Siłę trzeba mieć
Ja też jestem nowa na forum i tak samo jak Wy zastanawiam się co się wydarzyło.
Moja ciąża była nieplanowana. Jesteśmy z mężem dopiero pół roku po ślubie. Miałam szukać pracy w zawodzie, realizować plany. No ale stało się. Pewnego razu zaczęłam podejrzewać ciąże, zaraz to sprawdziłam ale w sumie sama nie wiedziałam co czuję. Raczej przerażenie. Bardzo powoli się przyzwyczajałam do sytuacji.
Pewnego dnia, niedługo po tym jak zrobiłam pierwsze usg zaczęłam plamić. Kiedy krwawienie stało się intensywniejsze i ze skrzepami, pojechaliśmy z mężem do szpitala. Przy czym żadnego bólu nie było. Lekarz sprawdził wszystko, serduszko biło, żadnych krwiaków czy chorób, dal duphaston i nospę i kazał się oszczędzać. Siedziałam w domu i sporo odpoczywałam, leżałam też dużo. Przez trzy kolejne tygodnie plamiłam mimo leków. W międzyczasie byłam u swojego lekarza prowadzącego i maleństwo rosło jak strzała.
Niedawno brązowe plamienie zaczęło być czerwonym. Było tego ciut więcej ale się nie martwiłam. Trochę tez zakuło mnie w brzuchu ale leciutko. Jednej nocy tez było mi jakoś tak dziwnie niedobrze. A cały czas nie miałam mdłości, podobnie jak moja mama w ciąży, więc się cieszyłam że pomimo krwawienia i tak mam fajnie. I jeszcze niczego złego nie podejrzewałam.
Przedwczoraj wieczorem pobolewał brzuch i także w nocy. Brałam sporo nospy ale niestety mi nie przechodziło. Miałam wzdęty brzuch, chodziłam chyba z 5 razy siusiu w ciągu nocy..No i niestety w czwartek rano krwotok.. Pojechaliśmy szybko z mężem do szpitala. Tam niestety trzeba było odczekać swoje. Chyba ze 2 godz czekałam na badanie. Okazało się, że pęcherzyk już jest pusty..Jakoś do mnie to wszystko nie docierało.
Następnie miałam czekać na zabieg...Oczywiście nie było dla mnie łóżka, siedziałam w piżamie na korytarzu...Pół dnia mi się tam zeszło..Tak jakoś całkiem bez emocji, nie myślałam co się dzieje..Nie było łatwo od początku więc lekarz mi wcześniej mówił, ze może skończyć się to poronieniem. Ale myśleliśmy, że będzie ok.
Wreszcie doczekałam się zabiegu. Niby wiedziałam co się będzie działo ale nie do końca. Anestezjolog mnie zagadała, starałam się być spokojna i jakoś obudziłam się nagle w sali. Już po wszystkim. Tylko niestety nie dali mi żadnej podpaski i tone krwi miałam pod sobą jak się poruszałam. Zaraz zadzwoniłam do męża, przyszedł do mnie. Potem jakaś pielęgniarka zajrzała, dała mi wreszcie jakaś podpaskę i zastrzyk przeciwbólowy, bo mnie jakoś bardzo wszystko w środku rozbolało. Generalnie nie mam co narzekać na personel..Było w porządku. Odczekałam swoje i nie mogłam się doczekać powrotu do domu. Lekarka przy wyjściu jakoś chyba mało mi powiedziała, bo teraz dopiero czuję, ze nic nie wiem. Powiedziała tylko, ze mam dobrą grupę krwi ponieważ nie wymagam przeciwciał, a to dobrze rokuje następnej ciąży.
Dziś spędziłam miło dzień, w sumie nie myśląc o tym. Ale wieczorem wreszcie chyba do mnie dotarło. Popłakałam się jak bóbr. Poczułam, że straciłam coś wyjątkowego. Że już głaszczę się po pustym brzuszku...Mąż mnie chyba z pól godziny pocieszał..Co tydzień oglądałam filmiki co się tam w środku dzieje. Nie zdążyłam się dobrze oswoić a już tego nie ma...Teraz dopiero czuję, że to był wyjątkowy czas. Wyjątkowe 8 tygodni...
Cieszę się, że nie zdążyłam poznać płci. Byłoby o wiele ciężej. Lepiej jeśli takie rzeczy dzieją się wcześniej. Bo może było za słabiutkie, może miało jakąś chorobę, może to nie był dobry czas...Czytam, że niektóre z Was traciły dzieci z trzydziestym którymś tygodniu...To jest dopiero ogromna strata...
Widocznie natura wiedziała co robi. Za 3 tyg będą wyniki histopatologiczne. Dowiem się dlaczego tak się stało.
Czuję się niedoinformowana. Wiem, ze z dzieckiem trzeba ze 3 mies poczekać. Mnie się i tak teraz nie spieszy.. Niech to się zagoi i psychicznie także muszę odpocząć. Martwi mnie, że nie krwawię odkąd wróciłam ze szpitala. Mówiono mi, że mogę ponad tydzień krwawić, a ja nic. Czy nie jest to jakaś infekcja?
Dostałam antybiotyk. Mam nadzieję, ze pomyślnie się to skończy. A kiedy powinnam iść do lekarza?
Mam umówioną wizytę za półtora tyg, ale może trzeba wcześniej zobaczyć co się tam dzieje? Mam tyle pytań do lekarza zresztą..
Jedno jest pewne. W takiej sytuacji trzeba spokojnie to przeżyć. Emocje same przyjdą i same miną. Zawsze będę pamiętać, że było takie maleństwo we mnie. Choć tak krótko. Ważne jest, żeby szukać wsparcia, móc się wygadać. I nie załamywać

My w swoim czasie postaramy się o następne, już może dojrzalsi i po przemyśleniach.
To niczyja wina, że tak się czasem dzieje. Trzeba być dobrej myśli i wszystko się ułoży
