reklama

reklama

Jak Pawełek oczarował nadmorski kurort

Przed wyjazdem

Po długich pertraktacjach postanowiliśmy wybrać się na wakacje z 8 miesięcznym synkiem.

Decyzja nie była łatwa, wszyscy wokół, włącznie z liberalnymi koleżankami z pracy odradzali nam ten wyjazd. Generalnie panuje opinia, że z małym dzieckiem siedzi się w domu i cieszy z tego co ma. A przecież nie zamierzamy wyjechać do Egiptu, Turcji czy innych dalekich miejsc.

W rezultacie wybraliśmy nasze polskie morze. Poszukiwania podjęliśmy na początku maja, najpierw znajomi, potem internet, a na końcu książka telefoniczna. Tak to właśnie padło na Białogórę, niewielką mieścinę nad samym morzem. Zatoka ze względu na bliskość (mieszkamy 50 km od Gdańska) nie miała żadnych szans. Pensjonat znaleźliśmy w książce telefonicznej, dotarliśmy też do strony internetowej. Wyglądało całkiem nieźle i kosztowało też nie mało. Doszliśmy jednak do wniosku, że z tak małym dzieckiem warunki muszą być dobre, żadnych wspólnych łazienek itp. Poza tym Paweł zasypia ok. dziewiętnastej, więc co będziemy robić ? Muszą być atrakcje w pobliżu lub w samym domu. Okazało się, że będziemy mieli do dyspozycji gabinet odnowy biologicznej, zabrzmiało to nieźle, zwłaszcza ja miałam nadzieję zgubić parę deko.

Jesteśmy na miejscu

Godzinę przed wyjazdem byłam pewna, że nie zabierzemy tych wszystkich pakunków, a teraz stoimy przed domem i zastanawiamy się co by tu jeszcze zabrać. Okazuje się, że można tak spakować rzeczy, że wszystko się zmieści i jeszcze zostanie trochę miejsca. Z łóżeczkiem turystycznym i wózkiem na dachu samochodu wyruszamy w dwu godzinną podróż. Wydaje się niewiele, jednak dla Pawełka to co najmniej o godzinę za długo. Pod koniec podróży bawił się portfelem taty i kluczami od domu, nic innego nie pomagało. Kiedy byliśmy już prawie na miejscu zasnął z błogą miną.

W pensjonacie

Zostaliśmy bardzo miło przywitani, a szczególnie Pawełek, który już wtedy wzbudził sympatię damskiej obsługi domu. Po rozpakowaniu rzeczy wybraliśmy się nad morze. Asfaltowa droga wśród wrzosowisk prowadzi na dużą, spokojną plażę. Niestety nie udało nam się podziwiać ani wrzosowisk ani morza, Paweł dał koncert z cyklu drę się wniebogłosy, nie wiadomo dlaczego. Tak było już zawsze droga nad morze to koszmar, jedyne co było w stanie go zainteresować to biegające dzieci, psy, tudzież bryczka wioząca ludzi na plażę. Zbawieniem okazało się nosidło na plecy, z tej pozycji Paweł widział więcej, a raczej inaczej i uspokajał się na chwilę. Robert zaś notorycznie uprawiał biegi z wózkiem i drącym się dzieckiem. Również pomagało, szybko zmieniająca się perspektywa zabawiała synka na chwilę.

Plażowanie

Na plaży było już lepiej, rozstawialiśmy dach, typu pół namiot, który świetnie osłaniał od wiatru (ten nad polskim otwartym morzem jest zawsze) i od słońca, którego było niewiele. Zabawy w piasku i wodzie nie wchodziły w grę, te pierwsze dlatego, że Paweł go zjadał, drugie z powodu zimnej wody. Początek lipca nad Bałtykiem to nie czas na kąpiele z dzieckiem, niestety woda nie przekracza 18 stopni. Za to niezbyt upalne powietrze to wymarzone warunki na spacery z małym dzieckiem. Spacerowaliśmy dużo, zwłaszcza, że szum fal usypiał Pawełka nawet na dwie godziny, co w domu mu się nie zdarza. Podobno najwięcej jodu jest nad ranem, niestety nie skorzystaliśmy z porannej terapii jodowej, Paweł długo spał. Raz tylko udało się nam zaliczyć zachód słońca, który niezmiernie podobał się naszej dzidzi, patrzył w zachodzące słońce i uśmiechał się radośnie.

Uroki pensjonatu

Z powodu swego głośnego zachowania nasze dziecko znane było prawie w całej wiosce, a panie w pensjonacie były wręcz oczarowane, uśmiechał się jak tylko schodziliśmy na posiłki lub po prostu wychodziliśmy z domu. Pozwalał brać się na ręce, sadzać na krześle w barze i na pulpicie w recepcji, ulubioną zabawką stał się dzwonek recepcjonistki. Udało nam się kilka razy oddać dziecko tym paniom i zjeść spokojnie obiad, obejrzeć wiadomości. Paweł zwiedził nawet kuchnię, gdzie gościom wstęp wzbroniony. Pani kucharka tak polubiła Pawła, że przy wyjeździe miała łzy w oczach.

Kiedy dziecko już spało my korzystaliśmy z siłowni i wanny z hydro masażami, muszę przyznać, że były to jedyne chwile relaksu podczas tego wyjazdu. Generalnie nie odpoczęliśmy zbytnio, ale spodziewałam się tego, Pawełek w domu również nie należy do spokojnych dzieci, a przy zmianie środowiska nie było lepiej. Pomimo to jesteśmy bardzo zadowoleni z wyjazdu, zdobyliśmy nowe doświadczenia, no i ubyło nam te spodziewane kilka dekagramów. A synek miał okazje poczarować trochę okolicznych mieszkańców. W każdym razie oczekują nas tam w przyszłym roku i na pewno zapamiętają kto to Pawełek.

Już pod koniec pobytu okazało się skąd takie, chwilami trudne do opanowania zachowanie naszego chłopca, ano pierwszy ząbek (dolna prawa jedynka).

Pozdrowienia
Violeta
violetap@poland.com

Ocena: z 5. Ocen:

Ten tekst nie ma jeszcze oceny. Dodaj swoją!

Czy ta strona może się przydać komuś z Twoich znajomych? Poleć ją: