reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze Porody Lutowkowe....

reklama
Ja mialam swietny porod naturalny ale opisze go jak bede miala wiecej czasu. Powiem tylko tyle ze od razu po urodzeniu malej mowilam juz o nastepnym dziecku. Poza tym nie bylam ponacinana. Nie jestem nawet poobcierana, tak wiec praktycznie teraz juz niewiele krwawie. Nie mowiac tez o tym ze krocze nie bolalo mnie po porodzie i wlasciwie nie czulam ze rodzilam.:-)
Przez caly czas porodu moglam robic co chcialam (brac prysznic, kapiel w wannie, chodzic po korytarzu), a na fotelu wyladowalam doslownie na ostatnie dwa skurcze parte. Zycze wszystkim takiego porodu (chociaz nie ukrywam ze troche bolalo, hi hi:-D:-D:-D:-D).
 
Dziewczyny porod niejest taki straszny boli bo boli bo laskotac nie bedzie ja wzielam zzo i bylo jeszcze lepiej , wiadomo ze bole sie czuje przy znieczuleniu ale nie tak intensywne (tak w nawiasie to mi sie nawet nie oplacalo tego zzo bo od wziecia do porodu bylo jakies 40 minut nawet niezdazyli mi wszczyknac drugiej dawki hihihi , lek lezal na polce to maz po porodzie sie smial ze ciekawie by bylo jak by to komus w nogi wbic no i do smiechu mi bylo bo sobie to wyobrazilam:-D )
 
Ja mialam swietny porod naturalny ale opisze go jak bede miala wiecej czasu. Powiem tylko tyle ze od razu po urodzeniu malej mowilam juz o nastepnym dziecku. Poza tym nie bylam ponacinana. Nie jestem nawet poobcierana, tak wiec praktycznie teraz juz niewiele krwawie. Nie mowiac tez o tym ze krocze nie bolalo mnie po porodzie i wlasciwie nie czulam ze rodzilam.:-)
Przez caly czas porodu moglam robic co chcialam (brac prysznic, kapiel w wannie, chodzic po korytarzu), a na fotelu wyladowalam doslownie na ostatnie dwa skurcze parte. Zycze wszystkim takiego porodu (chociaz nie ukrywam ze troche bolalo, hi hi:-D:-D:-D:-D).

JA TEZ TAK CHCE...................
 
Ja tez nie byłam cieta tylko pekłam w dwuch miejscach i mam szwy rozpuszczalne dwa
krocze tez mnie nie bolało po porodzie zreszta nic mnie nie bolało po porodzie i to na tyle miłych rzeczy bo sam porod to:sick::sick:................................
JA JUZ NIE CHCE RODZIC PO TYM PORODZIE:-p:-p:-p:-p:-p
 
DZIEWCZYNY BEDZIE DOBRZE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Z takiego zalozenia wychodzilam przed porodem i sie potwierdzilo!!! Moze to idealizuje, ale wydaje mi sie ze pozytywne nastawienie pomaga rodzic!!!!!!!!!!! Mi pomoglo.............. cdn.....
 
DZIEWCZYNY BEDZIE DOBRZE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Z takiego zalozenia wychodzilam przed porodem i sie potwierdzilo!!! Moze to idealizuje, ale wydaje mi sie ze pozytywne nastawienie pomaga rodzic!!!!!!!!!!! Mi pomoglo.............. cdn.....
mam nadzieje, ja myśle pozytywnie i wierze że mi to pomoże chociaż boje sie bólu i jeszcze paru innych rzeczy ale co tam...musze to jakoś przeżyć.
będę przez cały czas odliczała minutki do momentu aż zobaczę moją kruszynkę :-)
 
:-D Mój poród nie należał do przyjemnych i trochę musiałam sie namęczyć. Do szpitala trafiłam z powodu mojej małopłytkowości. Na drugi dzien stwierdzili, że przez trzy kolejne dni będa mi podawać zastrzyki na wywołanie porodu i będą robic testy oksytocynowe- czy jakos tak. Po pierwszym zastrzyku zaczeły sie u mnie niewielkie skórcze i bóle brzucha. Przez cały dzień ( 6 luty) obserwowano mnie podłączając co jakis czas pod ktg. Noc tez miałam nieprzespana, bo to ktg robili mi co chwilę- nie podobały im sie te zapisy- tętno dzidziusia za bardzo się wahało- raz ok, raz za niskie.
7 lutego rano- o 6 - wzieli mnie na porodówkę i podłączyli pod oksytocyne i ktg. Na obchodzie o 9, ordynator stwierdził, że trzeba ten poród przyspieszyć ze względu na dobro dziecka i dlatego o 11 on przyjdzie przebic pęcherz płodowy. wtedy wiedziałam, że juz nie ma odwrotu i że w końcu urodzę:-)
O 10 przyszła moja gin i to ona przebiła ten pęcherz- myslałam, że jej palec mi przez gardło wyjdzie- taki twardy był ten pęcherz, że nie mogła go przebić. No ale w końcu sie udało. Uczucie super- ciepła woda między nogami i ulga, bo w brzuchu zrobiło mi sie luźniej:-D
No i od tego momentu, czyli od 10 się zaczęło...Bóle dołem brzucha jak na miesiączkę- tylko że po 2 godzinach stały się tak silne, że zwijałam się z bólu na tym łóżku porodowym. Skurcze były coraz silniejsze a moja szyjka ani rusz- rozwarcie na dwa palce od rana.
o 12 zadzwoniłam po męża, że juz jestem na porodówce. I tak nie mieliśmy w planie wspólnego porodu, ale miał czekac na korytarzu- tak żebym wiedziała, że gdzieś w pobliżu jest. Przyjechała tez moja mama i to ona weszła na porodówkę i była ze mną. W sumie pomogła mi bardzo, bo przy każdym skurczu masowała mi plecy- ból szybciej mijał. Połozne, które przy mnie były- dwie kobiety- były super!!!Podawały mi jakieś zastrzyki przeciwbólowe, czopki na rozwarcie i inne różne rzeczy, ale niestety akcja nie postępowała, a ja powoli traciłam siły. masaż szyjki tez ne pomógł. O 16 przyszedł lekarz i stwierdził, że rozwarcie nadal nie postepuje. I wtedy już krzyknęłam, żeby mnie cięli, bo nie dam rady. Zaczełam mieć juz bóle parte- czyli tak jakby się chciało kupy. I oczywiście nie pozwalali mi przeć!!!Cięzka sprawa... Oczywiście to nie takie proste mieć cesarkę. lekarz dyżurny musiał zadzwonić do ordynatora i dostac od niego zgodę, a ten stwierdził o 16.30, że jeszcze mamy czekać- do 19.Jak to usłyszałam, to zwątpiłam...Poszłam pod prysznic, ale było mi zimno więc szybko stamtąd wróciłam, chodziłam po korytarzu zwijając się z bólu...Robiłam wszystko żeby tylko szyjka się dalej rozwarła. A ona nic. Dalej dwa palce.
W końcu się nade mną zlitowali i o 18 podjęli decyzje, że tniemy. Ja podobno wyglądałam juz jak naćpana. Gadałam bzdury...
o 19 zaczęli mnie szykowac do operacji. Miałam znieczulenie dolędźwiowe- okazało sie, że mam krzywy kręgosłup i lekarz nie mógl sie tak łatwo wkłuć... No ale jak już dał radę, to uczucie było niesamowite- po tylu godzinach nie czuć nic od pasa w dół- bosko!!!
o 19.55 wyciągnęli nasza córeczkę, położyli mi ją na klatce piersiowej- taka jeszcze w krwi...Pamiętam to jak przez mgłę, bo ciągle tam na tym stole zasypiałam.
Antosia wazyła 3950g, mierzyła 58 cm. Dostała 9 pkt- minus jeden za sinice skóry.
Przewiexli ją na noworodki i tam kazali mojemu męzowi rozebrac sie od pasa w górę i mógł ją przytulać- taką nagusieńką, jeszcze dobrze nie umytą...
Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Cieszę się z tej cesarki, bo bardzo szybko doszłam do siebie. rana mnie nie boli tak bardzo. Prawde mówiąc wolę mieć ranę na brzuchu niż w kroku...:-)
Ale nie zrażajcie się!!!Jak leżałam juz po porodzie przyjechała dziewczyna- o 13 zaczął boleć ja brzuch, przyjechała do szpitala, podłaczyli ją do ktg i ledwo zdążyli rozebrać i przewieźć na porodówkę...po godzinie miała dzidziusia przy sobie. tak więc głowa do góy i powodzenia:-) :-D
 
No Martula to możemy sobie podać łapki, bo u mnie było podobnie.Rozwarcie nie poszło dalej niż na 2 palce. Tylko mi wody odeszły same i może dlatego nie męczyli mnie tak długo. Poza tym ordynator sam do mnie ciągle zaglądał, więc nie trzeba było czekać na jego zgodę na cc, bo on sam stwierdził, ze szkoda mnie meczyć, bo i tak nic z tego porodu siłami natury nie wyjdzie. A ból zszywanego brzucha odczułam najbardziej drugiego dnia wieczorem, kiedy to nie mogłam się do łóżka położyć, bo było dla mnie za wysoko:baffled: i każdy szew czułam przy spacerze do toalety. Później było coraz lepiej każdego dnia, a jak mi w końcu zdjęli te szwy to odczułam taka ulgę, że hej!!!
 
reklama
A oto moj opis porodu,:-) prawdopodobnie bedzie bardzo dlugo ale mam nadzieje ze Was nie zanudze!!:tak: Czesc informacji przekazywalam na biezaca na forum, ale powtorze je zeby historia miala rece i nogi..
Termin porodu mialam na poniedzialek 5 lutego. W piatek, 2 lutego bylam u ginekologa na ktg. Coz, jak zwykle aparat nie pokazywal zadnych skurczy oprocz 2 malenkich, z ktorych zdaniem lekarki nic sie nie rozwinie w najblizszym czasie. Wody plodowe ok, lozysko tez, mam przyjsc w czwartek za tydzien a potem co 2 dni do szpitala na kontrole ktg. Spodziewalam sie takiej informacji i w ramach relaksu pochodzilam z moja mam pare godzin po sklepach (zakupki, zakupki...). W niedziele bylam u rodziny w gosciach i tam tez mowili ze wygladam jakbym miala z ta ciaza jeszcze pochodzic. OK. Juz to slyszalam. :baffled:


W nocy z niedzieli na poniedzialek prawie nie spalam bo mialam skurcze- co 15 potem co 10 minut. Rano przeszlo. W poniedzialek znow 2godzinny spacerek ale jakos ciezej mi bylo juz chodzic i szybko sie meczylam, niepodejrzewajac nic zasnelam poznym wieczorem. O 2 w nocy obudzily mnie silniejsze niz poprzedniej nocy skurcze ktore powtarzaly sie wg moich obliczen co ok 7 minut, ok 6 obudzilam meza i mame i wyruszylismy do szpitala. :-)



Tu najmniej mily element opowiesci. :baffled: :no: Bylam podekscytowana i choc bolalo nie mialam zrzedlej minki(taka juz jestem z charakteru, a przyjscie mojej Dzidzi to w ogole niesamowita sprawa wiec sie cieszylam). Otworzyla mipielegniarka czy polozna (sama nie wiem) i juz na visus stwierdzila: "nie wyglada pani na rodzaca, no ale podlaczymy pod ktg i zobaczymy!"
Podlaczyla i w tym czasie spisala moje dane itd przy tym przekrecila adres, miala moje dane z centrali szpitala w ktorym bylam 2 lata temu i duzo danych sie zmienilo-powiedzialam jej o tym a ona ze nie waznei nieprawidlowe informacje wpisala (wredota :wściekła/y: jedna). No i dalej nawija: "za bardzo pani wesola aby dzis urodzic! To co pani ma (okazalo sie ze nie co 7 a co 11 minut) to nie sa skurcze, pani jeszcze nie wie co to sa skurcze, jak pani je bedzie miala to juz nie bedzie pani do smiechu, ale zobaczy pani zreszta ha ha.".Na to moj maz (kochany!): "moja zona jest silna!"
Wredota: "to nie ma nic wspolnego z byciem silnym czy nie, bylo tu wiele takich kobiet co mowily ze silne byly a potem sie z bolu zwijaly, poscianach chodzily, zreszta zobaczycie jeszcze"!! Mnie zatkalo, meza tez i tak czekalam az sie to babsko zamknie. JAk na zawolanie przyszla zmiana (aha wiec wredota zmeczona po nocce byla i chciala odwalic szybko koncowe pol godziny dyzuru)- przemila polozna ktora wytlumaczyla ze te skurcze nie sa ot tak i na pewno powoduja ze juz blizej niz dalej, tak ze jutro albo pojutrze powinnam urodzic, Potem zbadala mnie ginekologicznie lekarka- szyjka zamknieta, na usg wod cale mnostwo: "potrwa jeszcze troche, pare dni,ale moze nawet do 10. "
Do 10? Ciekawe jak ja 10 dni z takimi bolami przezyje. Aha no i zalecenia: od wredoty: "wracac do szpitala jak skurcze beda baaaaaaaaaaardzo intensywne i co 1-2 minuty" (ona naprawde zwariowala chyba!!!), od milej poloznej: "nawet jak beda co 6 minut byle regularne i bardzo mocne, a najlepiej zrobic ciepla kapiel i sprawdzic jesli skurcze sie oslabia to nie te a jak wzmocnia to jest to. "
OK, wiec do domciu i zobaczymy!


W domciu probowalam pospac ale sie nie dalo, o 10.30 maz poszedl do pracy a ja z mama wstalysmy i zjadlysmy sniadanko. Tnz ja probowalam jesc ale nie mialam w ogole apetytu a w czasie jedzenia skurcze nasilaly sie. No i tak od 11 moja mama zaczela liczenie skurczy, byly co 2 minuty, co 6, co 4, co 5-takie nieregularniachy ale bolesne. Lezec nie moglam, siedziec tez nie wiec caly czas chodzilam po mieszkaniu: salon, toaleta, kuchnia, W czasie skurczy opieralam sie o stol kuchenny i szybko oddychalam. W przerwie zrobilam mojej mamie kawe, wyciagnelam z barku bombonierki zeby sobie troche zjadla, ja tez mialam ochote i tak sie w te czekoladki wpatrywalam a jednak nie wzielam zadnej do ust- nie moglam. Mama chciala mnie masowac jakos mi ulzyc ale ja nie chcialam aby mnie nikt dotykal-chcialam sama sobie z bolem poradzic. Mama wiec siedziala i zszywala
cos tam przerywajac na moje zawolania: "skurcz!....koniec"! i oznajmiala mi ile trwal i co ile byl. NAdal nieregularnie. I tak godzina za godzina...wykapalam sie, w wannie nagle skurcz sie pojawilpo minucie(!!!) a potem po 10- wiec to jeszcze nie to, myslalam. Co chwile dzwonil domnie maz, ktory byl w pracy bardzo niespokojny i szukal zastepstwa ale jak na zlosc nie mogl znalezc. Wpadl tez brat meza i stwierdzil ze lepiej zebym do szpitala wrocila, a ja ze nie bo to jeszcze nie co 2 minuty(!!), dzwonilaq do mniej tez jego zona, potem moj maz, pote brat meza i tak w kolko, tylko ze coraz krocej moglam rozmawiac bo skurcze lapaly.Okolo 16 mama stwierdzila ze mocniej dysze i stekam i ze chyba naprawde powinnismy jechac do lekarza, a ja na to:nie, w koncu skurcze nie sa regularne co 2 minuty (!!- widzicie- nie sluchajcie podobnych wredot szpitalnych, bo jak taka czlowiekowi cos powie to ciezko odrzucic te mysl ze wcale nie musi byc co 1-2minuty!!!). Skurcze byly tak bolesne ze skrecalo mnie faktycznie, a brzuch przybieral przedziwny taki kwadratowy ksztalt! :confused: Aby sie zrelaksowac rysowalam na gazetach jakies kratki, kwiatki, buzki dziewczynka i chlopczyka i na jednej kopercie taki maly obrazek narysowalam: dziecko na tle domka, kwiatkow, z balonikiem- rysunki jakie w dziecinstwie malowalam. Mama po fakcie wyciela i kazala mi zachowac. Bylo coraz bolesniej. Jedyna regularnosc jaka odkrylam analizujac notatnki juz po porodzie byla dlugosc skurczy od 15.30 trwaly 50 sekund,ale wtedy na to nie zwrocilam uwagi.

cdn
 
Do góry