gdynianka1
Mama Michałka i Majeczki
Witam. Nie wiem co mam napisać. 31 października straciłam moją Fasolkę, byłam w 10 tygodniu i 4 dniu ciąży. Wszystko było dobrze, nagle w nocy z niedzieli na poniedziałek krwawienie i silny ból brzuch. Kilka godzin później usłyszałam, że straciłam moje dziecko. I słowa:"niech się pani nie martwi, poronienie było pełne, właściwie nie mam co tu robić". Dziś mija tydzień, a ja nie umiem sobie poradzić. I jak mam się nie martwić? Co mam myśleć? Że moje ciało wypluło dziecko jak intruza??? Patrzę na mojego synka i zastanawiam się jak Misiowi się udało? Kocham go nad życie, ale w czym był lepszy od swojego brata lub siostry?
Wszyscy pytają się jak się czuję i widzę w ich twarzach nadzieję,że odpowiem iż czuję się dobrze...a ja nie czuję się dobrze, czuję się fatalnie.
Wszyscy pytają się jak się czuję i widzę w ich twarzach nadzieję,że odpowiem iż czuję się dobrze...a ja nie czuję się dobrze, czuję się fatalnie.
Bardzo chcę, ale jeśli? jak Wy sobie radzicie? buzie
, warto też poczytać wątek "badania po poronieniu " lekarze mówią często ,że badania są niepotrzebne ,że to przypadek , ja się uparłam zrobiłam badania z własnej kieszeni i wykryłam bakterię ,która była prawdopodobną przyczyną mojego poronienia.