Anni, no niestety ospę trzeba po prostu przejść. Nie ma na to leków, nam tylko kazali smarować krostki gencjaną lub takim specjalnym płynem jakby kredą. Weronika dostała też chyba jakiś lek przeciw swędzeniu ale już nie pamiętam jak się nazywał. Natomiast co na pewno nie można, to wychodzić z dzieckiem na dwór, aby ospy nie przeziębić.
Jakby jednak Suri dopadło to wyznacz sobie kilka ciuchów na "do wyrzucenia" bo po wszystkim nie będą się do niczego nadawać.
U Weroniki trwało to dość długo bo prawie 3 tygodnie, miała strasznie dużo krostek no i jeszcze przyplątało się powikłanie w postaci paciorkowca. Ale tak być nie musi. Pamiętam, że u w tym samym czasie chorowało kilkoro dzieci od Niej z grupy i ich Mamy mówiły że dzieci miały 3 do 5 krostek i wszystko. Najgorsze jest to, że cholerstwo strasznie swędzi i trzeba dziecko pilnować żeby nie drapało. Weronika miała już 4 lata (akurat zaraziła się na 1,5 tygodnia przed 4tymi urodzinami) i jakoś udawało mi się jej wytłumaczyć żeby nie drapała. Więc jak ją swędziało, to biegła do mnie machając rączkami i krzycząc "mama, dmuchaj", a do tego się jej wtedy smarowało krostki, co trochę niweluje swędzenie. Ale jak to wytłumaczyć Maleństwu???? Biorąc pod uwagę charakter Magdy, zdecydowaliśmy z Mężem, że ją zaszczepimy przeciw ospie, bo ona się zadrapie i będzie chodzić dziobata.
Życzę aby jednak Suri się nie zaraziła.