gotowa do nowej roli...
 
Do góry