reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

nasze porody

Hej. Już wróciłam do domku, więc będę częściej tu zaglądać, no chyba że Martusia nie pozwoli  :)
Mój poród nie należał do najlżejszych. W sobotę (27.05) zaczęły mi się sączyć wody, nie było tego dużo, ale zawsze coś, więc szybciutko udałam się do szpitala. Tam stwierdzili, że mimo że nie mam jeszcze skurczy, poród może niedługo się zacząć, tylko... u nich nie ma miejsc, więc położna obdzwoniła kilka innych szpitali, przyjęli mnie w końcu w Instytucie Matki i Dziecka na Kasprzaka. Od razu zaprowadzili mnie na salę porodową, podłączyli KTG, i nic! żadnych skurczy. Wieczorem położyli mnie na patologii ciąży, w nocy znowu trafiłam na porodówkę, bo zaczęły się skurcze, ale po kilku godzinach zamiast się nasilać, zaczęły słabnąć, więc znowu mnie wysłali na patologię ciąży, potem znowu porodówka, znowu oddział... i zaczęłam się zastanawiać, czy będę tak latać w tą i z powrotem do skończenia świata. W poniedziałek stwierdzili, że nie ma na co czekać, skoro akcja porodowa do tej pory się sama nie zaczęła, to trzeba poród wywołać, bo za dużo czasu już minęło, odkąd zaczęły odpływać wody. O 10 podłączyli mi oksytocynę, zaczęły się skurcze, coraz silniejsze, ale pojawił się inny problem- rozwarcie sie zwiększało, ale szyjka nadal była twarda, skróciła się do 1 cm i dalej nic, nie pomagały środki na jej rozmiękczenie. Dostałam znieczulenie zewnątrzoponowe ze wskazań medycznych, bo ból stawał się nie do zniesienia, a poród nie postępował. Po pierwszej dawce było nieco lżej, ale po godzinie ból wrócił, jeszcze większy, mimo podania kolejnej dawki nic sie nie zmieniało. Zbiegło sie mnóstwo osób, skurcze miałam co 1-1,5 minuty, ale poród nadal nie postępował, do tego coś zaczęło dziać się nie tak z tętnem Martusi, więc zdecydowali, że dla dziecka będzie lepiej, jeśli zrobią cesarskie cięcie, bo zaczyna się już robić niebezpiecznie. Szybciutko przewieźli mnie na inną salę, i o 20.35 usłyszałam płacz mojej małej kruszynki. Niestety najpierw zobaczyłam zdjęcia Martusi, które zrobił mąż, a dopiero o północy mi ją przywieźli. Jak zobaczyłam wreszcie moją małą córeczkę, wszystko to, co przeżyłam na sali porodowej, przestało mieć znaczenie, najważniejsze, że jest zdrowa, jak się już trzyma dzidzię w ramionach, na wszystko patrzy się inaczej. Ten cały ból, stres, wydaje się już o wiele mniejszy, już się o tym nie myśli, bo jedno spojrzenie na ten maleńki Skarb wynagradza wszystkie cierpienia.
Martwi mnie tylko jedno- muszę Martusię dokarmiać, bo mojego pokarmu jest za mało jak na jej potrzeby. Miałam nadzieję, że może coś się zmieni, podobno kobiety po cesarkach często później mają pokarm, ale minęły już prawie dwa tygodnie a nic się nie zmienia :(
 
reklama
Kasiu gratuluje jeszcze raz ;D nie martw sie z tym dokarmianiem to nie taka dramatyczna wizja. Dzieciatka dostaja wszystko co im potrzebne a rozwijaja sie nie gorzej niz dzieciatka karmione piersia, wszystko sie ulozy ;D Trzymajcie sie mocno !
 
Dziękuję Asiu. W dokarmianiu najgorsze jest to, że zanim zdążę przygotować mleczko to mój mały głodomorek zdąży się już bardzo zdenerwować i zrobić awanturę na całe mieszkanie, a cycuś jest zawsze pod ręką i można nim szybciutko zająć krzyczącą buźkę :) ale nie tracę nadziei, zaczynam solidnie pracować nad moimi piersiami z laktatorem, może to coś da, bo te ziółka i herbatki mlekopędne w moim przypadku nie działają.
 
No to ja sprobuje opisac swoj porod - moze zdaze bo wszystko zalezy od tego ile czasu da mi Julien (ktory juz od pol godziny wpatruje sie w kwiatka ;D).
A wiec moj porod zaczal sie wlasciwie 6 czerwca nad ranem. Skurcze mialam reguralnie co 5 minut i byly w miare silne tak , ze zdecydowalam sie na wizyte w szpitalu. W szpitalu bylam gdzies okolo 4 nad ranem, polozono mnie, przypieto monitory. Okazalo sie, ze mam 3 cm rozwarcia i choc do szpitala przyjmuja normalnie z 4 to postanowili mnie zatrzymac bo skurcze byly regularne i silne na ktg. Tyle, ze po godzinie zaczely slabnac, lekarz zaproponowal oksytocyne i wywolanie ale ja po rozmowie z mezem stwierdzilam, ze chce jechac do domu i poczekac. wypisalam sie wiec na wlasne zadanie, dostalam do domu tabletke nesenna - ktora miala mi dac szanse na ostatni sen i nabranie sil - bo czulam sie naprawde zmeczona po nocy. w domu przespalam sie do 11 nad ranem (maz mowl, ze troche pojekiwalam przez sen ale tabletka zrobila swoje choc wzielam tylko pol). Po przebudzeniu, sniadanku skorcze znow zaczely sie nasilac i od 2 po poludni byly znow bardzo regularne co 4-6 minut i coraz silniejsze. O 16 pojechalismy znow do szpitala i tym razem mialam juz rozwarcie na 5 cm - wiec od razu polozono mnie na sale porodowa. O 18 bylo juz 7, silne skurcze ale o dziwo dawalo sie to wszystko wytrzymac i nie bylo tak zle jak myslalam , ze bedzie. dobre bylo to, ze mialam czas pomiedzy aby nieco odpoczac i sie odprezyc. Planowo mialam nie brac znieczulenia ale okazalo sie ze maly bardzo zle znosi moje skorcze i przy kazdym bicie serducha spadalo ze 150 do 60 lub mniej. Lekarz podejrzewal ze maly owinal sie pepowina wiec w razie czego moze byc niezbedna cesarka. Moje plany chodzenia i zmiany pozycji wzieli wiec diabli bo musialam byc monitorowana i lezec na boku (co pomagalo utrzymac serducho w normie). Wody mi nie odeszly wiec lekarz powiedzial, ze za pol godziny przebija mi pecherz i wteduy jest duza szansa, ze skurcze sie nasila co bedzie lepsze bo przyspieszy porod (choc i tak posuwalo sie to wszystko szybko i bylo jak najbardziej do zniesienia). Lekarz sugerowal tez epidural (zzo) bo przy pierwszym dziecku i biorac stan malego pod uwage oraz fakt ze moze byc niezbedna cesarka - bylo by wobec niego wlasciwym posunieciem (zwlaszcza, ze maly jak sie okazalo nie jest byl znow taki maly ;D)>Po namysle postanowilam sie zgodzic choc troche mi bylo zal bo wszystko posuwalo sie dosc szybko. Przed 20 bylam juz po znieczuleniu (samo jego zrobienie wspominam niemilej niz cale skurcze) i z 10 cm. Przebito mi pecherz plodowy, skurcze pozostaly jak byly co 5 minut tyle, ze silniejsze i tak ogolnie czulam sie jak na wakacjach bo cczulam jedynie silna potrzeba parcia przy skurczach i tyle. O 20 pozwolono mi przec i wtedy zaczl sie koszmar. Maly posuwal sie jak to mowia 2 kroki do prxodu i jeden wstecz. Nic minie nie bolalo wiec to parcie bylo troche sztuczne tak przynajmniej je odczuwalam (maz patrzyl na monitor i mowil kiedy). Nawet potrzeba parcia sie zmniejszyla i pytalam czy nie mozna by tego znieczulenia odstawic :laugh: :laugh:
Przed polnoca maly byl blisko ale ciagle nie na swiecie wiec lekarz zaproponowal 'vacuum' na co ja sie nie zgodzilam, tzn. poprosilam oby zaczekac jeszcze z pol godziny. Maz mowi ze wizja tego instrumentu chyba naprawde zadzialala bo po pol godzinie Julien byl juz na swiecie. Fakt, ze bylam troche rozczarowana tym znieczuleniem i jeszcze wizja ze beda go musieli wyciagac to juz bylo za wiele. Ponadto bardzo pomogly skurcze ktore zaczelam oczuwac pod koniec jak maly byl juz w kanala i dalo sie zobaczyc glowke. Bol pomogl mi niesamowicie bo wrocila ochota zeby go zakonczyc i wyprzc malego - co tez sie stalo ;D Ogolnie wspominam porod jako lekki choc dlugi i wyczerpujacy. Najbardziej bylo mi zal Juliena bo wyszedl nieco zestresowany (dostal 9 punktow) - pepowina byla rzeczywiscie owinieta nie tylko wokol szyjki ale tez wokol raczki - tak wiec maz nie mogl jej przciac bo potrzebna byla szybka reakcja personelu. Ogolnie wiec wolalabym sama byc w wiekszym bolu i stresie i oszczedzic tego maluchowi ale nie zawsze ma sie wybor.
Najwazniejsze, ze wszystko dobrze sie skonczylo, maly ma sie dobrze i ja tez. Choc musieli mnie troszke zszyc (bo sie troszke podarlam :D) to wlasciwie tylko drugiego dnia po porodzie bylam nieco nadwrazliwa - a i to nie az tak bardzo. Doszlam do siebie zadziwiajaco szybko - tak szybko, ze wczoraj juz wyslalam meza do aptek po rezlizacje recepty na tabletki ;) :laugh: :laugh:

A tak ogolnie to moje skorcze przypominaly po prost bardziej napady intensywnego bolu miesiaczkowego niz co innego. Tak wiec wszystkie z tego typu bolami - szykujcie sie do jazdy... ;D
 
Kasia, powodzenia z mleczkiem!!!!

cicha, mnie najpierw zlapal strach jak zobaczylam kleszcze przygotowywane jak wjezdzalam na sale porodowa.......tak sobie lezaly na stoliczku na wszelki wypadek, a mnie ciarki przechodzily hehe, a potem jak po 45minutach parcia lekarz zaczal sie zastanawiac nad cesarka, ale z polozna dyskutowal, ze za jego mlodych lat to kazal nawet 2godziny przec jezeli z dzieckiem bylo OK ;D , to jakos cos we mnie sie przelamalo i 20minut pozniej maly byl z nami :D
a teraz placze bo mamy upaly niemilosierne i ciagle chce mu sie pic biedakowi....
lece!!!!!!!!!!
 
ell, Kasiu, cicha - tak jak piszecie maluszki wynagradzaja wszelkie porodowe ciepienia...ojjj..jakie to piekne...
Ja juz tez bym chciala urodzic...
Kiedys dawno temu snilo mi sie, ze rodzialm i lekarze musieli uzyc kleszczy...brrrrr..jak sobie tylko przypomne.....
 
Hej Witam Was! Moje BOHATERKI!!!!! Jejku jak czytam to aż mi zimny pot oblewa plecy ze strachu! Powiem wam że nie rozumiem personelu medycznego w niektórych szpitalach. Przecież chodzi o to żeby w 1 fazie chodzić (no chyba że tak jak u cichej podejrzewają owinięcie pępowiną). Chodzenie przyspiesza rozwieranie i skracanie szyjki. Leżenie wydłuża i utrudnia poród. No i potem są komplikacje. Ech... Kiedy sobie w końcu nasi wezmą do serca zalecenia WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) co do porodów. Oni działają WBREW naturze :-(
Pozdrawiam wszystkie jeszcze nie rozwiązane - trzymam za was(nas) kciuki żeby było ok.
Gratuluję rozwiązanym - dziewczyny spisałyście się na medal!!!!
 
ja sie staralam chodzic, ale szczerze powiem, ze nie mialam na to specjalnej ochoty, na poczatku to jeszcze, ale potem to mi najlepiej bylo jak sobie kleczalam i sie opieralam o oparcie lozka lokciami, a przy tym pojekiwalam....no a miedzy skurczami to przysypialam troche
calosc trwala jakies 6h, z czego prawie 2h spedzone jeszcze w domu, wiec nie bylo zle :)
zanim wyszlismy wzielam prysznic, ale jakos specjalnie nie lagodzila ta ciepla woda niczego...bardzo pomogla mi polozna, ktora mnie troche uspakajala
najgorsza byla dla mnie godzinka czy nawet dluzej kiedy mialam prawie kompletne rozwarcie ale NIC sie nie posuwalo do przodu, bo jak boli, ale jest coraz wieksze rozwarcie to sie ma jakas motywacje....teraz jak sobie mysle, to pewnie wszystko przez to, ze bylam zmeczona i sie troche balam parcia, nawet sobie nie zdajemy sprawy z tego jak duzo od naszej psychiki zalezy, ale pewnie sie powtarzam ;)
 
Zaczeło się o godzinie 13 bóle krzyżowe dokładnie małe bóliki. Nigdy mnie kregosłup nie pobolewał to pomyślałam, że może to juz. Boliki cały czas były takie same. Zaczełam mocno krwawić i się przestraszyłam była to godzina 22 zadzwoniłam do doktor co sie dzieje kazała mi jechac do szpitala. Ale ja czekałam aż mi wody odejda aż będą regularne skurcze. Spakowałam sie i czekałam. Troszkę mnie mocniej bolało tak, że musiałam siedzieć na fotelu z tyłkiem w górze jak się wypinałam mniej bolało i tak siedziałam i klikałam na czacie. Mój męzulek bardzo się martwił, że krwawię i mam bóle krzyżowe współczuł i jak podskakiwałam ale nie było czego to były takie odruchy złapało i już puszczało. O godz 12 w nocy zawiózł mnie do szpitala na przymus martwił się cało droge go klnełam, że mnie zawozi przecież wody mi nie odeszły skurczy nie mam oprócz bóli krzyżowych. Bede musiała tam czekac i czekać. Dojechalismy do szpitala pogadałam sobie z położna mówiła, że bede długo czekac bo z tego co widzi normalnie chodze i mówię itp. i czekałam jak doktor mnie zbada przyszedł doktor okazało się, że mam 8 cm rozwarcia. Poszlismy na porodówkę poszłam na piłkę bo mi kazali naliczyłam, że 7 razy sobie poskoczyłam zbadała mnie położna zaczeły się parte bóle krzyżowe. 15 minut rodziłam + szycie = 25 minut Lekarz co mnie badał się zdziwił myślała, że urodze o 4 bo przeciez zostały 2 cm. Szycie nic a nic nie bolało prosiłam by mnie nie nacinali ale mówią, że kazda nacinają która ma pierwsze dziecko. Co bolało to jak mnie nacinała. Zawizeli mnie na sale choc wolałam sama iść dobrze się czułam. Zabronili też przez najbliższe 8 godzin wstawac z łóżka ale ja i tak zrobiłam po swojejmu pochodziłam wykąpałam się. no to bedzie na tyle. Czyli czekanie na 2 cm, rodzenie, szycie trwało godzine.
A myślałam , że poród to trudna sprawa. Przecież w planach miałam poród w wodzie a tak szybko poszło nawet nie wykorzystałam męzulka do pomocy :( Oczywiscie nie brałam znieczulenia nawet się nie pytali czy chce. :) Klaudus jest bardzo spokojna przy przewijaniu nie płacze. Cały czas się usmiecha a myślałam, że nowordki nie umieją się usmiechac. Jedynie czasem mam problemy z podaniem piersi choć teorię znam a pokarmu mam bardzo dużo cała mokra nonstop chodze. O zapomniałam dodac KROCZE mnie boli.:)
 
reklama
Płock ASIA aż ci zazdroszcze takiego porodu ...a jeśli mogłabyś napisać ile ważyła córeczka???Pozdrowionka pa pa pa
 
Do góry