reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opisy naszych porodów

Mały ma swoje pierwsze werandowanie - oczywiście na śpiocha więc w między czasie napiszę jak się pojawił po tej stronie...

w sobotę po kolejnym śniadanku zdrzemnęłam się (gdzieś z 2h) i po pobudce zaczęłam męczyć męża o obiado-kolację... zaczęłam szykować składniki na leczo, które było w planie a mąż szykował spagetti... w tzw międzyczasie odszedł mi czop podbarwiony krwią (18:30) a o 18:45 w trakcie kolejnej wizyty w toalecie zrobiło wielkie chlup... odeszły wody, lekko podbarwione na zielono dlatego nie czekaliśmy tel do szpitala sala do porodu w wodzie wolna więc jedziemy... jeszcze w trakcie szykowania i sprawdzania listy namawiałam męża żeby sobie zjadł bo już gotowe do nakładania i szkoda żeby był głodny jak się okazało na szczęście protestował.
po zebraniu się dojechaliśmy do Sulechowa przed około 19:45...
Ja spacerem po schodach na górę, wchodzimy do sali przyjęć, ale poproszono nas o poczekanie w sali odwiedzin bo właśnie mają przyjść na świat bliźnięta przez CC...
W trakcie oczekiwania mąż rozpoczął dokumentację czyli zdjęcie przed, tel do NOVUM, że jesteśmy na porodówce drugi miał być po - pani powiedziała do usłyszenia za kilkanaście godzin (lub coś podobnego)...
po 20 podpieli mnie pod KTG, skurcze na wydruku jakieś wychodziły a ja nadal ledwo co czuję. Ze względu na zielonkawe wody miała być podjęta decyzja po badaniu czy będzie pezpiecznie rodzić w wodzie dla maluszka, idziemy do badania, ja na fotelu a Pani doktor stwierdziła z uśmiechem, że mam 9cm rozwarcie i wanna odpada bo ledwo salę naszykują... oczywiście zostałam poproszona o wstrzymanie parcia żby maluch przyszedł na świat tam gdzie trzeba a nie pomiędzy salami...
Położna ledwo zdążyła się przygotować, chwila na łóźku porodowym, później zeszłam na stołek i wsparta o liny parłam kilka razy... znów łóżko kilka popierań i mały był na świecie (21:25) wylądował u mnie na pbzruszku - uczucie niesamowite - mąż przeciął pępowinę i maleństwo wzieli dooceny - dostał 10 pkt.

Jedyny ból, który pamiętam to w trakcie zszywania ale wtedy miałam już Maksa na którego mogłam popatrzeć... w trakcie wczesnego połogu mąż siedział z małym, wziął się za dalsze robienie zdjęć - w trakcie było tak mało czasu, że mamy tylko zdjęcia przed i już po...
kolejny telefon do NOVUM - pani zdziwiona, że już...Koło północy przewieziono mnie z Maksem na ręku do sali w której spędziliśmy następne 3 dni...

Poród taki jak chciałam, bez komplikacji dla maluszka i dla mnie. Co prawda znacznie krótrzy niż sobei wyobrażałam ale to akurat na plus...
 
reklama
To i ja postaram się opisać nasz poród.
31 marca- dzień jak codzień, rano śniadanko, kawka zbożowa i oczywiście BB, potem przejażdżka na zakupy gdzie pani w sklepie powiedziała mi że ma nadzieję że już jestem ostatni raz z brzuszkiem, powrót do domku i znów siedzę sobie przy BB, nagle poczułam jak coś mi pyknęło w środku i po chwili zalałam się wodami, ciekło ciurkiem ze mnie a ja niewiele myśląc chwyciłam tylko torbę z dokumentacją ciążową, telefon i kluczyki do samochodu, mąż w swoim aucie woził już od jakiegoś czasu spakowane torby do szpitala.
Idąc do auta zadzwoniłam do męża że rodzę, że odwszły mi wody ale nie mam jeszcze skurczy i żeby jechał z pracy w moją stronę a ja będę jechała w Jego i że spotkamy się gdzieś.
Po 20 minutach drogi, przejeżdżaniu na czerwonym świetle, spotkaliśmy się i przesiadłam się do męża auta i pojechaliśmy do Gdańska do szpitala, masakra, godzina była ok 15, największe korki, mój mąż na klaksonie z CB radiem ciągle krzyczał że wiezie żonę do porodu i jakoś dojechaliśmy na czas.
Po biurokracji i badaniach na izbie przyjęć, ok godz 16 byliśmy na sali porodowej gdzie czekała już na nas nasza położna do której też zadzwoniłam jadąc jeszcze sama i uprzedziłąm Ją że rodzę i proszę aby przyjechała.
Najpierw było rozwarcie na1,5 palca i wciąż cieknące wody a skurcze lekkie i mało bolesne, po ok godzinie skurcze się mocno nasiliły i było już ciężko, mąż wciąż liczył czas trwania skurczy i odstępy między nimi, i pytał się mnie jak może mi pomóc.
Skurcze były strasznie bolesne i częste ale za krótkie aby podano mi znieczulenie ( ponoć mogłaby się zatrzymać akcja porodowa albo mocno się wydłużyć w czasie) musiałam dostać oksytocynę i dopiero wtedy zaczął się horror, nic nie pomagało, ani prysznic, ani kręcenie się na piłce, nic, chciałam tylko leżeć i się nie ruszać, mąz wciskał mi maskę z tlenem i krzyczał żebym oddychała głęboko, położna sprawdziła długość skurczy i zapadła decyzja że można mi podać znieczulenie, dostałam zastrzyk w kręgosłup i nagle zrobiło mi się ciepło w pupę potem w nogi i ból minął ( było to znieczulenie podpajęczynówkowe- polecam), rozwarcie na 10cm zrobiło się nawet niewiem kiedy, no i przyszła kolej na parcie, położna naszykowała sobie swoje sprzęty, przyszedł mój lekarz i neonatolog, mąż dzielnie siedział obok i podawał mi tlen, skurczy partych miałam może ze 3, po pierwszym mogłam dotknąć wychodzącą główkę, po drugim główka wyszła a po trzecim Alex był już cały z nami, tej chwili nie da się opisać żadnymi słowami, były łzy moje i męża, był śmiech i wzruszenie, radość nie do opisania.
Mojej położnej udało się ochronić krocze, miałam tylko obtarcie które lekarz mi zszył.
Potem mieliśmy 2 godziny dla nas, położna zrobiła nam herbatkę i kanapki a my cieszyliśmy się sobą i podziwialiśmy synka.
super mieliscie polozna...
 
Gosiaczek - ostatnie zdjęcie przepiękne - niesamowita pamiątka!
Pocieszające jest, dziewczyny, jak piszecie że zapomina się o bólu i wogóle wszystkim w momencie ujrzenia maleństwa... Już nie mogę się doczekać tej chwili, chociaż im blizej, tym bardziej też się boję...
 
wow! auliya, szybciutko to poszło! fajnie, że tak szybko i w miarę bezbolesnie mialaś 9 cm rozwarcia - pozazdrościć tylko! czy to Twoje pierwsze dziecko?
gosiaczek1973 - piękne to ostatnie zdjęcie :tak:

GRATULACJE!:-)
 
To i ja opiszę swój poród.
Poszłam do szpitala bez żadnych bóli i skurczów. 3 dni po terminie, mój gin miał dyżur (ma tylko raz w tygodniu).
O 15.30 badał mnie mój gin. Miałam jeszcze trochę szyjki nie zgładzonej, 2 cm rozwarcia.
Jakieś 40 minut czekałam na przyjęcie na izbę przyjęć i około 16.30 weszłam na porodówkę. Podłączyli mnie pod KTG - strasznie się wynudziłam ;-), nie czułam żadnych skurczy.
Gdzieś około 17 mój gin przebił mi pęcherz płodowy (to nie było zbyt przyjemne, a właściwie bardzo bolesne :no:). Potem podłączyli mi kroplówkę i lewatywka.
Jak brałam prysznic po tym poczułam pierwszy lekki skurcz - było około 17.30.
Kazali mi spacerować z kroplówką. Skurcze miałam dość częste - tak co minutę lub dwie (nie miałam dokładnego zegarka, tylko komórkę), ale krótkie (ok. 20 sekund) i mało bolesne. Chodząc czytałam sobie gazetkę.
Myślałam, że to dłuuuugo potrwa.
Ok. 18.50 wysłałam smsy i położne kazały mi zaczekać, bo zaraz przyjdzie nocna zmiana i będą mnie badać. Nie pozwolili mi jeszcze dzwonić po męża, bo za wcześnie. O 19 przyszedł mój gin i powiedział, że to on mnie zbada. Okazało się, że jest już 8 cm rozwarcia. Nawet położne się zdziwiły, że tak szybko. :tak:
Teraz kazały mi szybko dzwonić po męża :-D;-) , dostałam zastrzyk rozkurczowy w tyłek i przeprowadziły mnie do sali porodów rodzinnych. Jak doszłam skurcze się nasiliły. Była może 19.10 lub 19.15.
Położna przyniosła mi piłkę, ale jak mnie zobaczyła to stwierdziła, że szybko trzeba szykować łóżko. Położyli mnie na łóżku i za chwilę przyszedł Jarek. Parę minut parcia, nacięli mnie i o 19.40 już miałam Agatkę na brzuchu. :biggrin2:
Tatuś przeciął pępowinę i poszedł z Agatką ją mierzyć i badać. Miała 3750g i 57 cm. Dostała 10 pkt. w skali Apgar.
Potem jeszcze jeden skurcz i urodziłam łożysko - na szczęście było całe. Potem mój gin mnie ładnie pozszywał. Dopiero potem odłączyli mi kroplówkę. Żeby było śmieszniej to tej kroplówki przez cały ten czas zeszło mi może 1/5 butelki :biggrin2:
I tyle. Od pierwszego skurczu do urodzenia Agatki minęło 2 godziny i 15 minut, a faktycznie bolesnych skurczów było jakieś 40 minut.:biggrin2:
 
reklama
U mnie było tak:

Od czwartku upierałam się, że mi wody wypływają, ale nikt tego jednoznacznie nie potwierdził, nawet test papierkami. Do szpitala trafiłam w poniedziałek, na salę przedporodową i całą noc nasłuchałam się krzyków z porodówki, niezły przedsmak tego, co miało mnie czekać :eek:. We wtorek było wielkie odkrycie: lekarz poinformował mnie, że nie mam wód :confused2:! Po przespanej pół nocy zaczęły pojawiać się skurcze, coraz silniejsze, więc po południu już łaziłam z kroplówką. O dziwo po oksytocynie moje skurcze zmalały, chociaż ja odczuwałam je coraz silniej. Łaziłam tak po korytarzu, M. przyjechał i woził za mną kroplówę, a na skurcz kucałam i czekałam aż minie, bo, cholera, bolało :baffled:. Co jakiś czas kładłam się na fotelu porodowym na badanie, które było gorszze niż wszystkie skurcze naraz, na przemian położna i lekarz. Po 5 godzinach łażenia, piłce i coraz silniejszych bólach położna po przeprowadzeniu któtkiego wywiadu o treści:
- skąd ma pani bliznę na szyjce?
- miałam wymrażaną nadrzerkę.
- bo ta blizna jest bardzo sztywna i nie chce się rozcignąć, a pani ma rozwarcie 2 centymetry cały czas...
- moja mama miała 2 razy cesarkę, z braku postępu w 2 fazie, ale nie wiem, czy to ma coś wspólnego...

zawyrokowała, że jestem kandydatką do cesarki. Ja oczywiście o cesarce bladego pojęcia nie miałam, bo nastawiałam się na naturalny poród. Mówię szybko do M., żeby mi zrobił zdjęcie dzidziusia jak zobaczy, bo mnie nie pokażą od razu. Około 00.00 podali mi dolargan, cobym odpoczęła i czekali na zgodę ordynatora na cesarkę. Spałam na fotelu porodowym 1,5 godziny, M. obok mnie z głową przy mojej, po czy wróciły skurcze, zrobiły się ciągłe, wogóle nieregularne, za to bardzo silne, a rozwarie dale 2 centymetry. Po kolejnym badaniu kazali mnie przygotować do cesarki, zabrali na operacyjną, uśpili, jak się obudziłam to M. siedział obok i pokazał mi zdjęcie dzidziusia, a ja poszłam spać dalej. Nie zobaczyłam reakcji M. jak zobaczył dzidziusia, a tak bardzo chciałam... :-( Ale teraz jesteśmy już szczęliwi w domku :)

Mój lekarz był bardzo niezadowolony, że tak ze mną postąpili, choć nie do końca wiem o co chodziło. Następnego dnia podali mi 2 jednostki krwi i inne kroplówki, i kupę zastrzyków. Zrobili mi badanie (chyba było z 8 osób) jak byłam jeszcze pół przytomna, ale przyjemne to nie było. Najlepsza akcja była z krwią: hemoglobina we wtorek rano była 11,9, 6 godzin później 12,6 a po porodzie 9,7. Ta 12,6 była błędem laboratorium i przez to podali mi tyle krwi, jako iż wg tego straciłam 2 litry. Później skapnęli się, że tam był błąd. Położne były całkiem wporządku, lekarz straszny flegmatyk, przy wypisie zapytał, czy nadal uważam, że to przez niego straciłam tyle krwi, nie wiem o co mu biegało, bo wcale tak nie myślałam ani tymbardziej nie wyrażałam takiej opinii :eek:

Kajtuś dostał 9 Apgarków (-1 za kolor skóry po porodzie, która wyrównała się w ciągu kilku minut), urodził się w środę 8 kwietnia o 2:55, 35 godzin po odejściu wód (czyli one sobie odpłynęły duużo wcześniej niż każdy myślał). Jest najkochańszy na świecie i warto było przez to wszystko przejść. Zresztą, to nic strasznego :-)
 
Do góry