reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Depresja ciążowa.

marma53

Fanka BB :)
Dołączył(a)
7 Grudzień 2009
Postów
325
Witam serdecznie.
Chciałabym napisać kilka zdań o mojej sytuacji i jednocześnie zapytać, co mogłabym zrobić, żeby sobie pomóc, bo wydaje mi się, że sama sobie nie poradzę.
Mam 29 lat i niedawno zaszłam w ciążę. Z mężem bardzo pragnęliśmy Maleństwa więc ogromne szczęście nastało w domu, gdy dowiedzieliśmy się, że tak szybko nam się udało począć Dzieciątko.
Pierwszy trymestr znosiłam bardzo ciężko. Musiałam zrezygnować z pracy, dużo odpoczywać i oszczędzać się, miałam wspomaganie hormonalne. Czułam się na tyle źle przez różne bóle, mdłości, problemy z tarczycą i sercem, że praktycznie przez ponad miesiąc nie mogłam wychodzić z łóżka. I tak spędziłam miesiąc sama w domu, bez spotkań ze znajomymi, nawet bez spaceru.
Dla mnie to była diametralna zmiana, bo dotąd byłam bardzo aktywna fizycznie, spacery dawały mi ogrom radości i zachwytu nad światem, a tutaj z dnia na dzień poległam w łóżku. Psychicznie było mi ciężko, ale tłumaczyłam sobie, że to na jakiś czas, dla dobra dziecka.
Obecnie jestem w 14tc. Od około miesiąca widzę i czuję jak uchodzą ze mnie siły. Fizycznie jestem ciągle zmęczona i najchętniej spałabym cały dzień. Nie mam zbyt wiele siły na codzienne aktywności. Często boję się wychodzić z domu a zanim wyjdę kilka razy waham się czy aby na pewno to dobry pomysł. Nie ma dnia, żebym nie miała napadu płaczu. Zauważyłam też, że mało co sprawia mi radość. Raczej czuję taki ciężar i przygniatanie do ziemi. Cieszę się z naszego małżeństwa, bo mam cudownego męża, który na rzęsach staje, żeby było mi jak najlepiej, i z Maleństwa tak przez nas kochanego, ale często dopada mnie przerażenie, strach, niepokój.. Wczoraj miałam badanie prenatalne i lekarz uspokajał, że wszystko jest dobrze, że Maluszek rośnie i rozwija się jak należy. Ucieszyłam się i poczułam ulgę. Ale nadal jest mi psychicznie ciężko. To trochę tak jakbym chciała się cieszyć i żyć, a nie mogła i nie miała na to sił. Przerasta mnie ten smutek, ten płacz i przygnębienie a myśl, że Maleństwo to wszystko odczuwa sprawia, że jeszcze bardziej jestem niespokojna i chciałabym uciekać w sen... Jakoś wyraźnie czuję, że przestałam sobie radzić z tym stanem i jest mi coraz trudniej.
 
reklama
Poproś koniecznie o wsparcie specjalistę.
Porozmawiaj z mężem, wymyślcie wspólna aktywności..
Zadzwoń do przyjaciółek, znajdź coś co sprawia Ci usmiech- i tego się trzymaj! Niedługo przyjdzie słońce! Jestem pewna o trzymam mocno kciuki!!
 
Witam serdecznie.
Chciałabym napisać kilka zdań o mojej sytuacji i jednocześnie zapytać, co mogłabym zrobić, żeby sobie pomóc, bo wydaje mi się, że sama sobie nie poradzę.
Mam 29 lat i niedawno zaszłam w ciążę. Z mężem bardzo pragnęliśmy Maleństwa więc ogromne szczęście nastało w domu, gdy dowiedzieliśmy się, że tak szybko nam się udało począć Dzieciątko.
Pierwszy trymestr znosiłam bardzo ciężko. Musiałam zrezygnować z pracy, dużo odpoczywać i oszczędzać się, miałam wspomaganie hormonalne. Czułam się na tyle źle przez różne bóle, mdłości, problemy z tarczycą i sercem, że praktycznie przez ponad miesiąc nie mogłam wychodzić z łóżka. I tak spędziłam miesiąc sama w domu, bez spotkań ze znajomymi, nawet bez spaceru.
Dla mnie to była diametralna zmiana, bo dotąd byłam bardzo aktywna fizycznie, spacery dawały mi ogrom radości i zachwytu nad światem, a tutaj z dnia na dzień poległam w łóżku. Psychicznie było mi ciężko, ale tłumaczyłam sobie, że to na jakiś czas, dla dobra dziecka.
Obecnie jestem w 14tc. Od około miesiąca widzę i czuję jak uchodzą ze mnie siły. Fizycznie jestem ciągle zmęczona i najchętniej spałabym cały dzień. Nie mam zbyt wiele siły na codzienne aktywności. Często boję się wychodzić z domu a zanim wyjdę kilka razy waham się czy aby na pewno to dobry pomysł. Nie ma dnia, żebym nie miała napadu płaczu. Zauważyłam też, że mało co sprawia mi radość. Raczej czuję taki ciężar i przygniatanie do ziemi. Cieszę się z naszego małżeństwa, bo mam cudownego męża, który na rzęsach staje, żeby było mi jak najlepiej, i z Maleństwa tak przez nas kochanego, ale często dopada mnie przerażenie, strach, niepokój.. Wczoraj miałam badanie prenatalne i lekarz uspokajał, że wszystko jest dobrze, że Maluszek rośnie i rozwija się jak należy. Ucieszyłam się i poczułam ulgę. Ale nadal jest mi psychicznie ciężko. To trochę tak jakbym chciała się cieszyć i żyć, a nie mogła i nie miała na to sił. Przerasta mnie ten smutek, ten płacz i przygnębienie a myśl, że Maleństwo to wszystko odczuwa sprawia, że jeszcze bardziej jestem niespokojna i chciałabym uciekać w sen... Jakoś wyraźnie czuję, że przestałam sobie radzić z tym stanem i jest mi coraz trudniej.
Koniecznie skorzystaj ze specjalistycznej pomocy. To co opisujesz może być efektem zmian hormonalnych, które na początku ciąży zalewają nas i stąd też huśtawki nastroju, spadek energii, płaczliwość, rozdrażnienie itp. Masz prawo do tych wszystkich emocji. Jeśli czujesz, że jest ci trudno umów się na wizytę do psychologa, zeby dostać wsparcie. Kobiety w ciąży mogą to zrobić na NFZ i mają pierwszeństwo przed innymi, korzystaj :) Możesz tęż dołączyć do dziewczyn, które będą rodzic w tym samym miesiącu, co ty. Takie wsparcie tez bywa bezcenne :)
 
Myślę, że warto odważyć się na rozmowę ze specjalistą, psychologiem, a może psychoterapeutą. Porozmawiaj z mężem o tym, myślę że mimo tego że razem oczekujecie dzieciątka to jednak kobiety ze względu na wszystkie zmiany hormonalne trudniej radzą sobie z emocjami. Chęć uporządkowania swoich odczuć i przygotowania się psychicznie do nowej roli to nic złego, myślę że Twój mąż też tak na to spojrzy 🙂 To bardzo odpowiedzialne z Twojej strony że zauważasz swoje emocje i ich nie ignorujesz, nie zamiatasz pod dywan. To pierwszy dobry krok by stawić im czoła 🙂 Na pewno wyczerpanie fizyczne w tym okresie nie pomaga w tryskaniu energią i dobrym nastawieniem. Ja w trudnym okresie swojego życia korzystałam z pomocy psychoterapeuty, przez kilka miesięcy udało mi się wiele przepracować, najtrudniej chyba było się odważyć. Czasem już kilka spotkań pomaga, myślę, ze wspólną rozmowa ze specjalistą pozwoli Ci przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie skąd wzięły się u Ciebie takie a nie inne emocje, pozwoli je nazwać i okiełznać czy oswoić strachy. Czasem kawa z przyjaciółką to za mało.

Gdybyś chciała porozmawiać prywatnie to również jako Marcówka jestem dla Ciebie na priv. Gdybyś potrzebowała, jestem 🙂 Przytulam Cię mocno ✊
 
Jak ktoś napisze, ze urodzenie dziecka pomoże, bo pokochasz nad życie i będzie całym Twoim światem i oczywiście rozwiąże problemy - to uduszę gołymi rękami. Kochana idz do specjalisty, pomoże Ci, hormony robią tez swoje, ale wierzę że odzyskasz dawna radość. Jedna wiadomością nie da się poprawić tej sytuacji, ale rozmowa ze specjalista już tak. Trzymam kciuki abyś poczuła się dobrze, a depresji mówimy SIO!
 
Witam serdecznie.
Chciałabym napisać kilka zdań o mojej sytuacji i jednocześnie zapytać, co mogłabym zrobić, żeby sobie pomóc, bo wydaje mi się, że sama sobie nie poradzę.
Mam 29 lat i niedawno zaszłam w ciążę. Z mężem bardzo pragnęliśmy Maleństwa więc ogromne szczęście nastało w domu, gdy dowiedzieliśmy się, że tak szybko nam się udało począć Dzieciątko.
Pierwszy trymestr znosiłam bardzo ciężko. Musiałam zrezygnować z pracy, dużo odpoczywać i oszczędzać się, miałam wspomaganie hormonalne. Czułam się na tyle źle przez różne bóle, mdłości, problemy z tarczycą i sercem, że praktycznie przez ponad miesiąc nie mogłam wychodzić z łóżka. I tak spędziłam miesiąc sama w domu, bez spotkań ze znajomymi, nawet bez spaceru.
Dla mnie to była diametralna zmiana, bo dotąd byłam bardzo aktywna fizycznie, spacery dawały mi ogrom radości i zachwytu nad światem, a tutaj z dnia na dzień poległam w łóżku. Psychicznie było mi ciężko, ale tłumaczyłam sobie, że to na jakiś czas, dla dobra dziecka.
Obecnie jestem w 14tc. Od około miesiąca widzę i czuję jak uchodzą ze mnie siły. Fizycznie jestem ciągle zmęczona i najchętniej spałabym cały dzień. Nie mam zbyt wiele siły na codzienne aktywności. Często boję się wychodzić z domu a zanim wyjdę kilka razy waham się czy aby na pewno to dobry pomysł. Nie ma dnia, żebym nie miała napadu płaczu. Zauważyłam też, że mało co sprawia mi radość. Raczej czuję taki ciężar i przygniatanie do ziemi. Cieszę się z naszego małżeństwa, bo mam cudownego męża, który na rzęsach staje, żeby było mi jak najlepiej, i z Maleństwa tak przez nas kochanego, ale często dopada mnie przerażenie, strach, niepokój.. Wczoraj miałam badanie prenatalne i lekarz uspokajał, że wszystko jest dobrze, że Maluszek rośnie i rozwija się jak należy. Ucieszyłam się i poczułam ulgę. Ale nadal jest mi psychicznie ciężko. To trochę tak jakbym chciała się cieszyć i żyć, a nie mogła i nie miała na to sił. Przerasta mnie ten smutek, ten płacz i przygnębienie a myśl, że Maleństwo to wszystko odczuwa sprawia, że jeszcze bardziej jestem niespokojna i chciałabym uciekać w sen... Jakoś wyraźnie czuję, że przestałam sobie radzić z tym stanem i jest mi coraz trudniej.

Spróbuję ci napisać kilka słów. Zrobię to na raty, bo 2 dzieci i dużo pisałaś, a wszystko, co poruszyłas jest ważne.

Na początek warto rozważyć spotkanie ze specjalistą. Jeśli twój stan zdrowia na to nie pozwala, to można obecnie znaleźć psychologa on line.

A teraz chciałabym ci coś napisać od siebie. Moja ciąża też do łatwych nie należała. Byłam po 2 poronieniach i od początku wspomaganie farmakologiczne, częste wizyty u lekarza, strach co dalej, krwawienie, itp. Pamiętam jak wtedy czasami myślałam jak to jest, przecież ciąża to nie choroba, a ja nawet chodzić nie mogłam. Od razu L4. Więc bez pracy, bliskich ludzi, bo mąż całymi dniami w pracy... Na szczęście miałam psa. To było wyzwanie, bo z jednej strony ciąża zagrożona, z drugiej pies sikać musiał.
Czemu to pisze? Byś wiedziała, że są osoby, którym nie jest obcy twój stan.
Miało być inaczej prawda? Popraw mnie jeśli się mylę. Miałaś chodzić w skowronkach, cieszyć się sama i ze wszystkimi najbliższymi. Mozliwe, że chciałaś pozostać aktywna zarowno fizycznie, jak i na polu zawodowym. No i wymarzone, upragnione maleństwo, a ty nie umiesz się cieszyć.
Kotek, to się zdarza, i nie ma w tym nic złego. To zupełnie nową sytuacją, nowa rzeczywistosc. Jesteś mamą i jesteś tego świadoma, nie chcesz krzywdy maleństwa, ale człowiek czasem się martwi, czasem czegoś boi, czasem nie umie sobie sam poradzic. To się zdarza, aaluszkowi nic złego się nie dzieje. Za kilka tygodni poczujesz ruchy, może to doda ci więcej radości, ale też i niepewności w tych chwilach, kiedy ruchów nie będziesz czula. Jesteś czlowiekiem. Czujesz. Dzieje sie. A więc i różne stany przychodza. One nie robią maleństwu krzywdy. Ono się ciebie uczy w każdym czasie. Nie potrzebuje super mamy, tylko mamy prawdziwej, a taka mam nadzieję starasz się być.
Ciąża jest czasem ogromnych zmian hormonalnych, czujesz je, one sprawiają, że wystarczy byle pierdoła, a człowiek ryczy i nie da się tego powstrzymać. Poczekaj na późniejszy stan jak będą mówić kawały, a ty będziesz płakać, albo na reklamach pampersow i sa będziesz się dziwić dlaczego, bo przecież nie będzie powodu. Tak działają właśnie hormony i niewiele będziesz mogła z tym zrobic. Może warto poczytać o tym, co może cię czekać, jak zmienia się ciało i co może się dziać z czlowiekiem.
Twoje początki i wsparcie famakologiczne też utrudniają ci odnalezienie równowagi. Jeśli dobrze rozumuje dostałaś progesteron, hormon, który rowniez w naturalny sposób będzie cały czas wzrastał, a niestety może mieć działanie depresyjne. Mam nadzieję, że to troszkę ci rozjaśni stan w którym się znajdujesz i będziesz potrafiła przychylniejszym okiem na siebie spojrzeć.
No i jeszcze sama ciąża, cudowny błogosławiony stan, aczkolwiek zmienia wszystko. Rodzą się w człowieku obawy. Bo jak to będzie, co będzie, czy sobie poradzę, czy na pewno tego chce, jak się maluchem zajmowac, czy się w ogóle ciąża uda, jak malucha nie skrzywdzić, bo przecież będę superwoman i sto innych pytań. Do tego brak mozliwosci rozmowy. Jesteś wystarczająco dobra. Nie musisz być idealną. Możesz niedomagać, mieć słabsze chwilę. To w cale nie skreśla cię ani jako człowieka, ani dobrej mamy. Jesteś najlepszą mama dla swojego maluszka.
Jeśli to możliwe, to rozmawiaj z ludźmi. Wypowiadanie radości i lęków pomaga porządkować świat. Rozwiewa wątpliwości. Układa nowa rzeczywistość. Może pomóc odnaleźć ci się w tym, co przynosi dzień.

Jest w Tobie zmęczenie. Ono niestety towarzyszy do końca ciąży. Niektóre kobiety w 2 trymestrze, czyli w czasie, w który wchodzisz przestają go tak intensywnie odczuwać. Może i ty doświadczysz tego stanu. Jeśli masz możliwość i senność nie jest spowodowana chęcią ucieczki od rzeczywistości, to warto korzystać z tego czasu i jak najwięcej spać. Co prawda na zapas się nie wyśpisz, ale jak już maluch będzie z wami docenisz ten czas. Tyle, że on będzie już za tobą. Pierwsza ciąża jest fajna, bo można bezkarnie spać. Potem już dziecko biega i nie ma takiej możliwości [emoji8]. To tak z przymrużeniem oka. W twoim ciele zachodzi dużo gwałtownych zmian. Ciąża mimo iż maturalny stan, to wyzwanie dla organizmu. Sen pomaga mu w przemianie. Nie musi być od razu czymś złym. Jesteś przyzwyczajona do dużej aktywności. A teraz musisz zwalniać, przetransformować cały swój świat. Możliwe, że miałaś inne wyobrażenie tego czasu. To może nieść frustrację i rozczarowania. Poza tym długie leżenie osłabia. Jeśli tylko lekarz nie widzi przeciwskazan to warto chodzić na spacery. Jeśli nie chcesz sama zaproś kogoś bliskiego. Może ktoś z twojej rodziny ma domek z ogrodem. Jeśli chcesz i możesz to odwiedź tą osobę i zacznij powoli, od herbaty na tarasie lub w ogrodzie. Małymi krokami do przodu. Ja też pierwszy miesiąc przeleżałam, bo do 14tc krwawilam. A potem powolutku za zgodą lekarza wróciłam do aktywności fizycznej. Do 29tc ćwiczyłam. Potem znów miałam reżim łóżkowy.
Do całości dorzucę jeszcze pore roku, która może działać na niekorzyść. Krótsze dni i zimno, jesień. One też mogą wpływać na stany depresyjne.
Odezwałaś się, chcesz zmienić swoje nastawienie, spróbować spojrzeć w bardziej pozytywny sposob. To dobry czas, by spróbować porozumieć się ze sobą, z tym, co gra w serduchu, z tym, co chciałaś w ciąży robić, a jak ona wygląda tu i teraz. Poszukaj przyczyny, tego co sprawia, że się boisz, przed czym w sen pragniesz uciec. Posłuchaj siebie i nie bój się dziwów, które ze środka duszy będą wychodziły. To wyzwanie, ale może pozwoli ci odnaleźć względna równowagę w codzienność i na nowo spojrzeć na czas ciąży. On jeszcze może być pozytywny.

I pamiętaj, że każdy czas jest tym najwłaściwszym, by sięgnąć po pomoc specjalisty. Tu nie ma się czego bac. To lekarz jak każdy inny.
 
Ostatnia edycja:
Kochane, dziękuję Wam za słowa wsparcia i rady, a Tobie @Destino, także za podzielenie się Twoim doświadczeniem.
To prawda, że spacery, spotkania z ludźmi, czas im poświęcany są bardzo pomocne i cenne. Jeśli tylko mam taką możliwość i czuję się na siłach, korzystam z tego, ale to pomaga tylko na chwilę. To chyba działa jak takie odwracanie uwagi, bo gdy tylko jestem w drodze do domu znowu przychodzą chmury. I to nie jest tak, że sama je przywołuję. Staram się skupiać na tym co dobre, przywołuję miłe i radosne wspomnienia, chwile z moim mężem, myśli o Maleństwie, które mam pod sercem, ale przerażenie i przygnębienie wydają się silniejsze. Od początku sierpnia nie ma nocy/dnia (bo w ciągu dnia też śpię), żebym nie miała koszmarów. Często się budzę. Czasami wybudza mnie mąż, gdy płaczę albo krzyczę przez sen. Tym też jestem zmęczona.. bo gdyby to były koszmary abstrakcyjne, a to są tak realistyczne jakby działy się naprawdę. Mam w nich świadomość, czuję, myślę, widzę, słyszę, kolory, zapachy, znane mi miejsca i znani ludzie. Czasem po obudzeniu od razu się uspokajam a czasem taki sen "trzyma mnie" emocjonalnie jeszcze przez długi czas.
A płacz... Ja po prostu płaczę już z bezsilności, kiedy mój układ nerwowy nie daje już rady. Kiedy jestem tak "pełna", że już więcej pomieścić i udźwignąć nie mogę. Wtedy płaczę dopóki starczy mi sił i często tak zasypiam. I nie wymuszam tego płaczu, on sam tak przychodzi i przybiera na sile.

Jeszcze raz dziękuję Wam za dobre, pomocne słowa. Trzeba działać.
 
Kochane, dziękuję Wam za słowa wsparcia i rady, a Tobie @Destino, także za podzielenie się Twoim doświadczeniem.
To prawda, że spacery, spotkania z ludźmi, czas im poświęcany są bardzo pomocne i cenne. Jeśli tylko mam taką możliwość i czuję się na siłach, korzystam z tego, ale to pomaga tylko na chwilę. To chyba działa jak takie odwracanie uwagi, bo gdy tylko jestem w drodze do domu znowu przychodzą chmury. I to nie jest tak, że sama je przywołuję. Staram się skupiać na tym co dobre, przywołuję miłe i radosne wspomnienia, chwile z moim mężem, myśli o Maleństwie, które mam pod sercem, ale przerażenie i przygnębienie wydają się silniejsze. Od początku sierpnia nie ma nocy/dnia (bo w ciągu dnia też śpię), żebym nie miała koszmarów. Często się budzę. Czasami wybudza mnie mąż, gdy płaczę albo krzyczę przez sen. Tym też jestem zmęczona.. bo gdyby to były koszmary abstrakcyjne, a to są tak realistyczne jakby działy się naprawdę. Mam w nich świadomość, czuję, myślę, widzę, słyszę, kolory, zapachy, znane mi miejsca i znani ludzie. Czasem po obudzeniu od razu się uspokajam a czasem taki sen "trzyma mnie" emocjonalnie jeszcze przez długi czas.
A płacz... Ja po prostu płaczę już z bezsilności, kiedy mój układ nerwowy nie daje już rady. Kiedy jestem tak "pełna", że już więcej pomieścić i udźwignąć nie mogę. Wtedy płaczę dopóki starczy mi sił i często tak zasypiam. I nie wymuszam tego płaczu, on sam tak przychodzi i przybiera na sile.

Jeszcze raz dziękuję Wam za dobre, pomocne słowa. Trzeba działać.
Oj a wydawało mi się że jestem sama na tym świecie z tym wszystkim.... Ja w prawdzie już 7 miesiąc więc trochę inny etap ale chyba też przechodzę to, co ty. Musiałam na razie zrezygnować z pracy i kompletnie nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Czuje przygnębienie, raz radość raz smutek. Czasem mam takie poczucie że to już zaraz, że życie zmieni się o 180 stopni i jak to będzie ? Jak ja sobie poradzę ? Jaka będzie ta rzeczywistość. W drugim trymestrze tryskalam energia a teraz do porodu coraz bliżej i znowu pojawiają się obawy. Czuje się trochę rozczarowana tym że tak to wygląda bo myślałam, że cała będę już w skowronkach do końca. Ale wkurza mnie jak ktoś mi mówi " no co nie cieszysz się ?" A no cieszę ale obawy też mam, hormony też robią swoje. I przecież mam prawo odczuwać to wszystko
 
Oj a wydawało mi się że jestem sama na tym świecie z tym wszystkim.... Ja w prawdzie już 7 miesiąc więc trochę inny etap ale chyba też przechodzę to, co ty. Musiałam na razie zrezygnować z pracy i kompletnie nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Czuje przygnębienie, raz radość raz smutek. Czasem mam takie poczucie że to już zaraz, że życie zmieni się o 180 stopni i jak to będzie ? Jak ja sobie poradzę ? Jaka będzie ta rzeczywistość. W drugim trymestrze tryskalam energia a teraz do porodu coraz bliżej i znowu pojawiają się obawy. Czuje się trochę rozczarowana tym że tak to wygląda bo myślałam, że cała będę już w skowronkach do końca. Ale wkurza mnie jak ktoś mi mówi " no co nie cieszysz się ?" A no cieszę ale obawy też mam, hormony też robią swoje. I przecież mam prawo odczuwać to wszystko
Kochane, dziękuję Wam za słowa wsparcia i rady, a Tobie @Destino, także za podzielenie się Twoim doświadczeniem.
To prawda, że spacery, spotkania z ludźmi, czas im poświęcany są bardzo pomocne i cenne. Jeśli tylko mam taką możliwość i czuję się na siłach, korzystam z tego, ale to pomaga tylko na chwilę. To chyba działa jak takie odwracanie uwagi, bo gdy tylko jestem w drodze do domu znowu przychodzą chmury. I to nie jest tak, że sama je przywołuję. Staram się skupiać na tym co dobre, przywołuję miłe i radosne wspomnienia, chwile z moim mężem, myśli o Maleństwie, które mam pod sercem, ale przerażenie i przygnębienie wydają się silniejsze. Od początku sierpnia nie ma nocy/dnia (bo w ciągu dnia też śpię), żebym nie miała koszmarów. Często się budzę. Czasami wybudza mnie mąż, gdy płaczę albo krzyczę przez sen. Tym też jestem zmęczona.. bo gdyby to były koszmary abstrakcyjne, a to są tak realistyczne jakby działy się naprawdę. Mam w nich świadomość, czuję, myślę, widzę, słyszę, kolory, zapachy, znane mi miejsca i znani ludzie. Czasem po obudzeniu od razu się uspokajam a czasem taki sen "trzyma mnie" emocjonalnie jeszcze przez długi czas.
A płacz... Ja po prostu płaczę już z bezsilności, kiedy mój układ nerwowy nie daje już rady. Kiedy jestem tak "pełna", że już więcej pomieścić i udźwignąć nie mogę. Wtedy płaczę dopóki starczy mi sił i często tak zasypiam. I nie wymuszam tego płaczu, on sam tak przychodzi i przybiera na sile.

Jeszcze raz dziękuję Wam za dobre, pomocne słowa. Trzeba działać.
Gdybyś potrzebowała porozmawiać daj znać może w ten sposób obie sobie pomożemy 😊
 
reklama
Kochane, dziękuję Wam za słowa wsparcia i rady, a Tobie @Destino, także za podzielenie się Twoim doświadczeniem.
To prawda, że spacery, spotkania z ludźmi, czas im poświęcany są bardzo pomocne i cenne. Jeśli tylko mam taką możliwość i czuję się na siłach, korzystam z tego, ale to pomaga tylko na chwilę. To chyba działa jak takie odwracanie uwagi, bo gdy tylko jestem w drodze do domu znowu przychodzą chmury. I to nie jest tak, że sama je przywołuję. Staram się skupiać na tym co dobre, przywołuję miłe i radosne wspomnienia, chwile z moim mężem, myśli o Maleństwie, które mam pod sercem, ale przerażenie i przygnębienie wydają się silniejsze. Od początku sierpnia nie ma nocy/dnia (bo w ciągu dnia też śpię), żebym nie miała koszmarów. Często się budzę. Czasami wybudza mnie mąż, gdy płaczę albo krzyczę przez sen. Tym też jestem zmęczona.. bo gdyby to były koszmary abstrakcyjne, a to są tak realistyczne jakby działy się naprawdę. Mam w nich świadomość, czuję, myślę, widzę, słyszę, kolory, zapachy, znane mi miejsca i znani ludzie. Czasem po obudzeniu od razu się uspokajam a czasem taki sen "trzyma mnie" emocjonalnie jeszcze przez długi czas.
A płacz... Ja po prostu płaczę już z bezsilności, kiedy mój układ nerwowy nie daje już rady. Kiedy jestem tak "pełna", że już więcej pomieścić i udźwignąć nie mogę. Wtedy płaczę dopóki starczy mi sił i często tak zasypiam. I nie wymuszam tego płaczu, on sam tak przychodzi i przybiera na sile.

Jeszcze raz dziękuję Wam za dobre, pomocne słowa. Trzeba działać.
Jeśli tak bardzo cię to przytłacza, to sięgnij po pomoc specjalisty. Dobry sen jest potrzebny, a kiedy go nie ma, to zdecydowanie trzeba udać się tam, gdzie mogą pomóc.
 
Do góry