Moje amerykańskie Halloween

Moje amerykańskie Halloween

Nie wiedzieć, kiedy zawitał do nas październik, a z nim upały na przemian z nocnym chłodem i suche wiatry Santa Ana. Ten miesiąc jest miesiącem dyni. Widać je wszędzie, dojrzewające na polach – piękny to widok na tle czystego i błękitnego nieba.

Chłopcy odbyli już tradycyjne szkolne wycieczki na „pumkin patch”, czyli do miejsca gdzie można kupić dynie wszelkich rozmiarów i kształtów. W programie takich wycieczek jest zazwyczaj krótka pogadanka „rolniczo- biologiczna” o tym, jak i gdzie dynie rosną (nie na drzewach - drogie dzieci!) a także przejażdżka na przyczepach ciągniętych przez traktor i obowiązkowe zdjęcie klasowe na stercie słomy.

Moi chłopcy najbardziej lubią błądzić w słonecznikowych lub kukurydzianych labiryntach. Rośliny te są sadzone w taki sposób, że tworzą gęste żywopłoty wyznaczające granice labiryntu. Jest jedno wejście i jedno wyjście. Czasami naprawdę można się tam zgubić, na minutę lub dwie. Nie ma mowy, żeby podejrzeć „górą” ponad żywopłotem. Taka kukurydza czy słoneczniki mogą wyrosną bardzo wysoko – zwłaszcza w porównaniu ze wzrostem przeciętnego dzieciaka. Zabawy jest co niemiara.

Dynie służą przede wszystkim do dekoracji. Znam jednak kilku miejscowych hobbystów, którzy robią z nich nieśmiertelny i ulubiony amerykański przysmak, pumpkin pie. My też już niedługo zabierzemy się za nasze dynie, wydłubiemy je w środku i zrobimy z nich latarenki, bez których Halloween nie mógłby istnieć. Jest to tylko część przygotowań do Halloween. Wszystkie dzieci czekają na ten dzień z wielką niecierpliwością, a i dorośli też mają przy tym niezłą zabawę.

W Kalifornii nawet dorośli przebierają się w pracy. W sklepie czy na poczcie spotkasz personel przebrany w za „coś” lub choćby ze śmieszną czapeczką na głowie. Nie wiem, czy jest tak w całych Stanach. Moja przyjaciółka pochodząca z Nowego Jorku była nieco zdziwiona, kiedy na jej pierwszy Halloween w Kalifornii całe jej biuro zjawiło się w pracy przebrane w kostiumy. Na wschodnim wybrzeżu, według niej, przebierają się wyłącznie dzieci.

Na Halloween dekoruje się także domy. Dynie są oczywiście wszechobecne, a także wszelkiego rodzaju duchy, szkielety, trumienki, pająki, nietoperze i inne tego rodzaju obrzydliwości. Ma być „spooky”, czyli UPIORNIE! Niektórzy podchodzą do tego zadania z absolutną powagą i na czas Halloween aranżują sobie na trawniku przed domem gustowny cmentarzyk albo stawiają przy drzwiach trumienkę, z której dyskretnie wystaje fragment szkieletu. Inni ograniczają się do pajęczynki lub ducha.

Bardzo mnie to irytowało i śmieszyło jednocześnie, kiedy tu przyjechałam, ale później jakoś przywykłam. Ba, nawet zaczęłam to lubić i rozumieć to podniecenie i oczekiwanie na zmrok, kiedy już można wskoczyć w kostium, chwycić koszyk i zacząć pukać do drzwi sąsiadów. To całe straszenie jest bardzo łagodne, z humorem i przymrużeniem oka. Jeszcze nie zdarzyło się, żeby moje dzieci (generalnie „bojące dudki”) przestraszyły się przebierańców czy dekoracji. Chłopcy uwielbiają się przebierać a także chodzić od domu do domu, gdzie dostają masę słodyczy i potem mogą się kłócić, kto dostał więcej :-)


Przebierają się wszyscy. Pod koniec września ruszają specjalne sezonowe sklepy, w których można się zaopatrzyć w kostium, akcesoria, makijaże, peruki a także tak niezbędne rzeczy jak sztuczne blizny i brodawki a także sztuczna krew i sztuczne szpony. Ludzie w Stanach wydają na te wszystkie głupoty ponad 3 biliony dolarów rocznie! Można dostać kostiumy we wszelkich rozmiarach, od noworodka do rozmiarów dla puszystych. Można także kupić kostiumy… dla psów i kotów.

Nie mam doświadczenia, jeśli chodzi o kostiumy dla dziewczynek – mam jednak wrażenie, że każda w tym dniu chce być księżniczką. Jeśli chodzi o kostiumy dla chłopców to jestem na tym polu absolutnym ekspertem. Z problemem, „ w co przebrać moje dziecko?” zetknęłam się po raz pierwszy, kiedy Tadzio miał 5 miesięcy i chodziłam z nim na specjalne zajęcia poświęcone pielęgnacji niemowląt.

Przed Halloween ktoś rzucił hasło „No to na następne zajęcia przebierzmy nasze dzieci!”  - ale ja w ogóle nie potraktowałam tego poważnie; myślałam, że to żarty. Jak to – przebierać takie bobasy? Jak? W co? Jakież było moje zdziwienie, kiedy na następnych zajęciach wszytki maluchy zjawiły się przebrane. Tylko mój Tadzio miał na sobie „cywilne ciuchy”.

Tadzio nie za bardzo lubił przebieranie, kiedy był malutki. Musiałam więc dokonywać cudów, żeby zechciał coś na siebie włożyć. Większość kostiumów robiłam sama, używając ubrania, które znał. Doszywałam mu jakieś skrzydełka czy ogonki i oczy na jego ulubione czapeczki. Wszystko inne zdzierał z siebie w jednej sekundzie. Przeszło mu w wieku lat czterech, kiedy rozsmakował się w przedszkolu.

Alek zaś od urodzenia uwielbiał przebieranki. Na jego drugi Halloween (miał wtedy rok z kawałkiem) zrobiłam mu cudny kostium biedronki. Wyglądał w nim prześlicznie! Moim najbardziej przemyślanym i spektakularnym kostiumem było Tadziowe przebranie kosmonauty. Chełm był wycięty z plastikowego wiaderka a butle tlenowe zrobiłam z butelek po wodzie. A ile się najeździłam, żeby dostać odpowiednie rurki! W końcu doszłam do wniosku, że te moje wyczyny rękodzielnicze kosztują mnie więcej czasu i pieniędzy niż zwyczajny „kupny” kostium.

Na szczęście wkrótce obaj malcy zdecydowanie zarządali kostiumów „takich jak wszyscy mają”, czyli ze sklepu. Odetchnęłam z ulgą. W zeszłym roku Tadzio był Batmanem a Alek Spidermanem. W tym roku obaj wyrośli niestety ze starych kostiumów. Mały jeszcze nie dorósł do Batmana, więc zmuszona zostałam do dokonania zakupu nowych kostiumów. Alek dostał kostium Ninja (Mama – napisz „Black Ninja” – to dyskretna sugestia od Alka) a dla Tadzia nabyłam kostium motocyklisty-motocrossowca, w szmateksie czyli za pół darmo. Tata obiecał pożyczyć mu prawdziwy hełm motocyklowy od kolegi z pracy.

 

Mieszkamy w niezwykle spokojnej okolicy, gdzie nikt nie imprezuje i nie zakłóca spokoju po zmroku. Wyjątek stanowi olbrzymia impreza organizowana przez sąsiadów, corocznie w ostatnia sobotę przed Halloween. Słyszymy ją doskonale, mimo, że mieszkamy na następnej ulicy. Cała rzecz odbywa się na dworze i od wczesnych godzin południowych zjeżdżają się na nią tłumy przebranych gości. Jako, że impreza jest jak najbardziej dla dorosłych, kostiumy są dość frywolne. Podglądam co roku, z czystej ciekawości…

Peruki, sztuczne biusty olbrzymich rozmiarów, króliczki Playboya i takie tam. Bawią się zazwyczaj do 11 w nocy, a potem grzecznie rozjeżdżają się do domu. Często kostiumy nawiązują do aktualnych wydarzeń z pierwszych stron gazet. Kiedy Arnold S. został wybrany gubernatorem Kalifornii, na party zjawiło się kilku Terminatorów. Przez kilka lat bardzo modny był także Osama Bin-Laden.

Na zawsze w pamięci pozostanie mi pewien dom, który odwiedziłam z chłopcami na Haloween. Było to w roku, w którym Martha Stewart, znana gwiazda telewizyjnych talk-shows o gotowaniu i gospodarstwie domowym, została skazana na karę więzienia za matactwa giełdowe. Otóż garaż w tym domu został zaaranżowany mniej więcej tak jak telewizyjne studio Marthy – z kuchnią i wszystkimi potrzebnymi rekwizytami.

Za piecem kuchenny stała właścicielka domu ucharakteryzowana na Marthę, tyle, że była ona ubrana w gustowne więzienne ubranko, takie w czarno-białe paski. Do tego był dołączony jakiś zabawny komentarz zawieszony nad jej głową, którego już nie pamiętam, ale całość była bardzo śmieszna i aktualna. Ludzie pękali ze śmiechu.



Na koniec podzielę się z Wami dowcipem, który mój Małżonek przyniósł wczoraj z pracy. Jest to dowcip jak najbardziej odpowiedni na Halloween i polityczny zarazem. Otóż w Halloween pewna pani puka do drzwi sąsiadów.

Przebrana jest w kombinezon, do którego przyklejona jest kilkanaście 25-centówek. Sąsiedzi patrzą ze zdziwieniem i pytają: - Well. How are we to understand your costium? (Co przedstawia Twój kostium?) Na co pani odpowiada: - This is the only change I am going to really see after the election! (To jest jedyna zmiana, jaką zobaczę po wyborach!)  

Dowcip polega na tym, że słowo „change” znaczy „zmiana” a także „drobne”. Tutaj opowiada się wyjątkowo mało dowcipów politycznych. Nie to, co w Polsce ; -) Nie wiem, czy to z powodu osławionej „poprawności politycznej” czy też z powodu prozaicznego braku poczucia humoru i fantazji. W każdy razie, z poczucia kronikarskiego obowiązku, odnotowuję ten kawał.

 

Ocena: z 5. Ocen:

Ten tekst nie ma jeszcze oceny. Dodaj swoją!

Czy ta strona może się przydać komuś z Twoich znajomych? Poleć ją: