reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opisy naszych porodów

to i ja opisze moje przygody:tak: tak jak wiecie 20.04 mialam sie zglosic do szpitala o 8.00 rano, zeby zrobili mi badania. punkt 8.00 weszlismy na pc. polozna kazala mi wejsc do pokoju badan i podpisywalam wszystkie papierki, polozyli mnie na sale i czekalam na obchod. ordynator powiedzial, ze szykuja mnie na 21.00 na cc. potem zostalam zbadana przez lekaza, ktory tak mi wymasowal szyjke, ze zobaczylam wszystkie konstelacje mozliwe:szok: i lezalam sobie do 22.00 przyszedl do mnie anestezjolog i porozmawial ze mna o znieczuleniu. w nocy nie moglam spac, co chwila chodzilam do lazienki. o 4.00 rano na wkladce zobaczylam krew, poszlam do poloznego i podlaczyl mi ktg, skurczy brak i czekanie do rana na cc, o 6.00 pod prysznicem odszla mi reszta czopa tym razem z krwia. o 8.00 przyszla polozna, zeby mnie przygotowac do cc, po zalozeniu cewnika poszlam na sale czekac, az po mni przyjda. i zaczelo sie stwierdzilam, ze mi zle cewnik zalozyla, bo mam jakos mokro miedzy nogami, poszlam do niej, ale stwierdzila, ze wszystko ok. po 5 min. polecialo mi miedzy nogami na podloge i okazalo sie, ze to wody, byla 8.30. o 9.00 wzieli mnie na sale operacyjna i juz o 9.40 zuzanka byla z nami:-D
cc wspominam super podczas niej moj gin. spiewal sobie misia uszatka i caly czas mnie pytal czy dobrze spiewa:tak: o 10.30 bylam juz na sali pooperacyjnej i moja corcia pierwszy raz ssala piers:-)

nastepnego dnia rano moglam juz wstac i bylo super, rana troszke ciagnela, ale ogolnie bylo wporzadku.
a dzisiaj czuje sie swietnie i oprocz pasa ortopedycznego, ktory mam nosic przez 6 tygodni to nie czuje jakby miala operacje 6 dni temu:-)
 
reklama
Mam chwilke wiec tez sie z wami podziele przezyciami:) wiec w nocy z 13 na 14 odeszly mi wody to bylo kolo godz 24 pojechalismy do szpitala na ktg zeby sprawdzic czy dzidzia ma sie dobrze ze szpitala odeslali mnie do domu bo nie stwierdzili zadnej akcji skurczowej mialam wrocic 15 rano o 7 no chyba ze zaczna sie skurcze i tak o 3 nad ranem zaczely sie skurcze na poczatku niereguralne a juz od 5 rano mialam skurcze reguralne co 10 minut zadzwonilam na porodwke kazali poczekac az skurcze bede co 3 minuty wiec poczekalam do 9 i pojechalismy znowu do szpitala tam podlaczyli mnie znowu pod ktg i stwierdzili ze z serduszkiem dziecka jest cos nie tak chyba byl w stresie bo zrobil kupke w srodku zabrali mnie wiec na sale porodowa o 14 lekarz po badaniu stwierdzil ze rozwarcie jest tylko na 2 cm i ze musza przyspieszyc porod powieddzieli ze z ta kroplowka na przyspieszenie musze wziac jakis srodek znieczulajacy mialam do wyboru epidrual lub zastrzyk wybralam epidrual bo nie szkodzi dzidzi i tak lezalam z kroplowka do 21 przyszedl znowu lekarz po badaniu ktore chyba najgorzej wspominam z calego porodu stwierdzil ze rozwarcie jest na 8 cm ale dziecko nieprawdidlowo jest ulozone kazal polezec na lewym boczku i poczekac i tak po 24 polozna chciala sprawdzic sytuacje no i bylo widac juz glowke powiedziala ze jeszcze pol godzinki i bedziemy przec .... i tak po 7 partych przyszedl na swiat moj cudowny synus Danielek;) wszystko skonczylo sie dobrze syn uniknal pobierania krwi z glowki w trakcie porodu a ja uniknelam cc... niestety na nastepny dzien jak wstalam z lozka nie poczulam nogi zle stanelam i wyskoczyla mi rzepka w druga strone mialam unieruchomiona noge przez tydzien a teraz ucze sie na nowo chodzic :no:pozdrawiam
 
nio to moze i mnie uda sie wkoncu cos napisac;-)
u mnie wszystko zaczelo sie w niedziele.. najpierw bylismy z mezusiem na spacerze dosc dlugim.. wrocilismy do domu i nic a nic sie nie dzialo, wiec stwierdzilam, ze jak nawet takie spacery nie dzialaja to nic juz nie zadziala i polozylismy sie do lozka.. nio i nagle poczulam takie dziwne "pyk" i cieplo i okazalo sie ze zaczely odplywac mi wody.. bylo jakos przed 22, wiec zaczelismy sie zbierac na porodowke.. tzn oczywiscie ja stwierdzilam, ze jeszcze nie spakowana jestem i zaczelam latac jak glupia po domu i pakowac torbe od nowa.. a wody ciekly mi ciurkiem caly czas.. wkoncu wybralismy sie z domu i w samochodzie zaczelam czuc lekkie skurcze.. dojechalismy na porodowke, zbadali mnie, zrobili usg i kazali wyjechac na gore na sale do porodow rodzinnych.. tam polozna podpiela mnie pod ktg.. nio i wychodzily mi skurcze.. napoczatku nawet pomyslalam "kurde jak tak wygladaja te skurcze porodowe to nawet lajcik, bo tak to mnie brzuch na okres bolal mniej wiecej", nio i tyle, ze pomyslalam.. zaraz przyszla polozna i dala mi zastrzyk z oxy i wtedy juz nie bylo tak ciekawie:baffled: skurcze zrobily sie tak bolesne, ze myslalam, ze umre.. nio i nie ominela mnie niewatpliwa przyjemnosc doswiadczenia skurczy krzyzowych:baffled: byl juz taki moment, ze jedyne o czym myslalam, to zeby to wszystko juz sie skonczylo i zebym mogla juz isc spac.. nio i przed 3 zaczal sie prawdziwy porod, z tym ze ja juz nie mialam sily nawet przec zabardzo.. nio, ale wszystko dzialo sie tak szybko, ze zebralam sie w sobie i o 3.05 Maksymilian byl juz na swiecie:-) coprawda nie obylo sie bez "atrakcji".. tzn chodzi mi w tym momencie o nacinanie.. zaczelam pekac i mnie nacieli.. w rezultacie skonczylo sie to 18 szwami i calkowitym zakazem siadania przez minimum 2 tyg..
nio i jeszcze musze pochwalic mojego mezusia:tak: dzielnie wytrzymal to wszystko, masowal mi plecy i jakby go ze mna nie bylo to chyba bym nie dala rady sama:tak: strasznie sie ciesze, ze byl tam ze mna, bo dal mi przeogromne wsparcie.. coprawda wymiekl troche w momencie jak mnie nacieli, ale na sali zostal do konca.. chcial nagrac filmik z porodu, ale jak zobaczyl naciecie i ilosc krwii jaka stracilam w tym momencie to przestal krecic i odlozyl aparat na bok:-D hi hi
teraz z perspektywy czasu wydaje mi sie, ze az tak ciezko nie bylo i bylo warto pocierpiec.. na poczatku nie moglam zapomniec o bolu, bo bylam cala obolala, ale teraz jak o tym mysle, to juz prawie wogule nie pamietam jak to boli;-)to jednak prawda, ze bole porodowe sa przeokropne, ale bardzo szybko sie o nich zapomina:tak:;-)
 
No to dziewczyny akcje i atrakcje, widzę, że nie ma to jak planowane cc, taki spokój, wiadomo, czego się spodziewać :szok: Też miałam te krzyżowe a od masowania przez M. skóra mi zcierpła i bylo jeszcze gorzej :-p
 
WItam dziewczynki. To i ja sie podziele 'wrazeniami' . Mimo ze byla planowa cc to nie obylo sie bez psikusow. W srode trafilam na PC, ale bylo tyle porodow ze nie mieli na nic czasu. Nawet anestezjolog do mnie nie przyszedl....Rano tez cisza, dopiero kolo 9.30 obchod i nagle stwierdzili ze moj pobyt i ciecie to pomylka i ze mam isc do domu. Ja w placz - bo juz nie wiedzialam co robic, no i sie nastawilam i wogole....Oni ze musza jeszcze przemyslec sprawe. Potem okazalo sie ze wyszlo mnostwo dodatkowych operacji, brakowalo im anestezjologa i koniecznie kogos chcieli z planu 'zrzucui'. Wypadlo na wszystkie planowe cc, bo i kolezanki z sali tez chcieli odeslac do domu, rownie pokretnie jak mnie sie tlumaczac.Ok. 12 powiedzieli ze jednak zrobia ale nie w planie operacyjnym tylko z dyzuru najpozniej o 14. Potem sie okazalo ze ciagle jakies nagle ciecia z porodowki itp. Wzywali mnie 2 razy - za pierwszym nagla akcja z porodowki, dziecku spadalo tetno wiec mnie ze stolu kazali zejsc i wrocic do pokoju. Kolo 18.15 znow wezwali a tu sie okazalo ze pomylka (za wczesnie znaczy sie) bo inna kobita wlasnie na sali lezy i ja kroja - sredni widok mowiac szczerze :(((. Pare minut przed 19 wzieli mnie - dosc dlugie i tym razem bolesne wklucie w kregoslup , szybka akcja i 19.05 mala juz byla na swiecie. Szybko ja wzieli na pobranie krwi pepowinowej, dali na chwilke na klatke do wycalowania i przekazali mezowi. Ja sie z wzruszenia rozbeczalam taka byla slodka. On pojechal na noworodki, robil fotki jak ja kapali i ogladali, potem ja ubral i wlozyl pod lampe. Mnie w tym czasie zszyli i zawiezli na POP. Juz po 15 minutach przyjechal maz z okruszkiem i dali mi ja do piersi. To byl cudowny moment, maz sie przytulil do nas, mala ssala a ja nie moglam sie nia nacieszyc. Jak po godzince zeszlo mi troszke znieczulenie polozylam sie na boku i nakarmilam mala. Potem juz bylo tylko lepiej. Noc spedzilysmy razem na POPie, o 5 rano poszlam juz na swoja sale i tam czekalam z niecierpliwoscia do obchodu, az wyjma cewnik i dreny i bede sie mogla wkoncu spokojnie wykapac. Od tamtej pory czulam sie naprawde niezle, wszystko sama moglam robic przy malej - duzo lepiej niz po pierwszym cieciu. Wypuscili nas po niecalych 3 dniach :)) JEstem taaka szczesliwa ;))))
 
witam:)
dotarlam do komputera wiec moge w koncu opisac swoj porod:-p
w piatek rano pojechalam do szpitala, polozyli mnie na oddzial, w miedzyczasie przychodzili polozne i lekarze tlumaczac mi jak bedzie wygladala cala operacja. Musialam poczekac ok 2 godzinki bo przyjechala dziewczyna ktora musiala miec natychmiast cesarke. Pozniej mnie i M zaprowadzili na sale operacyjna, dostalam zastrzyk w kregoslup, i szczerze powiem ze prawie w ogole nie bolalo:tak: i to miala byc najgorasza czesc mojego porodu:-p starcilam czucie od pasa w dol, polozyli mnie na lozku i jakies 5 minut pozniej mialam juz synka przy sobie:happy: urodzil sie o 11.04:-p dostal w pierwszej minucie 9/10 punktow a w piatej 10/10:-) atmosfera na sali byla cudowna, opieka super:tak: polozyli mnie na oddziale, a wieczorem dostalam osobna sale, maly caly czas przebywal ze mna:-p a w niedziele juz wszyscy razem bylismy w domu:-)
to chyba wszystko:-)
 
Witam Was wszystkie,
przyglądam się forum od kilku miesięcy ale jakoś do tej pory nie ośmieliłam się nic napisać. Nigdy nie wiadomo czy się człowiek wstrzeli w odpowiedni wątek... :-)
Czytam opisy porodów i płakać mi się chce. Termin porodu miałam na 26 kwietnia, a maluszka jak nie było, tak nie ma :-(
Zaczyna mnie to wszystko denerwować, jestem cała obolała i szczerze mówiąc mam już dość oczekiwania.
Starszy synek urodził się dwa dni przed terminem i takie oczekiwanie jest dla mnie czymś nowym. Może macie jakieś porady? Coś można zrobić żeby wreszcie urodzić? (okna umyte, podłogi wyszorowane, długie spacery zaliczone)
Pozdrawiam Was i naprawdę liczę na poradę...
p.s. Jeśli napisałam posta nie w tym wątku to z góry przepraszam...
 
cześć mamstud :-), pisz na wątku pt. kwiecień, tam poznasz równie zniecierpliwione przyszłe mamusie, nie martw się, na pewno zostało ci już niewiele, a póki co odpoczywaj, bo potem każda wona minuta jest bezcenna.
 
reklama
Ja mialam termin na 24 kwietnia i nic. Probowalam juz wszystkiego od sprzatania, wieszania firanek, dlugich spacerow, jedzenia ananasa, seksu i nic :angry: Juz 3 noce mam nieprzespane i caly czas mysle kiedy nadejdzie ten dzien...
 
Do góry