paulinka88
Mama Mikołajka i Marcelka
- Dołączył(a)
- 29 Listopad 2011
- Postów
- 3 306
To teraz kolej na mnie.
13 maja trafiłam na patologię ciąży z powodu szalejącego ciśnienia. Lekarz na wstępie zaznaczył, żeby zabrać rzeczy dla dziecka, bo szansa na to, że wrócę do domu sama jest minimalna. 15 maja wieczorem dostałam takiego ciśnienia, że nawet lekarzom nie udało się go opanować. 16 maja na obchodzie lekarz stwierdził, żebym na razie nie jadła śniadania i zaprosił mnie na badanie ginekologiczne. Na badaniu oczywiście okazało się, że wszystko szczelnie pozamykane, ale mimo to pielęgniarka zaprowadziła mnie na porodówkę. Zdążyłam jedynie zadzwonić do Ł. żeby przyjechał. Na sali podłączyli mnie do ktg i dali kroplówkę nawadniającą. Kiedy lekarz zobaczył wydruk z ktg stwierdził, że nie ma mowy, żeby mnie wypuścił z p0orodówki bez dziecka, bo musimy urodzić i wyjścia nie ma. Ł. zdążył dojechać. Podłączyli mi oksy, ale po konsultacji z miom lekarzem szybko ją odłączyli i zaczęli przygotowywać mnie do cc. Muszę też pochwalić swojego gina, bo odwołał inne zabiegi i sam zrobił mi cesarkę. Ogólnie nie było źle. Nic nie bolało, czułam jedynie, że coś tam robią. I już po chwili usłyszałam płacz małego i rozmowy położnych, które mówiły, że jest malutki i że ma długie paluszki
Po chwili przyniosły mi go, żebym go zobaczyła i pocałowała. Potem do wzięły zważyć i zmierzyć. Dostał 10 punktów, a ja płakałam za szczęścia, że już po, że jest cały i zdrowy. Potem mnie zszywali ( podobno bardzo ładnie), a mój synuś leżał koło mnie w tym wózko- łóżeczku
Na koniec go zabrali i zanieśli Ł. na korytarz , żeby go wziął na ręce. Najgorszym wspomnieniem z porodu jest ten niewład, który trwał jeszcze przez jakiś czas. Zwaiować można. Poza tym to bardzo szybko dochodziłam do siebie i dziś już nic o operacji nie przypomina. Miejsce zszycia mój gin naswietla laserem, więc się szybko wszystko goi i podobno w przyszłości ślad będzie niewielki
Minęło już prawie 2 tyg od tamtego dnia, a my nadal nie możemy uwierzyć, że ten mały cud jest nasz. Kochamy go najmocniej na świecie i każdego dnia bardziej, choć wydawałoby się, że bardziej już nie można. Nawet zmączenie mija kiedy patrzę w jego oczęta i zostaje tylko ta nasza bezgraniczna miłość
13 maja trafiłam na patologię ciąży z powodu szalejącego ciśnienia. Lekarz na wstępie zaznaczył, żeby zabrać rzeczy dla dziecka, bo szansa na to, że wrócę do domu sama jest minimalna. 15 maja wieczorem dostałam takiego ciśnienia, że nawet lekarzom nie udało się go opanować. 16 maja na obchodzie lekarz stwierdził, żebym na razie nie jadła śniadania i zaprosił mnie na badanie ginekologiczne. Na badaniu oczywiście okazało się, że wszystko szczelnie pozamykane, ale mimo to pielęgniarka zaprowadziła mnie na porodówkę. Zdążyłam jedynie zadzwonić do Ł. żeby przyjechał. Na sali podłączyli mnie do ktg i dali kroplówkę nawadniającą. Kiedy lekarz zobaczył wydruk z ktg stwierdził, że nie ma mowy, żeby mnie wypuścił z p0orodówki bez dziecka, bo musimy urodzić i wyjścia nie ma. Ł. zdążył dojechać. Podłączyli mi oksy, ale po konsultacji z miom lekarzem szybko ją odłączyli i zaczęli przygotowywać mnie do cc. Muszę też pochwalić swojego gina, bo odwołał inne zabiegi i sam zrobił mi cesarkę. Ogólnie nie było źle. Nic nie bolało, czułam jedynie, że coś tam robią. I już po chwili usłyszałam płacz małego i rozmowy położnych, które mówiły, że jest malutki i że ma długie paluszki
Minęło już prawie 2 tyg od tamtego dnia, a my nadal nie możemy uwierzyć, że ten mały cud jest nasz. Kochamy go najmocniej na świecie i każdego dnia bardziej, choć wydawałoby się, że bardziej już nie można. Nawet zmączenie mija kiedy patrzę w jego oczęta i zostaje tylko ta nasza bezgraniczna miłość